Znużona wlokłam się za Oscarem i Madeline. Ta dwójka kiedyś mnie wykończy. Od niespełna czterdziestu minut kroczyliśmy po krawężniku, zboczu ulicy, obrzeżach miasta i polach na okrągło. Kiedy stwierdzili, że spotkamy się z ich grupką na późnym śniadaniu w jakiejś knajpce, nie sądziłam, iż będziemy iść po takich okolicach.
-Gdzie wyście się z nimi umówili?- spytałam, zatrzymując się.
Dążącą przede mną para równocześnie odwróciła się i spojrzała na moją osobę. Podwinęłam do łokci rękawy czarnej bluzy, zaczesałam swoje brązowe włosy za uszy i czekałam na odpowiedź. Zaparłam się rękoma o biodra, obdarzając ich nieprzychylnym wzrokiem.
-No tak, zapomnieliśmy ci o tym wspomnieć.
Madeline szturchnęła Oscara, by ten opowiedział co się dzieje, jakby to miało uchronić ją przed moim zirytowaniem. Dwójka towarzyszy zaczęła cicho się wykłócać, aż wreszcie chłopak został wypchnięty na przód.
-Eee... - zająknął się, drapiąc się po karku. - Mała zmiana planów...- zaciął się. - Najpierw zajdziemy do domu Tremblay'a.
-Okej- krótko odpowiedziałam.
Wzruszyłam ramionami, bo to naprawdę było mi obojętne. Mogli mi o tym powiedzieć od razu. Spojrzeli na mnie z połączeniem zaskoczenia i podejrzliwości w swoich oczach. Wiele rzeczy można ukrywać, ale oczy zawsze powiedzą prawdę.
-Nie jesteś zła?-spytała zdezorientowana Madeline.
-Nie, czemu miałabym być?
-A nie wiem... Tak jakoś myślałam, że może ci to nie pasować.
Stuknęłam się palcem w czoło, pokazując blondynce w dość nieszkodliwy i nieinwazyjny sposób, jakim poziomem głupoty się wykazała. Przecież zgodziłam się na to spotkanie, więc co za różnica gdzie się odbędzie.
-Weź ty się idiotko ogarnij. Nie jestem przecież nienormalna. Kim jest Tremblay tak właściwie?
Moja przyjaciółka wskazała na swojego chłopaka, jakby chciała przekazać mi, że to jego zadanie, aby mi odpowiedzieć. Podejrzewałam, że ten cały ,,Tremblay", kimkolwiek on był, należał do grupki Oscara, ponieważ w innym przypadku Madeline osobiście by mi odpowiedziała.
-To mój przyjaciel. Tremblay to nazwisko, ma na imię Michael - wytłumaczył. Chwilę się zastanawiał, zanim postanowił kontynuować, a my w tym czasie ponownie ruszyliśmy w drogę.- Naprawdę dobry z niego gość. Przyjaźnimy się od dzieciaka, zawsze był dla mnie wsparciem.
Kiwnęłam głową, aby pokazać mu, że go usłyszałam i zrozumiałam. Oscar jest naprawdę miłym i pomocnym chłopakiem, więc byłam pewna, że jego znajomi są chociaż częściowo odzwierciedleniem tego bruneta.
***
Resztę drogi spędziliśmy w przyjemnej ciszy, przerywanej jedynie przez śpiew ptaków i szelest drzew.
Aby dostać się do miejsca zamieszkania chłopaka, trzeba było na opustoszałej drodze skręcić w lewo, prosto do przerzedzonego lasu.
Po chwili drzewa zmieniły się w wielką, zadbaną polanę, otoczoną pozłacanym ogrodzeniem. Przy wejściu stał jeden z pracowników tego miejsca, który gdy nas zobaczył, od razu otworzył wrota. Kiedy przeszliśmy przez bramę, ruszyliśmy wzdłuż ścieżki ułożonej z gładkich kamieni w ziemi. Dookoła można było zauważyć kwiaty, drzewa owocowe, białe altany, fontannę z pięknie wyrzeźbioną figurą bogini Hery i krzątających się wszędzie ogrodników.
Moją uwagę zwróciła dwójka chłopców w oddali. Jeden z nich starannie malował na płótnie podobiznę drugiego, który dla niego pozował. Tak przynajmniej mi się zdawało. Nie byłam w stanie stwierdzić ich dokładnego wieku ze względu na odległość, która nas dzieliła. Zanotowałam sobie w głowie, aby później się spytać, kim oni byli.
CZYTASZ
Gwiazdy świecą dla ciebie | #1 dylogia gwiazd
RomansaBlair Clarke uczęszcza do prywatnej szkoły z internatem. Prowadzi względnie spokojne życie, dopóki na jej drodze nie staje uczeń klasy wyżej - Victor Fournier. Ten sarkastyczny brunet na pozór chce uprzykrzyć życie dziewczyny, ale jakie intencje nap...