Rozdział 1

282 16 0
                                    

     Karmel po raz kolejny głośno zaskomlał. Oczy czarne jak węgielki przyglądały się poczynaniom najmłodszego Dilvera.

-... Wszystko mam pod kontrolą!- Zwrócił się do zwierzaka, ale czarny dym ulatniający się z patelni, którą trzymał w dłoniach, stanowczo temu przeczył.

Niezrażony kolejnym niepowodzeniem, wyrzucił spalony placek na talerz, a pies tylko na to czekając, gdy blondyn się odwrócił, chapnął go w zęby i wesoło machając ogonem podreptał schodami wprost do pokoju Emmy.

Dylan zacmokał z niezadowoleniem i mamrocząc coś pod nosem, powrócił do smażenia naleśników.

Nie było sensu go gonić skoro naleśnik był już zapewne cały ośliniony.

Swoją pracę rozpoczął wczesnym rankiem, kiedy za oknem wciąż pozostawało ponuro. Chciał, by wszyscy domownicy mogli zjeść pyszne śniadanie jeszcze przed opuszczeniem domu czy to do szkoły, czy do pracy, ale nim udało mu się zrobić choć jednego zjadliwego, nastało południe.

Pani Dilver już od kilku godzin pracowała, a Ben wyszedł niedługo po niej, nie informując nawet o tym, o której wróci.

Zachowywał się tak od dłuższego czasu. Ponadto stał się opryskliwy, często znikał, a co najważniejsze- nie bawił się już wcale z młodszym bratem.

Chłopiec podejrzewał, że to przez Mall, a właściwie Mallenne Frick- irytującą córkę burmistrza. Miała ledwo piętnaście lat, grube blond loki i długie, opalone nogi, na które leciał niejeden męski obywatel.

Często widywał ją w towarzystwie Bena i ani odrobinę mu się to nie podobało.

     - Hej Emiś.- Mruknął smutno po wejściu do pomieszczenia.

Dziewczyna jak zwykle leżała na łóżku wpatrzona w sufit, ale właściwie co innego mogła robić będąc praktycznie sparaliżowaną?

- Zrobiłem ci śniadanie.- Oznajmił i z dumą wyciągnął w jej stronę talerz z jednym plackiem. Wokół niego znajdowało się kilka malin i truskawek z ogrodu mamy, którymi chciał jakoś udekorować swoje danie.

Emma jednak nie zareagowała, a uśmiech dziewięciolatka zbladł.

- Nie martw się!- Zawołał machając dłonią. Odstawił talerz na szafkę nocną i złapał za ramiona siostry.- Pomogę ci usiąść.

     Leżący w nogach łóżka Karmel zaskomlał cicho chcąc zwrócić na siebie uwagę właścicielki. Łaknął pieszczot, które w ostatnim czasie otrzymywał jedynie od Dylana.

Emma uniosła nieco dłoń, a czworonóg uznając to za pozwolenie, od razu się podniósł i podłożył główkę przymykając z przyjemnością oczy, gdy szczupłe palce jeździły po jego sierści.

Nie trwało to długo. Już po chwili dłoń Dilver zsunęła się na materac, a zielone oczy zamknęły.

Znów odeszła myślami do zielonych łąk, złotego piasku i wspomnień z czworgiem władców.

Już nie było jej w pokoju, w domu z numerem piętnastym, nie było jej nawet na ziemi. Była, w magicznej krainie zwanej Narnią, gdzie rządziła czwórka wspaniałych władców.

Po raz kolejny walczyła z Mirazem i razem z Łucją plotła wianki z polnych kwiatów.

Nareszcie była szczęśliwa w przeciwieństwie do tego jak się czuła ,,trzeźwo'' myśląc.

Znajdźka //Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz