Rozdział 6

13 4 0
                                    

A miłość, to nie to, co czuje się, kiedy jest się zakochanym. Miłość to uczucie, które zostaje po tym, jak zakochanie mija.
— Aleksander Sowa, Zła miłość

ADRIA

Ułożyłam się wygodniej na kanapie w moim niewielkim salonie i upiłam łyka zielonej herbaty. Chwilę później odstawiłam ciepły kubek na stolik obok mnie i otworzyłam książkę na stronie, gdzie wieczorem zaprzestałam czytać, będąc zbyt znużoną snem. Mój mózg wiedział, że źle robię, kiedy zamiast rozplanowywać fabułę nowej książki, która w przyszłości miała także zagościć na rynku wydawniczym, czytałam „To tylko życie" i z głupim uśmiechem na ustach wspominałam zamierzchłe czasy, kiedy to Evan uparcie nie poddawał się, próbując mnie poderwać.

Miejscowość Budby pamiętałam ze swojego dzieciństwa. Parę razy jeździłam tam z rodzicami i moją starszą siostrą Alyssą. Choć nie było tam nic spektakularnego, to lubiłam tą prostotę, którą przebywając tam, odczuwałam. Może było tak za sprawą River Meden, która przechodziła przez owy przysiółek. Szum wody działał na mnie kojąco, przyprawiał mój umysł o świeżość i choć w małym stopniu niwelował nadmiar myśli.

Dlatego gdy tam dotarliśmy, poczułam znajomy, wewnętrzny spokój. Co więcej, czułam się nawet lepiej, mając świadomość, iż Edward był tuż obok mnie. Pogoda dopisywała, a my śmialiśmy się z nierozsądnych rzeczy i spacerowaliśmy po tym urokliwym w swej zwyczajności miejscu. Obcy ludzie mijali nas i przyglądali nam się uważnie, a my zachowywaliśmy się jak młodzi i zauroczeni głupcy. Kompletnie nie zwracaliśmy uwagi na resztę świata. Interesowaliśmy się tylko sobą nawzajem. To było piękne w każdym calu. Takie budujące i dające nadzieję.

Nagle przekomarzając się ze sobą w ciepłych promieniach słońca, Edward chwycił mnie w talii i podniósł do góry. Zaczął się ze mną kręcić, a ja czułam delikatny wiatr we włosach. Chociaż piszczałam i zarzekałam się, że jeżeli w tempie natychmiastowym nie postawi mnie znowu na ziemię, to będzie miał przechlapane, to chłopak nic sobie z tego nie robił. Śmiał się głośno, a ja udawałam, że wcale mi się to nie podobało. Aczkolwiek prawdą było to, iż dobrze było mieć go blisko. W pewnym momencie nawet starszy mężczyzna, który nie ukrywał się z patrzeniem na nas, przestał mnie obchodzić.

Świat wirował mi w głowie, a jedyne co było w tym stałe to jego zapach, który przyjemnie oplatał całe moje ciało. Uwielbiałam jego perfumy, o czym często mu mówiłam. Pachniał tak świeżo i równocześnie jak dawne wspomnienie, które pozostanie ze mną już na wieki. Być może nawet na zawsze.

Pachniał ciepłem, latem, spokojem. Był, jak bezpieczne miejsce, gdzie można się skryć przed szalejącym tornadem stworzonym z moich zabójczych myśli. Słuchał i słyszał. Widział i nie oceniał. A przede wszystkim był i wspierał. Robił to już od samego początku.

Po krótkim spacerze powróciliśmy do samochodu i wyciągnęliśmy z niego dwa różowe koce, które niecałe dwie godziny wcześniej zakupiliśmy w jednym ze sklepów. Nie były one za duże, dlatego zgodnie uznaliśmy, że pokusimy się o wzięcie dwóch, by wygodniej nam się na nich siedziało. Kiedy jednak dotarliśmy do miejsca, gdzie niegdyś znajdowała się malutka plaża zrobiona przez okolicznych mieszkańców, teraz nie było po niej śladu, co nieco mnie zasmuciło.

Westchnęłam, przepraszając Edwarda za narzucenie swoich planów, które koniec końców okazały się felerne. Aczkolwiek chłopak zapewnił mnie, że nie miał mi tego za złe. Rozumiał, że nie miałam pojęcia, jak wyglądało teraz owe miejsce i że bardzo nie chciałam go rozczarować. Bo rozczarowując go, rozczarowywałam także siebie.

Tylko Ty Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz