5.4

21 4 4
                                    

Cholera, cholera, cholera!

Co on właśnie najlepszego zrobił? Niczego nie chciał tak bardzo, jak uderzyć się w głowę i stłuc czaszką szybę. Nie należał do osób niezdarnych, ale musiał potknąć się o zrzuconą kołdrę na ziemię, która zawinęła się na jego nogach i wpaść prosto na komodę. Nie uszkodziłby wiele, gdyby była pusta, ale znajdowały się na niej wcześniej kolekcjonerskie figurki, które odkrył nie tak dawno. Bo kilka minut temu.

Nie założył dobrze spodni, które zabrał ze sobą z domu, a już przysporzył kłopotów. Nie był ciamajdą jak Jimin, ale czego mógł się spodziewać, skoro był w gościach? Zawsze coś się stanie.

Miał pieniądze, śmiało mógłby mu odkupić te figurki, ale nie wyglądały, jakby pochodziły ze sprzedaży. Nie były idealne, wręcz krzywe i paskudne, przez co pojawiła mu się myśl, że były własnoręcznie wykonane. Ktoś mógł Seokjinowi je wręczyć, a teraz Yoongi spanikowany kucał nad ich częściami porozrzucanymi po panelach.

Zabije go, gdy tylko zobaczy. Wyszedł na zakupy i ma za niedługo wrócić, aby zastać taki marny widok.

Próbował pozbierać je do kupy, ale zupełnie zapomniał o tym, że pęknięty materiał, z którego były wykonane te figurki, był ostry. Nie wbił mu się jeden odłamek, a trzy, prosto w palce, którymi chciał szybko pozbierać śmieci i zobaczyć, czy mógłby to jakoś naprawić.

Chyba odbierze Jiminowi tytuł ciamajdy i sam sobie go przyzna.

Zacisnął dłoń i schował palce w pięści, aby nie zakrwawić paneli. Nie miał czasu, żeby umyć dłoni, skoro jeszcze kilka minut i Seokjin będzie w środku. Wyszedł do pobliskiego przydrożnego sklepiku, w którym nie ma dużych kolejek.

Nieważne, jakby próbował, nie sklei tego. Było za dużo drobnych kawałków, które należałoby tylko usunąć i wrzucić do kosza na śmieci. Próbował wymyślić sposób, co zrobić w przypadku większych odłamków, ale nie miał nawet kleju, a zwykły szkolny raczej by się do tego nie nadawał.

Usłyszał otwierane drzwi i głos Seokjina.

— Wróciłem! Kupiłem nam herbatę na przecenie... z liczi!

Kupił mu herbatę, a Yoongi w zamian mu zniszczył pamiątkę. Zajebiście. Na pewno się ucieszy.

— Nie wchodź! — odkrzyknął, gdy usłyszał, że chce wejść przez drzwi do swojego własnego pokoju.

— Co? Dlaczego? Co tam robisz?

— Uhm... nie nic. Przebieram się.

— W porządku, poczekam. Powiedz, kiedy skończysz.

Oddalił się, a Yoongi pastwił się nad figurkami. Czuł, jak jego palce zaczęły szczypać

Czas się dłużył, przez co wiedział, że martwił Jina. Przyszedł jeszcze raz pod drzwi, aby upewnić się, że wszystko w porządku, a Yoongi czuł, jakby miał zacząć ryczeć z bezsilności. Nigdy nie przejąłby się, że coś zniszczył, ale teraz mieszkał u niego! Był gościem, który nie mógł ostrożnie wygramolić się z łóżka i się przebrać.

— Yoongi, czy wszystko w porządku?

— Tak... — zacisnął usta. Nie chciał kłamać w takiej sprawie, ale Seokjin miał pełne prawo go wyrzucić. Nawet gdyby Tata go złapał i zadźgał na ulicach Seulu.

Zaczynał być paranoikiem...

— Wchodzę.

Seokjin nie czekał na protesty Yoongiego i wszedł.

Próbował zakryć jak mógł figurki z nerwowym uśmiechem, podczas gdy klęczał nad nimi jak dziecko, które zostało przyłapane przez matkę na zepsuciu swojej ulubionej zabawki.

— Tego się nie spodziewałem — przyznał, a jego wzrok padł na dłoń Yoongiego. — Krwawisz! Święty Odynie, jak o siebie dbasz? Próbowałeś zbierać to gołymi rękoma? Jezusie, Yoongi. W półce nad zlewem masz rękawiczki!

Na chwilę zniknął, aby przynieść czystą, zmoczoną szmatkę, pęsetę i plastry. Opiekuńczo chwycił Yoongiego za biodra, aby przemieścić go na łóżko i móc zobaczyć jego dłoń.

Przetarł ranę z krwi, aby znaleźć odłamki wbite w skórę, a następnie wyjął je zwinnym ruchem, jakby został tego nauczony.

Cóż, w końcu był weterynarzem, który został zmuszony leczyć ludzi. Seokjin znał się na wyciąganiu odłamków i drzazg, nie było innej opcji.

— I dlatego nie chciałeś, żebym wszedł? Bo myślałem, że zjem cię za zepsucie? — uśmiechnął się rozbawiony. — Och, Yoongi. Nie jestem zły. Jestem tylko zły na to, że zapomniałeś być ostrożny.

— Co to były za figurki?

Seokjin spojrzał się na niego, a w jego oczach rozbłysły iskierki.

— Z aliexpress. Sama taniocha, która przyszła inna niż chciałem. Nawet dobrze, że się tego pozbyłeś.

Poczuł ogarniającą go ulgę. Jakby wrócił właśnie do jego ciała duch, który chcąc uniknąć zażenowania, uciekł na drugi koniec świata.

— Przepraszam.

Zdziwił Seokjina tym prostym słowem. Na chwilę się zatrzymał przyklejając plaster na jego palec i patrząc się na niego jak na kosmitę.

— Cholera, nie przepraszaj. Jak mówiłem, niewiele za to dałem, ale nie miałem okazji tego wyrzucić. Gorzej z tym, jak to się stało. Źle się poczułeś czy... — jego wzrok padł na zwiniętą kołdrę na ziemi. Ogarnęło go zrozumienie. — Och, rozumiem. Następnym razem uważaj, bo będziemy musieli złożyć jeszcze nos.

Zmrużył oczy, gdy Jin dotknął go w sam czubek.

— Przysięgam, że nieczęsto się to zdarza. Jakiś pech mnie złapał, masakra.

— Muszę przyznać, że nie wyglądasz na niezdarną osobę. A jeszcze bardziej na kogoś, kto mógłby ukrywać coś takiego — wskazał na podłogę. — Widzę cię jako kogoś, kto bez wahania by przyszedł i powiedział, że coś zniszczył. Coś specjalnie!

Zmarszczył brwi i nos jednocześnie. Seokjin dobrze zgadł. Nie miał problemów, aby coś zniszczyć, bo miał taki humor. Często robił to Jiminowi, aby potem móc odkupić lepszą rzecz niż wcześniej miał.

— Pech. Po prostu pech i nic więcej.

— Pech to twoja nowa niezdarność, Yoon. Pech musi się najpierw skądś wziąć.

I masz ci los. Yoongi był niezdarny.

— Cóż, gotowe — Seokjin odsunął się od niego. — Ale poważnie, następnym razem uważaj, bo sobie krzywdę zrobisz. A wyglądasz całkiem dobrze, żeby później mieć krzywy nos z powodu takiego drobiazgu.

HEMOFOBIA Yoongi x SeokjinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz