VII

443 32 6
                                    

Czarny Pan zmierzał w stronę pokoju znajdującego się na końcu czarnego korytarza. Wszedł do niego i zastał tam Harry'ego siedzącego na ziemi obok drzwi, opierającego się o ścianę, z książką na kolanach. Odwrócił wzrok od lektury i spojrzał w górę, aby zobaczyć kto go odwiedził. Praktycznie to tylko jedna osoba, która usiadła obok niego na podłodze. Harry ostro się w niego wpatrywał, a gość w przeciwieństwie siedząc w siadzie skrzyżnym patrzył pusto przez siebie. Przez chwilę siedzieli w ciszy, ale Voldemort zaczął pierwszy rozmowę.

- Śmierciożercy to debile. - chłopak zaśmiał się lekko domyślając się, że to może być prawda - Tępe, bezmózgie istoty, które nie mają za grosz umiejętności myślenia.

- Co zrobili? - zapytał ciągle się wpatrując w Czarnego Pana i jego głebokie, czerwone oczy.

- Dzisiaj teoretycznie nic, mówię całokształtem. - po tych słowach spojrzał na niego. Patrzyli tak sobie w oczy strasznie krótką chwilę, bo Harry jako pierwszy oderwał wzrok.

- Gdzie jesteśmy? - zapytał

- W dworze Malfoy'ów, - Harry strasznie się zdziwił słysząc to - lepiej stąd nie wychodź, od jakiegoś krótkiego czasu jest to siedziba główna naszego stowarzyszenia - lekko się zaśmiali - i możesz natknąć się na śmierciożerców, którzy mogą cię pogryźć albo podrapać.

- Wiedzą, że tu jestem?

- Typowo tak, ale nie zostali dokładnie poinformowani gdzie jesteś, co się z tobą dzieje, ani, że nie jesteś w lochu.

- Mógł bym wreszcie dostać moją różdżkę?

- Ładnie poproś to się zastanowię - uśmiechnął się na tyle na ile potrafił

- Proszę.

- Całym zdaniem - nakazał

- Bardzo ładnie proszę o oddanie mojej różdżki mojej osobie. - wypowiedział te zdanie na jednym wdechu przez zaciśnięte zęby.

- Hmmm, - udawał, że się zastanawia - nie. - chłopak spojrzał na niego zdenerwowanym wzrokiem nie wiedząc co powiedzieć.

- A chociażby okulary? Strasznie źle bez nich widzę.

- Dobrze, przyniosę ci je dzisiaj, lub jutro rano.

- Zadam ci jedno zasadnicze pytanie, dobrze? - Voldemort przytaknał i szybko przesiadł się tak, aby siedzieć naprzeciwko Harry'ego. - Dlaczego tak bardzo fascynuje cię krzywdzenie innych w postaci fizycznej? - o dziwo zadał to pytanie bez żadnej urazy w głosie, bez żadnego sarkazmu czy ironii.

- Według mnie, takie tortury przed śmiercią są formą pokuty. Coś jak rozgrzeszenie na wyższym stopniu. Z niewiadomych powodów lubię coś takiego, uczucie zemsty na ludziach czyniących zło przez całe życie. Dodatkowo jest to po prostu ciekawe. Ciekawe są reakcje ludzi na różne odczucia. Na przykład łamane kości. Jest jedno zaklęcie, które umożliwia połamanie kości i natychmiastowe uleczenie ich. Takie coś może trwać się w nieskończoność. W niektórych ludzi może to objawiać się potwornym bólem, a znam pewną osobę, która osobiście lubi to uczucie.

- Kto?

- Bellatriks. Owszem, jest dość niezrównoważona i przez to ma zniekształcone i nieczułe niektóre nerwy ciała i zwyczajnie część rzeczy fizycznie odczuwa inaczej. Wracając to lubię sprawiać krzydę innym. Dla pojedynczych osób może to być kara za poważne przewinienia.

- Co masz na myśli?

- Że przykładowo kastruję każdych pedofilii i gwałcicieli gdy mam pewność, że to zrobili. Ale pozwalam im żyć. Aby mogli istnieć w poczuciu winy, żałoby. Tak długo aż sami się zniszczą. To jest po prostu fascynujące. - skończył. Harry myślał o tym, w jaki sposób o tym mówi. Z taką fascynacją, z taką pasją w głosie. Jak to brzmi tak jak o tym opowiada to musi to być wspaniałe.

- Pokazał byś mi kiedyś jak to wygląda na żywo? - oboje byli zaskoczeni pytaniem, które wyrwało się z ust nastolatka. Harry Potter, Złoty Chłopiec, Wybraniec jest ciekawy takiej rzeczy? Po krótkim szoku Voldemort odpowiedział.

- Jasne, z wielką chęcią.

- Gdzie masz pokój? Skoro to główna siedziba, to znaczy, że ty też tutaj przebywasz.

- Trzy w lewo od twojego. Jak będziesz chciał wyjść z tego pokoju to uprzedź mnie wcześniej. Ci idioci cię zabiją na pierwszym kroku.

- Macie tu jakąś bibliotekę?

- Oczywiście, że tak, piętro wyżej, piąte drzwi od prawej strony. - Czarny Pan spojrzał na zegarek spoczywający na jego nadgarstku. Wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.

- Późno już, wracam do siebie. - chciał już wyjść, ale zatrzymał go głos Harry'ego

- Jak mam do ciebie mówić?

- Odpowiadało by mi "Mój wszechmocny, przepotężny panie" - chłopak na te słowa się zaśmiał. Spojrzał na niego wzrokiem, który oznaczał, że chciałby tą informację. - Wystarczy Tom, po imieniu. - postarał się do niego uśmiechnąć, pożegnał się i wyszedł.

𝐷𝑟𝑜𝑔𝑎 𝑏𝑒𝑧𝑝𝑜𝑤𝑟𝑜𝑡𝑛𝑎 - 𝑡𝑜𝑚𝑎𝑟𝑟𝑦Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz