Pov: Chuuya
Oczywiście przekroczyłem granice dozwolonej prędkości jazdy na chyba wszystkich drogach, które musiałem minąć by dojechać z Agencji do Mafii. W sumie to zawsze jakoś nie trzymałem się przepisów drogowych, ale przymknijmy na to oko, bo tym razem akurat miałem czasami nawet myśli, że mój motor zaraz przekroczy prędkość światła, niczym statki w Star Warsach.
Nie minęło 5 minut jak zaparkowałem na parkingu jak najbliżej wejścia do budynku Mafii, gdzie swoje biuro ma Mori, więc najprawdopodobniej znajduje się tam teraz Agencja, a więc i Dazai.
Pomyślałem sobie, speedrun. Tak, to zdecydowanie wyglądało jak speedrunnowanie życia. Ale dokładniej to bardziej brałbym to jako misja ratunkowa dla Osamu, bo jaki debil ciągnąłby go do walki z Upadkiem Anioła, no chyba tylko jakiś niedojeb.
Biegnąc usłyszałem rozmowę zza budynku, więc postanowiłem się wsłuchać o czym rozmawiają. Z głosu wydawało mi się, że to....
— Jesteś pewien, że nie chcesz zostać? To może być dla ciebie niebezpieczne. - powiedział Akutagawa. Przynajmniej wydawało mi się, że to on.
— Chcę, ale muszę jechać. - to na pewno był głos Osamu. Domyśliłem się, że chodzi o tą misję związaną z Upadkiem Anioła. - Na pewno nie kiedy już powiedziałem Chuuyi, że jadę.
— Ale przecież.. możesz mu powiedzieć, że jednak nie jedziesz, albo też go zabrać z nami, prawda? Korupcja się przydaje. - usłyszałem jak brunet wzdycha i opiera się o ścianę.
— Wolę nie wrócić z tamtąd żywy byleby Nakaharze nic się nie stało. Dlatego, wolę by został bezpieczny w domu. - poczułem ból, ale jednocześnie uśmiechnąłem się lekko słysząc jak ważny jestem dla Dazaia.
Przez to też nie mogłem powstrzymać łez, ale nie zwróciłem na to uwagi, tylko oparłem się najpierw plecami o ścianę, a potem zjeżdżając po niej usiadłem na chodniku chowając głowę tak, by stać się jakby skulonym dzieckiem. Czułem się choć trochę bezpieczniej siedząc w tym miejscu sam.
Mój oddech zaczął się przerywać, a ręce całe trząść. Zastanawiałem się dlaczego. Czy na prawdę uczucia są w stanie tak odmieniać ludzi? Przecież nigdy tak nie było, nigdy nie byłem w takim stanie, nie trzasłem się siedząc na ulicy po usłyszeniu, że ktoś skądś może nie wrócić z misji żywy, to było i jest na porządku dziennym!
Ale.. gdyby tak trochę może spojrzeć na to z innej strony, bardziej prawdopodobne jest, że w ten stan wprowadziło mnie usłyszenie, że to Osamu może nie wrócić z tej misji żywy. Gdyby okazało się, że tak będzie zanim by tam pojechał nigdy bym go już nigdzie nie puścił. Nie byłbym na pewno w stanie przyjąć do siebie tego, że by nie żył.
— Chodźmy, powinnismy wrócić przed główne wejście. - dodał Dazai po czym usłyszałem kroki zbliżające się w moją stronę. Chciałem wstać, ale nie mogłem się ruszyć. Przed oczami miałem tylko wizje jego martwego ciała z moich wszystkich koszmarów jakie miałem. Choćby jeden z nich gdzie Arahabaki wpadając mną kazał mi go samemu zabić. - Jeszc- Chuu..? Skąd ty się tu wziąłeś? - klęknął przy mnie i mnie przytulił.
Podniosłem lekko głowę i wtuliłem się w niego tak, by mógł mnie podnieść. Miałem gdzieś to, że Akutagawa widzi mój moment „załamania". Nie obchodziło mnie już to, najważniejsze było żeby zatrzymać Osamu w Yokohamie.
— Ciiii.. co się stało? Nakaharciu.. - powiedział cicho tuląc mnie do siebie i już stojąc prosto ze mną na rękach.
— Ja.. proszę.... Zostań.. ze mną... - schowałem głowę w zagłębieniu szyi bruneta i zacisnąłem ręce i nogi wokół niego mocniej.
CZYTASZ
Bo słońce znów kiedyś wstanie // soukoku
RomanceDazai po kilku latach pracy z Chuuyą przez śmierć Odasaku decyduje się opuścić Portową Mafię i jak obiecał przyjacielowi "być po stronie, która ratuje ludzi". Dlatego też decyduje się na pożegnanie partnera w wyjątkowy sposób, taki, w jaki powitał g...