rozdział 3

238 8 8
                                    

polecam sobie włączyć dla klimatu utwory grane przez Hazel <3

Hazel

Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Kiedy rozejrzałam się po pokoju w którym leżałam przypomniałam sobie, że jestem w szpitalu. Sala była całkiem mała. Byłam w niej sama co tłumaczyło to, że łóżko na którym leżałam było jedynym w pokoju. Obok stało krzesło na którym leżał beżowy płaszcz mamy. Czyli musi tu gdzieś być. Świetnie, nie dość, że jestem w jebanym szpitalu to muszę jeszcze tłumaczyć się, co mi odjebało.

Jestem żałosna.

Nie zbyt dużo pamiętam z wczorajszego wieczoru który był jak widać naprawdę ciekawy.

Chwilę później do pokoju weszła moja mama w towarzystwie jakiejś kobiety, zapewne lekarza który dziś miał mnie wybadać i wypuścić jak najszybciej do domu. Przynajmniej taką miałam nadzieję. Rozmawiały o czymś ale nie za bardzo mnie to obchodziło. Kiedy zaczęłam przyglądać się mojej mamie dojrzałam na jej twarz coś w rodzaju troski. Stała przy drzwiach sali szpitalnej w czarnym swetrze i czarnych obcisłych jeansach. Swoje brązowe włosy miała spięte w rozwalającego się koka, kilka włosów wypadło jej z niego i wisiały luźno przy twarzy. Była naprawdę śliczna. Kiedy tak jej się przypatrywałam moją uwagę zwrócił kalendarz widzący na ścianie przy drzwiach. Wskazywał on 10 czerwca 2021 r. Czwartek. Kurwa, dziś jest koncert a ja leżę w szpitalu. Pierwszymi słowami jakie wypowiedziałam dzisiejszego dnia to:

- mamo zabierz mnie do domu.

- Hazel, musimy najpierw zrobić badania. Do domu wrócisz najszybciej jutro – zamiast mamy odpowiada doktorka.

- nie obchodzi mnie to. Dziś jest ważny koncert i nie zamierzam go opuścić. Wypisz mnie na żądanie mamo – odpowiadam jej i siadam na łóżku.

- takich koncertów będzie jeszcze tysiąc, twoje zdrowie jest najważniejsze – mówi moja mama.

- żeby skały srały ja na nim zagram mamo, nie zabierzesz mi tego. - odpowiadam jej z determinacją i wstaje powoli z łóżka. Mama szybko się poddała i kiedy lekarz zrobił mi jakieś krótkie badania wyszliśmy ze szpitala.

***

Przygotowania do koncertu były totalnie chaotyczne. Jak tylko wróciłam do domu mama zadzwoniła do Pana Mathewa odnośnie tego, kiedy pojawimy się na miejscu a ja zabrałam się za ostatnią próbę. Nie mogę tego zjebać, muszę zagrać idealnie. Podczas prób nie pomyliłam się ani razu, poszło mi naprawdę dobrze więc szybko ją skończyłam i zabrałam się za równie szybki prysznic i później makijaż.

Kiedy stanęłam w lustrze zobaczyłam niską, szczupłą dziewczynę z niebieskimi oczami a na nich czarnymi kreskami. Jej usta były lekko różowe i pomalowane błyszczykiem a jej nos zdobiło mnóstwo piegów. Rude włosy miała pofalowane i opadały jej one luźno na twarz. Kiedy zjechałam spojrzeniem niżej zobaczyłam, że miała na sobie czarne szpilki zapinane na kostce paskiem i butelkowo-zieloną sukienkę z prostym dekoltem i bufiastymi rękawami, której długość sięgała jej trochę za kolano no i klasycznie rozporek. Na jej szyi wisiały białe perły które dostała na 16 urodziny od brata. Przynosiły jej one szczęście.

Była piękna na zewnątrz, lecz brzydka w środku. Tą dziewczyną byłam ja.

Szybko jednak się pozbierałam bo nie mam dziś czasu na płacz i żale, na scenie nie mogę sobie na nie pozwolić. Wyszłam z mojego pokoju i udałam się do sypialni rodziców w nadziei, że znajdę tam moją mamę. Nie myliłam się i kiedy weszłam do pokoju zobaczyłam ją strojącą się przed lustrem. Usłyszała to, że weszłam i odwróciła się w moją stronę taksując mnie spojrzeniem. Podeszła do mnie kiedy już ubrała kolczyki i przytuliła mnie mocno co odwzajemniłam.

Between Hell And HeavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz