Emma nigdy nie przypuszczałaby, że rzeczywistość, która otaczała ją od szesnastu lat może okazać się tak nudna.
Pozbawiona centaurów, minotaurów i mistycznych władców, nie zachęcała jej ani trochę do kontynuowania swojego wcześniejszego życia.
,,Wcześniejszego''?
Przecież ono nigdy się nie zakończyło, wciąż trwało, a Narnia była jedynie wytworem jej pogrążonego w śpiączce mózgu.
I choć bardzo chciała wierzyć, że jest inaczej, musiała przyjąć do wiadomości okrutną prawdę.
Ben z bólem oglądał zmarnowany wygląd siostry.
Zmieniła się niekoniecznie na lepsze.
Wraz z utratą sprawności fizycznej, wydawała się także pozbawiona sprawności umysłowej choć lekarze przecież to wykluczyli.
Mało się odzywała, a większość swojego dnia spędzała na zapisywaniu czegoś w skórzanym zeszycie. Identycznym jak ten należący niegdyś do Davida Dilvera.
A potem godzinami wpatrywała się w ścianę nucąc kołysankę.
Przez pierwsze kilka dni zdawała się być taka jak kiedyś. Z pasją opowiadała o nikomu nieznanej krainie i przyjaciołach, z którymi spędziła tam dobrych kilka tygodni, a pierwszym jej pytaniem gdy bracia zawitali w sali szpitalnej było:
,,To co z tym budyniem?''
Chcieli ją zabrać do szpitala specjalistycznego, ale Ben upierał się, że jego siostra nie jest wariatką i cały okres kuracji spędzi w domu. Pośród rodziny będzie jej łatwiej wrócić do normalności.
Ale gdy przez kolejne dni, tygodnie, a potem i miesiące jej funkcjonalność zawęziła się do najpotrzebniejszych czynności- sam zaczął wątpić w słuszność swojej decyzji.
Dziękował matce, że ta w obliczu wypadku swojego dziecka, starała się zająć wszystkim. Przestała pić, znalazła pracę i znów stała się ich mamą, a nie tylko Sarą Dilver- kobietą, która już od dawna nie istniała.
- O, Alek!- Wesoły głos kobiety poniósł się po domu.
Dylan wychylił się z wysokiego krzesła chcąc dojrzeć nowego przybysza.
Alek Evans niezwykle wydoroślał przez ostatnie półtora roku.
Nie dręczony już zakażeniem stał się naprawdę wyjątkowo urodziwym młodzieńcem.
- Emma z pewności się ucieszy na twój widok!
Ale nie ucieszyła. Jej usta nie wykrzywiały się już w uśmiechu nawet na widok braci czy Karmela, który dzień w dzień trwał przy jej bezwładnych nogach.
Młodego Evansa nie zrażało to wcale. Przychodził nawet w najgorsze dni zupełnie jak ona lata wcześniej kiedy chorował.
Czuł, że jest jej to winien.
-... Pod koniec września wyjeżdżam na uniwersytet do Sztokholmu.- Opowiadał niezrażony tym, że przyjaciółka nawet na niego nie patrzyła. Złapał za jej dłoń i pogładził kciukiem.- Pamiętasz? Rozmawialiśmy kiedyś o tym.
Owa rozmowa odbyła się gdy chłopak kończył szkołę podstawową.
Emma z uśmiechem powiedziała wtedy, że dołączy do niego w Szwecji gdy tylko również i ona osiągnie pełnoletność.
Ale w obliczu swojego kalectwa, wydawało się to niemożliwe.
Ben stojący za drzwiami zacisnął zęby.
On również powinien wyjechać na studia w przyszłym roku. Myślał nad dołączeniem do Aleka, z resztą tak samo jak Marley Bakerson.
I choć bardzo kochał siostrę, musiał odpocząć, uwolnić się od tego wszystkiego nawet jeżeli wiązałoby się to z umieszczeniem Emmy w ośrodku.
Był zbyt młody, by na własne życzenie uwięzić się w DigensTown z niepełnosprawną siostrą.
Każdemu wydawało się, że młoda Dilver pozostała odcięta od rzeczywistości.
Ale tak nie było. Słyszała doskonale każdy dźwięk.
Dylana czytającego jej bajki wieczorami, Bena i Aleka opowiadających o swoich dniach, czasami rodzinę Bakersonów i Karmela przynoszącego jej nieustannie zabawki. A także Sarę śmiejącą się do swoich synów.
Nastolatka w duchu cieszyła się, że choć dla nich była dobrą matką, mimo że dla niej nigdy nie potrafiła.
W gruncie rzeczy, dla Emmy wciąż pozostawał ona martwa.
CZYTASZ
Znajdźka //Edmund Pevensie
Fanfiction,, Rodzeństwo Dilver zniknęło pozostawiając po sobie jedynie rozpadający się dom z czerwonym dachem. Zniknęli po cichu, tak jakby nigdy nie istnieli. (...) Emma Dilver, chora schizefroniczka, która zabiła całą swoją rodzinę (...) Szeptali między sob...