Część czwarta

55 4 0
                                    

- Musimy porozmawiać.

Alina podniosła głowę. To Robert nachylał się nad nią. Mówił cicho. Tak cicho, żeby nie usłyszała ich krzątająca się w kuchni Dagmara.

- Ubieraj się. Wychodzimy. Wszystko powiem ci po drodze.

Alina nie miała ochoty wychodzić z Robertem, ale nie widziała innej możliwości. To był pierwszy raz, kiedy rozmawiali ze sobą, od tamtego dnia, gdy przyjechała do Warszawy. Obawiała się tej chwili od trzech tygodni. Czyżby to był moment, kiedy Robert zażąda odwdzięczenia się za okazaną pomoc? Alina wolała nie myśleć czego może chcieć od niej Robert. Nie miała jednak wątpliwości, że niebawem się tego dowie.

Robert nie dał jej zbyt wiele czasu na reakcje. Nie mówiąc nawet słowa Dagmarze, wypchnął Alinę za drzwi. Nie powiedział „przepraszam" sąsiadce, którą potrącił, gdy ciągnął Alinę za rękę schodami w dół. Alina zdążyła uchwycić tylko spojrzenie kobiety, które przypomniało jej tamtą chwilę, kiedy wychodziła z jej mieszkania w towarzystwie Dagmary.

- Dokąd mnie prowadzisz? – zapytała Alina, kiedy byli już na ulicy, poza zasięgiem wzroku i słuchu sąsiadów z kamienicy.

- Zobaczysz – powiedział Robert.

Zwolnił nieco. Wyglądało na to, że teraz gdy Dagmary nie było w pobliżu, wcale nie spieszyło mu się tak bardzo. Alinę przeszył zimny dreszcz. Nie wiedziała czy to za sprawą ciemnej ulicy, towarzystwa Roberta czy chłodu jesiennego wieczoru. Nie zdążyła założyć nawet czarnej czapki, która była nieodłącznym elementem jej stroju przez ostatnie trzy tygodnie.

- Oj ruda – powiedział Robert odwracając się na chwilę w jej stronę. Alinie wydawało się, że dostrzega dziwny błysk w jego oczach. Wcale jej się to nie podobało. Starała się zachować nerwy na wodzy. W końcu mimo młodego wieku doświadczyła już okropnych rzeczy. Rodzina zahartowała ją na zło. Opuściła nieco głowę tak, że burza jej rudych włosów zasłoniła jej twarz. Wolała, żeby Robert nie widział jak bardzo jest przerażona. Zresztą w nieoświetlonej ulicy dostrzeżenie czegokolwiek było praktycznie niemożliwe.

- Coś ci nie idzie w tej stolicy, co? – zagadnął po chwili milczenia.

Alinie wydawało się, że słyszy satysfakcję w jego głosie. A może było to tylko złudzenie? Wolała się nad tym nie zastanawiać. Nie tutaj.

- Nie idzie – powiedziała wciąż starając się zachować spokój.

Szli powoli, tak jakby miał być to zwykły spacer.

- Stary cię pozdrawia – powiedział w końcu.

Alina zamarła. Teraz była pewna, że w głosie Roberta usłyszała złowieszczą nutę.

- Chyba mu przykro, że córeczka się go wyparła...

- Widziałeś się z nim? – zapytała Alina.

Wiedziała, że jej głos zadrżał. Cały wcześniejszy wysiłek poszedł na marne. Robert roześmiał się, jakby sytuacja Aliny bardzo go bawiła.

- Dobra, gówno mnie obchodzi twój stary. I tak nigdy go nie lubiłem. A to, że dał się złapać, to jest wyłącznie jego problem...

- Więc po co zacząłeś ten temat? – zapytała Alina.

- Żeby zagadać o starych dobrych czasach. – Położył akcent na „dobrych", co wcale nie uspokoiło Aliny. Postanowiła przemilczeć to co właśnie usłyszała. Najwyraźniej Robert chciał ją sprowokować i dobrze mu to szło. Zresztą ojciec nie miał znaczenia. Siedział. I prędko nie wyjdzie. Ona miała teraz własne problemy. Musiała dowiedzieć się czego chce Robert, dać mu to i uciec... znowu. Jak najdalej.

PrzeklętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz