Alina podniosła karton wypełniony małymi buteleczkami. Czuła się fatalnie. Pan Bielecki, właściciel sklepu, przyjął ją z otwartymi ramionami. Nie pamiętała by ktokolwiek wcześniej, okazał jej tyle życzliwości, a tymczasem ona... Alina wzdrygnęła się na samą myśl o tym czego oczekiwał od niej Robert.
Tamtej nocy przyprowadził ją pod sklep Bieleckiego i wyjaśnił czego od niej oczekuje. Bielecki był farmaceutą i zielarzem. W swoim sklepie sprzedawał różne specyfiki lecznicze, niektóre z nich wykazywały działanie psychoaktywne, a ich sprzedaż była ściśle monitorowana. To w tym Robert zwietrzył swoją szansę. Chciał, żeby Alina zatrudniła się w sklepie Bieleckiego i pomogła zorganizować napad na sklep. Wcześniej miała zorientować się, które leki warto ukraść. Robert w tym czasie robił rozeznanie na rynku, szykując potencjalne kanały zbytu.
Kiedy Alina po raz pierwszy usłyszała plan, nie kryła oburzenia. Jednak Robert szybko pokazał jej, że nie ma zbyt wiele do powiedzenia.
- Nie zrobię tego. – Alina odwróciła się w kierunku mężczyzny, chociaż w ciemności praktycznie nie widziała jego twarzy.
- Zrobisz, ruda – powiedział Robert. – I będziesz w tym świetna. Uczyłaś się pielęgniarstwa, masz pojęcie o lekach. Dagmara jest za głupia, żeby odróżnić aspirynę od penicyliny.
- Ale – zaczęła Alina, jednak w tym momencie poczuła, coś chłodnego na swojej szyi. Domyśliła się, że to nóż. Wyglądało na to, że determinacja Roberta była większa niż sądziła. Prawdopodobnie planował ten napad od dawna. Pewnie na długo przed tym nim zjawiła się w Warszawie.
- Wszystko załatwiłem. Dostaniesz robotę u tego starego „piguły". Będziesz dla niego miła i pracowita. Kiedy wyznaczę datę napadu, dasz mi dokładny plan co, gdzie jest i przy okazji zapomnisz zamknąć drzwi...
- A jeśli tego nie zrobię?
- To i tak to zrobię i wszystko zrzucę na ciebie. Jesteś córką złodzieja i mordercy. Myślisz, że ktoś ci uwierzy, kiedy policja zacznie ci się przyglądać?
Robert miał rację. Sytuacja była beznadziejna. Musiała słuchać Roberta. Liczyła tylko na to, że Robert mimo wszystko dotrzyma danego jej słowa. Po napadzie pozwoli jej wyjechać. Chciała uciec za granicę. „Może do NRD?", myślała. Miała dostać swoją dolę, kiedy sprzedadzą leki.
Byłoby dużo prościej, gdyby Bielecki nie okazał się tak miłym człowiekiem. Alina wykonując swoje obowiązki w sklepie, codziennie walczyła z wyrzutami sumienia. W dodatku sam sklep Bieleckiego bardzo jej się spodobał. Nie była to typowa apteka. Farmaceuta miał bzika na punkcie medycyny naturalnej i jak sam mawiał wolał nie nazywać swojego sklepu apteką, a miejscem, w którym „każdy otrzyma pomoc".
Pewnego wieczora wracając ze sklepu do mieszkania Dagmary, Alina spotkała starszą sąsiadkę. To było ich pierwsze spotkanie od czasu tamtej nocy, kiedy Robert wywlókł ją pod sklep Bieleckiego. Alina skinęła jej głową na powitanie i już miała otworzyć drzwi mieszkania Dagmary, kiedy kobieta chwyciła ją za rękę. Alinie momentalnie stanęła prze oczami starucha z dworca centralnego. To był ten sam gest, ten sam uścisk. Staruszka wykręciła jej dłoń wierzchem do dołu, Alina już chciała się wyrwać jednak nie zdążyła.
- Uważaj na niego – powiedziała i puściła jej dłoń, znikając za drzwiami własnego mieszkania.
Alina stała oszołomiona. Nagle zrozumiała, że właśnie to chciała jej przekazać sąsiadka, jednak teraz było już za późno. Niepotrzebnie zaufała Robertowi. Lepiej było żebrać na dworcu, albo nawet wrócić do domu... Ale tam by ją teraz znalazł.
Zła na siebie, weszła do mieszkania. Zastała Dagmarę siedzącą przy kuchennym stole. Nigdy nie poruszyła z nią tematu Roberta. Wciąż nie była pewna czy kobieta wie czym zajmuje się mężczyzna i co tak naprawdę łączy tych dwoje. Alina wolała myśleć, że Dagmara nie jest zła, że przynajmniej ona wyciągnęła do niej pomocną dłoń bezinteresownie.
- Był Robert – powiedziała Dagmara, bez przywitania.
- Tak? – Alina nie bardzo wiedziała, jak miałaby zareagować na te słowa.
- Masz to zrobić za trzy dni – powiedziała.
Alina poczuła, że jej serce na chwilę przyspieszyło. Czyli nie było już odwrotu. Przynajmniej za trzy dni uwolni się od Roberta. Spłaci swój dług wobec niego i ucieknie. Znowu. Tym razem gdzieś naprawdę daleko. Gdzie nie będzie groziło jej spotkanie znajomych ojca czy kogokolwiek innego.
Mimo wszystko tej nocy nie mogła zmrużyć oka. Myślała o ostrzeżeniu sąsiadki, o groźbach Roberta i panu Bieleckim, który zaufał jej i przyjął do swojego sklepu z otwartymi ramionami. Czuła się jak ostatnia niewdzięcznica.
Rano wstała po cichu, nie chcąc obudzić Dagmary. Weszła do pokoju dziennego w poszukiwaniu kartki i długopisu. Widziała, że Dagmara trzyma takie rzeczy w szufladzie kredensu. Musiała zacząć rozrysowywać plan apteki dla Roberta. Chciała zrobić to dyskretnie w pracy, dlatego nie chciała brać kartek od Bieleckiego. Zresztą byłby to już szczyt bezczelności. Włożyła dłoń do szuflady nie widząc jej zawartości. Nagle uświadomiła sobie, że miękkie przedmioty, które czuje to nic innego jak portfele. Wspięła się na palce, żeby zajrzeć do środka. Małe, duże, męskie i damskie, skórzane i z materiału...
- Co robisz? – z otwartych drzwi dobiegł do niej głos Dagmary.
- Co to jest? – zapytała Alina.
Może była to wyjątkowa stanowczość w jej głosie, a może zaskoczenie. Nie zmieniało to faktu, że Dagmara odpowiedziała na pytanie jakby nigdy nic.
- Klamoty Roberta.
- Klamoty? – zapytała Alina.
- Ta... trzyma je tu.
Alina jeszcze raz zajrzała do szuflady. Na samym środku sterty portfeli, leżała jej niebieska portmonetka. Nie było mowy o pomyłce. Sama kilka lat temu wyhaftowała na niej kolorowego motyla.
Alina nie mogła uwierzyć własnym oczom. Nagle dotarło do niej to co cały czas miała przed oczami. Nie okradła jej kobieta z dworca. Okradł ją Robert, kiedy wkładał jej do kieszeni kartkę z adresem. To wszystko była od początki jedna wielka gierka. Wszystko po to, żeby wrobić ją w napad na aptekę. Alina nie mogła uwierzyć, że była aż tak naiwna. Przez chwilę chciała uciec z mieszkania, jednak nie rozwiązałoby to jej problemu. Gdzie miałaby się podziać? Uświadomiła sobie, że Dagmara przygląda jej się podejrzliwie.
- Pożyczysz mi długopis – zapytała w końcu Alina przerywając milczenie.
- Pożyczę – powiedziała.
Wyglądało na to, że Robert miał rację co do jednego. Dagmara nie należała do najmądrzejszych i Alina musiała to wykorzystać.
CZYTASZ
Przeklęta
Historia Corta„Alina nie miała ochoty wychodzić z Robertem, jednak nie widziała innej możliwości. Obawiała się tej chwili od trzech tygodni. Czyżby to był moment, kiedy mężczyzna zażąda odwdzięczenia się za okazaną pomoc? Alina wolała nie myśleć czego może chcieć...