Część pierwsza

109 5 0
                                    

Część 1

Alina rozejrzała się dookoła. Kiedy uciekała ze swojej rodzinnej wsi, jej plan nie sięgał aż tak daleko... Teraz na pustym peronie, w mieście, w którym nigdy wcześniej nie była, nie wiedziała zupełnie co ma ze sobą zrobić. Postawiła torbę z całym swoim dobytkiem i usiadła na ławce chowając twarz w dłoniach.

- Nie rób tak złociutka, bo zaraz cię ktoś okradnie...

Alina podniosła głowę. Obok niej siedziała kobieta, przyglądając się jej z zainteresowaniem. Miała pomarszczoną, zniszczoną twarz i brudne dłonie, w których trzymała coś, czego Alina nie mogła teraz rozpoznać.

- Dasz pięć tysięcy, a ci pomogę.

Alina popatrzyła na kobietę z powątpiewaniem.

- Jak mi pomożesz? - zapytała.

Jakoś nie sądziła, żeby ta staruszka mogła jej w czymkolwiek pomóc. A już na pewno za pięć tysięcy.

- Powróżę ci – powiedziała i pokazała karty, które cały czas miętosiła w dłoniach.

- Nie dziękuję. – Alina podniosła się gwałtownie. Sięgnęła ręką po torbę, która cały czas stała obok, ale w tym momencie kobieta chwyciła jej dłoń i wykręciła ją wierzchem do dołu.

- Oj narobiłaś sobie kłopotów, złociutka, narobiłaś. A najgorsze jeszcze przed tobą. Ciężkie będziesz mieć życie... a wszystko z własnej głupo...

Alina nie wytrzymała. Wyrwała dłoń z brudnej ręki kobiety. Zarzuciła torbę na ramię i biegiem ruszyła w stronę schodów. Nie sądziła, że staruszka mogłaby ją dogonić, ale mimo to, woła nie oglądać się za siebie. W kobiecie było coś niepokojącego. Stojąc na chodniku przy Alejach Jerozolimskich, Alinie wydawało się, że wciąż słyszy szyderczy śmiech staruchy.

- Cholera jasna! - powiedziała do siebie, nie zważając na innych przechodniów.

Szybko zrozumiała, że kobieta rzuca na nią klątwę. Znała ten mechanizm. Wiedziała, ile złego może wyrządzić sama obawa przed pechem. Tak to właśnie działało. Jej babka była szeptuchą i chociaż Alina nigdy nie wierzyła w takie rzeczy, czuła, że ostatnie czego teraz potrzebuje to złe uroki jakiejś starej wariatki. Prawda czy nie prawda, lepiej uważać. A jej sytuacja była już wystarczająco ciężka.

Alina wzięła głęboki oddech, żeby uspokoić szalejące tętno. Bieg przez dworzec centralny i nerwy spowodowały, że jej serce biło zdecydowanie zbyt szybko. Była przy tym zmęczona, głodna i doskonale wiedziała, że znajduje się dosłowne o krok od omdlenia. Przeczesała palcami swoje rude kręcone włosy, żeby zyskać jeszcze chwilę bez wzbudzania niepotrzebnego zainteresowania. Przez ostatnie kilka tygodni miała wrażenie, że wszyscy ją obserwują. dlatego musiała wyjechać. Nie mogła dłużej żyć w miejscu, w którym każdy wskazywał na nią palcem...

Mimo wszystko, teraz w świetle słońca, życie wydawało się prostsze niż na ciemnym brudnym peronie. Musiała tylko znaleźć nocleg. I pracę..., ale przecież w stolicy nie mogło być to aż tak trudne. Nawet dla kogoś takiego jak ona.

Na szczęście miała ze sobą trochę pieniędzy. Wszystko co znalazła w domu i starej szopie ojca... wzdrygnęła się na samo jego wspomnienie. To przed nim chciała uciec, to on doprowadził ją aż tutaj. Powiodła wzrokiem wzdłuż ulicy, wypatrując kiosku. Musiała dostać się na obrzeża miasta. Gdzieś, gdzie byłoby taniej, w końcu środki, którymi dysponowała były ograniczone...

- Alina?! – usłyszała męski głos. Przeszył ją zimny dreszcz. To było niemożliwe! „Czy to działanie klątwy rzuconej przez tą staruchę?", pomyślała. Nie mogła znaleźć innego wytłumaczenia! Skuliła się, licząc na to, że kimkolwiek był ten, który ją rozpoznał, uzna, że się pomylił. Niestety mężczyzna był wyjątkowo zdeterminowany.

- Alina! Kurna mać, wszędzie rozpoznałbym te rude kudły!

Alina odwróciła się. Człowiek, który stał przed nią wydał jej się znajomy, jednak w pierwszej chwili nie skojarzyła go.

- To ja, Robert. Robiłem z twoim ojcem...

Alina poczuła, że krew odpływa z jej twarzy. Ze wszystkich osób na świecie, musiała spotkać kogoś kto znał jej ojca...

- Co ty tak zbladłaś? Jesteś tu sama? Na długo przyjechałaś?

- Nie - skłamała odwracając wzrok.

Robert popatrzył na nią podejrzliwie, ale nie ciągnął tematu dalej.

- Dobra. Nie zatrzymuję cię - powiedział i odwrócił się, jednak po chwili podszedł do niej znowu, trzymając w dłoni kartkę. - tu mnie znajdziesz jakby co.

Alina milczała, kiedy Robert włożył kartkę z adresem do kieszeni jej kurtki. Postanowiła, że wyrzuci ją, gdy tylko znajdzie się poza zasięgiem jego wzroku.

- Poproszę bilet autobusowy - powiedziała do kioskarki, grzebiąc w torbie w poszukiwaniu portfela.

- Trzydzieści złotych

- Chwileczkę – poczuła jakby świat na chwilę się zatrzymał.

Kieszeń, w której trzymała portfel ze wszystkimi pieniędzmi była pusta. Wiedziała, że to nie pomyłka. Pomyślała o kobiecie z dworca. Nie wiedziała czy starucha rzuciła na nią klątwę czy nie, ale na pewno ukradła jej portfel. Przez chwilę myślała, że się rozpłacze. Poczuła nadchodzącą falę żalu... a potem wszystko zasłoniła ciemność.

PrzeklętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz