3.1

34 5 0
                                    

— Jak miło, że go przyprowadziłeś. Mam nadzieję, że zdołałeś z nim porozmawiać — dźwięk wydobył się zza nagich manekinów. Yoongi próbował przesunąć się, aby zobaczyć Tatę, który ukrywał się.

— Tak. Powiedział, że chce do nas dołączyć — wytłumaczył mu Seokjin, gdy trzymał zamiast liny nadgarstki Yoongiego. Jego ucisk nie był mocny. Tak, jakby mu ufał, że nie ucieknie. — Pokazałem mu naszą działalność.

— Tobie mogę uwierzyć, drogi Jinie.

Wyszedł zza sztucznych sylwetek. Miał założony na sobie czyste i eleganckie spodnie z garnituru, a bluzkę ze zwykłych dresów, na dodatek poplamioną olejem. To, co wrzuciło się najbardziej w oczy Yoongiego, był kryształowy naszyjnik. Ale po kilku odbłyskach od światła o materiał, zrozumiał, że był to plastik.

Zastanawiał się nad kupnem własnych klejnotów, ale odrzucił tę myśl. Klejnoty to zwykła ziemia, a nie ekstrawaganckie ubrania. Tak, jak jego ukochane jordany.

Skóra mafiozy była gładka i ciemna, a włosy krótkie i przycięte bardzo dokładnie. Było widać, że dba o prezentację, ale samej twarzy. To, co miał poniżej, było żenująco okropne. Przez tę bluzkę, tracił swój urok. Wyglądał jak typowy tata, a nie szef mafii, który mógł go skrzywdzić.

— Ano. Mam zwracać się do pana... tata?

Zobaczył pojawiający się uśmiech na twarzy mafiozy. Klasnął w dłonie, co wydało okropny dźwięk dla jego wrażliwych uszu.

— Jak to się dzieje, że niektórzy z was nie protestują? Boicie się?

— Ja...

Jin uderzył go łokciem w żebro.

— Czego? Już zakładałem, że zostanę porwany. Chociaż to, że chcecie mnie w grupie, a nie jako niewolnika... jest interesujące — wzruszył ramionami. — Czy Jimin jest z wami?

Musiał się dowiedzieć. Nigdzie go nie widział!

— Jeśli jesteś gotowy z nami współpracować i słuchać moich rozkazów, jesteś tu mile widziany.

— Czyli tortury nie zaliczają się w grę? Czy może Jimin je miał?

Seokjin nie był zadowolony z jego pytań, ale nie przestawał mówić, gdy nie widział zniecierpliwienia u... taty. Nie przyzwyczai się do tego.

— Twój Jimin niewiele przeszedł, jak się okazało. Mój chłopiec na posyłki ma zdolności przekonujące. Jeongguk! — zawołał, gdy młodszy pojawił się w drzwiach. Yoongi zauważył ślad na jego szyi przez liny. — Przyprowadź Jimina. Coś czuję, że już będziemy mieć wszystkich.

— Wszystkich? Chcecie obrabować bank? Czym zajmuje się wasza organizacja?

— Oj, dużo pytasz, gwiazdeczko — cmoknął, ale kontynuował. — Zobaczymy, czy jesteś warty zaufania. Nie szkoda ci zostawić dotychczasowego życia?

— Ponoć mam go nie zostawiać, bo potrzebujecie sławnych wpływów w kraju. Chociaż nie sądzę, że jestem na tyle sławny co Grande czy... nie wiem. Ktoś.

Boże. Błagał, żeby nie zaczął się trząść, gdy podszedł do niego. Był znacznie od niego wyższy, a pod bluzką ukryły się sporych rozmiarów bicepsy i tricepsy. Powtarzał sobie w głowie, żeby nie panikował. Dobrze mu idzie. Posłucha Jina i ten kretyn nie skrzywdzi jego drogocennej twarzy.

Drzwi się otworzyły, a przez nie wszedł Jimin trzymający Jeongguka za dłoń. Puścił ją niemal natychmiast, gdy zobaczył Yoongiego. Chciał krzyknąć i rozpłakać się na widok muzyka, ale Jeongguk pociągnął go za skrawek bluzki, aby tego nie robił.

W końcu zauważył jakąś normalną reakcję najmłodszego.

— Yoongi... — odezwał się ciszej i przestraszonym wzrokiem spojrzał się na tatę.

— Więc moi mili, będziecie się mnie słuchać i wykonywać moje rozkazy cały dzień i noc. Nie jestem kretynem, aby uwierzyć nowym, chyba że na to zapracujecie. — dodał stanowczym tonem. — Jestem Tata. Nazywacie mnie tak, bo jestem i waszym ojcem, i mam tak na drugie imię.

Otoczył ich z założonymi ramionami za plecami, a jego aura ciemniała. Podeszwy jego drogich butów uderzały o podłogę, a Yoongi czuł zbierające się wymioty w gardle.

— Jeśli ktoś z was postanowi się zbuntować i zignorować choć jeden mój rozkaz, będzie miał możliwość spotkania się ze mną w odpowiedniej do tego sytuacji. Poznacie mnie i poczujecie to w kościach.

Podszedł od tyłu doi Jeongguka, aby unieść jego bluzkę i pokazać siniaki w różnym stopniu zaawansowania. Były nowe, co zastanawiało Yoongiego. Jeongguk nie mógł sobie zasłużyć na nie, skoro był tak uległy.

Jego brzuch był cały w różnych kolorach. Niebieskie, fioletowe, żółte, a nawet czerwone, wyglądające jak oparzenia. Miał sporo blizn w niepokojących miejscach.

— Chyba że chcecie tak skończyć — spojrzał się głównie na Yoongiego.

Czy może zemdleć?

— Dla wyjaśnienia, wbijanie rogów jelenia to najlepsza rozrywka, jaką kiedykolwiek wykonywałem. Tuż zaraz po tym jest upust krwi, której... hm, potrzebujemy. Ach! I jeszcze jedno. Choćby było was dwóch, troje, nie radzę wam zastawiać na mnie pułapek. Jeszcze mnie pokochacie.

Wiedział. Pieprzony syndrom sztokholmski. Jeongguk na pewno go miał. Seokjin... on akurat był tchórzem.

Od początku nie miał do niego zaufania. I pomylił się? Wcale nie.

Ale czy powinien go zostawić, gdy ucieknie? Tego nie wiedział, więc chciałby najpierw dowiedzieć się, czy faktycznie robi wszystko przez strach. Zawsze mógł go okłamać.

HEMOFOBIA Yoongi x SeokjinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz