[17]

29 0 0
                                    

Isabella

Patrzyłam na niego z widocznym zadowoleniem na twarzy. Szczerzyłam się do niego jak głupia, bo powiedział mi, że mnie kocha. Drugi raz. On również wpatrywał się we mnie, lecz ze znacznie większym uśmiechem. Ewidentnie cieszy go fakt, że w końcu to przyznałam. Przyznałam to, że kocham Williama Walkera.

Podniosłam się na łokciach i zbliżyłam swoją twarz do jego. Złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Jego dłonie wylądowały na mojej talii i po chwili wciągnął mnie na swoje biodra. Uśmiechnęłam się do siebie gdy zaczął zaciskać palce na moich udach. Zatoczyłam biodrami niewielkie koło, na co mruknął zadowolony. Po kilkunastu sekundach odkleiłam się od niego i zsunęłam się z powrotem na swoje miejsce.

- Idziesz jutro do pracy, więc dobrze byłoby gdybyś był wyspany - powiedziałam układając się wygodniej na łóżku

Spojrzał na mnie niezadowolony.

- Od jutra śpisz w salonie - burknął odwracając się do mnie plecami

Zaśmiałam się cicho po czym przysunęłam się bliżej niego. Wtuliłam się w jego gorące plecy i złożyłam pocałunek na ich środku.

- Jutro znowu się do ciebie umówiłam - powiedziałam przesuwając dłonią po jego przedramieniu

W momencie odwrócił się do mnie twarzą. Na jego ustach pojawił się wielki uśmiech.

- Nawet o tym nie myśl - odparłam, wiedząc, że zapewne chciałby zrobić to samo co dziś - Chciałabym, żebyś serio mnie zbadał.

- Oczywiście, panno Smith - uśmiechnął się - Ale jedno nie zaprzecza drugiemu, najpierw cię zbadam, a potem zrobię to co powinienem.

Powinieneś znaleźć znajomych i nie siedzieć albo w domu albo w tym pierdolonym gabinecie. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale od czasu do czasu mógłby się spotkać z którymś ze swoich kolegów.

- Wizytę mam na siedemnastą trzydzieści, żebyśmy mogli razem wrócić do domu.

Przysunął twarz bliżej mojej i złożył krótki pocałunek na moich ustach.

- W takim razie dobranoc Isabello.

- Dobranoc.

Ponownie się w niego wtuliłam i zamknęłam oczy. Dosłownie w moment zasnęłam.

Gdy rano się obudziłam Willa nie było już w łóżku. Spojrzałam na zegarek i była ledwo dziewiąta. Przez moment pomyślałam, że pojechał już do pracy lecz było na to zdecydowanie za wcześnie. Powolnie zwlekłam się z łóżka i ruszyłam do łazienki w której się załatwiłam, umyłam zęby i związałam włosy w niski kucyk. 
Chwilę później stałam w kuchni parząc sobie kawę. Dosłownie minutę później usłyszałam trzask drzwi i dwa głosy. Jeden należał do Willa, a drugi był dziewczęcy. Zmarszczyłam brwi po czym skierowałam się do przed pokoju. Pierwszy w oczy rzucił mi się mały, różowy plecak stojący przy komodzie, a dopiero później zobaczyłam moją największą zmorę z Clinton - Emily. Stała szczęśliwa przy swoim nie-ojcu i wpatrywała się w niego z uwielbieniem.

Lubiłam tę dziewczynkę, ale czasami działała mi na nerwy. Może to dlatego, że jej matką była Elizabeth. Ale pomimo tego małego szczegółu naprawdę ją lubiłam.

Don't Trust meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz