Podszedł blisko. Za blisko. Czułam jego obecność za swoimi plecami. Gdy ponownie pchnęłam huśtawkę totalnie przez przypadek uderzyłam go łokciem w brzuch. Nie myślcie, że zrobiłam to specjalnie. Bo nie, to czysty przypadek. Usłyszałam cichy śmiech, a po chwili stanął obok.
- Chcesz iść ze mną na obiad?
A weź, kurwa, spierdalaj. Nigdzie z tobą nie idę. Możesz sobie pomarzyć, profesorku.
- Nie, spieprzaj.
Znowu się zaśmiał. Coś jakoś teraz ma dobry humor i to cały czas, aż dziwne. Nie podobne do takiego chuja.
- A jeżeli moja córka poprosi? - spytał
Odeszłam na krok od przedmiotu i spojrzałam na mężczyznę. Stał jakieś trzy stopy ode mnie i również się we mnie wpatrywał.
- Nie wiem czy ten twój orli wzrok zauważył to, że gdzieś szłam. Przyszłam tu na chwilę, do Emily. - powiedziałam o dziwo spokojnie - Więc proszę, zamknij pysk i idź zajmij się sobą, okej?
Na koniec mojej wypowiedzi uśmiechnęłam się sztucznie.
- Dalej jesteś w kurwę nie miła, nic się nie zmieniło.
- To, że jesteś chujem też się nie zmieniło. - odparłam
Z chęcią teraz jebnęłabym mu w ryj. I w sumie czemu nie? Jeszcze jedno jebane słowo i to zrobię, przysięgam.
Szatyn przeszedł na drugą stronę huśtawki po czym ukucnął przed dziewczynką. Spojrzał prosto w jej oczy i szczerze się uśmiechnął.- Przyniesiesz Isabelli coś do picia? - spytał - I przy okazji weź swoją nową lalkę, Isa z chęcią ją zobaczy.
Emily wydawała się zadowolona. Zeskoczyła z huśtawki i pognała w stronę drzwi wejściowych.
- Chodź tam ze mną tylko porozmawiać, nic więcej. Chcę ci wyjaśnić parę spraw.
- Nie chcę. - odpowiedziałam od razu - Ale wiesz co chcę?
Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Żebyś w końcu dał mi spokój i się ode mnie odjebał.
Po tych słowach odeszłam. Usłyszałam jedynie jak usiadł na ławce przy ogrodzeniu i jak chyba dzwonił mu telefon, ale mało mnie to interesowało. Już nawet odechciało mi się iść do sklepu więc od razu skierowałam się do domu.
Ewidentnie w końcu musimy z Johnem wybrać się do schroniska po psa. Choć mieliśmy zrobić już to dawno to odkładaliśmy to bardzo w czasie i do tej pory psa jak nie było, tak nie ma. A gdyby był to na sto procent poszczułabym nim Williama.
Znowu usłyszałam za sobą kroki. Nie było chuja, że to ktoś inny. To musiał być jebany Will.- Isa, chcę tylko porozmawiać, nic więcej.
Weź się odjeb człowieku. Ileż, kurwa, można.
- Ty jesteś jakiś niedorozwinięty, czy o chuj chodzi? - spojrzałam na niego
- Po prostu mi zależy.
Tak? Kurwa, niemożliwe. Kiedyś już to bardzo pokazałeś, profesorku.
- Do prawdy? - zmarszczyłam brwi - Widać było po tobie jak ci w chuj zależy.
- Będziesz mi to wypominać całe życie teraz? - odparł - Byłem nachlany, a ona to wykorzystała. Dobrze wiesz, że jak wypiję za dużo to jestem niemal nieprzytomny. Udawała przed tobą idealną przyjaciółeczkę lesbijkę, a tak naprawdę jebała się w każdym facetem jakiego tylko spotkała. Wiedziała, że zależy mi na tobie i bardzo chciała żeby to się zjebało. I jak widać wyszło jej, z resztą jak wszystko co robiła.
Patrzyłam na niego zszokowana, a on wydawał się całkiem poważny. Ta gnida jest w kurwę poważna. Kurwa mać.
- Co? Teraz nic nie powiesz? - założył ręce na piersi - Myślałaś, że twoja księżniczka Jane jest święta? A no tak. Wszystko to zawsze wina Williama, bo Will jest taki zły i w ogóle okropny, co nie?
Teraz dokładniej mu się przyjrzałam i zobaczyłam na lewej ręce tatuaż. Jebany pierdolnął sobie rękaw. Z tego co pamiętam to mówił, że nie chce robić sobie tatuażu. A tu taka niespodzianka.
- A co mam ci powiedzieć? Od razu mam ci się rzucić na szyję i przeprosić za to, że byłam dla ciebie nieuprzejma, profesorku?
Twoje niedoczekanie, chuju.