6. Barbie i wielka mrożonka

9.7K 212 85
                                    

Po tym bez słowa rozstałam się z Victorem. Dostałam wiadomość od Madeline, pytającej się, gdzie się podziewam, co zbyłam krótkim ,,później powiem". Wróciłam do internatu, a Victor, nie wiem, w sumie to go nie znam.

Siedziałam na podłodze, gdy sfrustrowana pociągnęłam za moje brązowe kosmyki i schowałam twarz w białej pościeli swojego łóżka, wydając z siebie jęk bezsilności. Madeline nadal miała lekcje albo zajęcia dodatkowe, a ja od paru godzin próbowałam wchłonąć materiał na najbliższy sprawdzian. Nie mogłam się skupić, w mojej głowie przewijały się wszystkie żenujące historie, które wydarzyły się w trakcie mojego marnego, siedemnastoletniego życia.

Ponadto nie wiedziałam, co zrobić ze spotkaniem z Nicholasem, na które tak chętnie się umówiłam. Może on już nie będzie chciał się ze mną spotkać po tej szopce, którą odstawiłam wraz z Victorem.

Ociężale podniosłam głowę i spojrzałam swoimi niebieskimi oczami na zegar, znajdujący się nad naszymi biurkami. Szesnasta dwadzieścia. Wspaniale. Po prostu świetnie. Większość dnia przepłynęła mi między palcami, nie wróciłam na lekcje ani nie nadrobiłam materiału.

Nie pozostało mi nic innego niż poprawienie sobie humoru małym domowym spa. Wstałam z podłogi, podpierając się na materacu i zgarniając z podłogi książki, z których nieudolnie próbowałam coś wynieść.

Odłożyłam podręcznik na biurku i przeszłam do łazienki. Od razu wzrokiem spotkałam się ze swoim odbiciem. Niska szatynka w zmechaconym, białym zestawie dresowym, składającym się ze spodni i bluzy i z bladą jak ściana skórą oraz niebieskimi oczami, pod którymi wyraźnie odznaczały się sińce spowodowane małą ilością snu patrzyła na mnie pusto. Pod warstwą ubrań skrywał się odstający brzuch, niezbyt duży biust i wcięcie w talii, które akurat mi się podobało.

Dziewczyna z lustra już dawno przestała przypominać mi siebie. Gdzieś po drodze się zagubiłam i właściwie to nigdy znowu nie odnalazłam dawnej siebie. Gdzieś tam może się znajduje, ale już jej ze sobą nie utożsamiam.

Każdy stale się zmienia i nie jesteśmy w stanie nikogo przy sobie zatrzymać.

Potrząsnęłam głową, wybijając z niej te melancholijne przemyślenia. Nie miałam ani czasu, ani siły, aby wprowadzać się w jeszcze większego dołka. Bez głębszego zastanawiania się sięgnęłam ręką do szafki, z której wyjęłam różne maseczki, kremy, peelingi, balsamy, sole, olejki i plastry na wypryski, bo ostatnio mnie wysypało. Przez nieco ponad dwa lata mieszkania tutaj nazbierało się tu wiele kosmetyków, a niektóre z nich nie były użyte nawet jeden raz.

Z zakamarków łazienki wyciągnęłam zakurzoną miskę, która była używana do wszystkiego. Korzystałyśmy z niej razem z Mads do mycia stóp, do rozwadniania płynu do mycia podłóg, nieraz moja współlokatorka rzygała do niej, gdy wieczorem za dużo wypiła, a nie miała siły się ruszyć, wkładałyśmy do niej pranie, myłyśmy w niej jakieś brudne szmaty, a nawet raz zrobiłyśmy w niej sałatkę przeprosinową dla profesor Smith. Trochę obrzydliwe, ale ta jędza na to zasłużyła. Szybko przemyłam miskę, aby pozbyć się kurzu, włożyłam do niej wszystkie kosmetyki, których zamierzałam użyć i odłożyłam ją na bok.

Na głowę założyłam opaskę, aby uniemożliwić włosom opadanie na moją twarz. Najpierw pozbyłam się z twarzy resztek makijażu i umyłam twarz pianką. Wzięłam pod rękę miskę i wróciłam do pokoju.

Na laptopie puściłam rozwesalającą mnie playlistę, składającą się z utworów 50 centa, Pitbulla, DJ Whoo Kida, 2Paca i Snoop Dogga.

Jako pierwsza z głośników urządzenia zaczęła wypływać piosenka Pitbulla, na co moje usta rozszerzyły się w szczerym uśmiechu.

Gwiazdy świecą dla ciebie | #1 dylogia gwiazdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz