Z Isą nie widziałem się równy tydzień. Jutro wracam do Bostonu i nie ukrywam, że chętnie bym się z nią spotkał. Z tego co wiem od Johna, to nawet rzadko wychodzi z domu. Jedyny spacer jaki sobie urządza to na ogródek z tyłu domu aby zapalić, powiedział, że tam widzi ją co dwadzieścia minut. Ta dziewczyna powoli zamienia się w smoka, jeśli już nim nie jest.
Po wstępnym ogarnięciu się zszedłem do salonu w którym od dawna siedziała Lizzy. W jednej ręce trzymała kubek z kawą za to w drugiej jakąś książkę. Nie zwróciła na mnie uwagi więc od razu ruszyłem do kuchni. Było już grubo po dwunastej, a ja dopiero teraz postanowiłem wyjść z pokoju. Do mnie to nie podobne. Zawsze na nogach byłem jakoś o ósmej, czasem dziewiątej. Rzadko kiedy wstawałem później. Zwykle to Flynn była tą, która potrafi spać cały dzień.– Wychodzisz dzisiaj? – spytała
– Raczej nie, a co?
Chwyciłem do ręki szklankę i wypełniłem ją sokiem pomarańczowym. Odwróciłem się do niej twarzą, a kobieta od razu zaczęła kierować się do pomieszczenia w którym się znajdowałem.
– Pomyślałam, że może pojechalibyśmy gdzieś z Emily.
Jeżdżenie z nie swoimi dziećmi to moje ulubione zajęcie. Dzięki Lizz mogę robić to dość często.
– Ta. Możemy.
– Nie wyglądasz na zadowolonego. – zauważyła
Bo, kurwa, nie jestem zadowolony.
– Jutro wyjeżdżam i będę tęsknił za tym brzdącem.
– Możesz jeszcze zostać, przecież w Bostonie i tak nie masz za dużo do roboty. – wzruszyła ramionami podchodząc bliżej
– No, masz rację. Poradnia ginekologiczna sama się poprowadzi, pacjentki same się zbadają.
Odstawiłem szklankę do zlewu i odbiłem się od blatu. Pora się chyba jednak ulotnić.
– Jednak wychodzę, wrócę za godzinę, może dwie. Zależy.
Włożyłem na stopy białe trampki po czym wyszedłem z domu. Było gorąco, aż za gorąco. Teraz zatęskniłem za zimą. Zdecydowanie wolę wszystkie pory roku oprócz lata. Czekam na to, jak w końcu będę mógł wrzucić moją brązowowłosą księżniczkę w jakąś największą zaspę. Choć górka z piasku też brzmi przekonująco, nawet nie wiem czy nie bardziej.
Nie miałem pojęcia gdzie iść. Bo w końcu tutaj też za dużo ludzi nie znam. A jak już znam to mieszka gdzieś po drugiej stronie miasta.
Wchodząc na chodnik spojrzałem przed siebie. Na schodach przed domem stał John, a w drzwiach stała ubrana w piżamę Isa. Nie mam pojęcia o czym rozmawiali, ale widziałem na ich twarzach uśmiechy. Ale to ten jeden za każdym razem mnie urzekał. Brunetka po chwili podniosła wzrok i gdy złapaliśmy kontakt wzrokowy uśmiechnęła się. John powoli odwrócił się w moją stronę i również się uśmiechnął lecz nie na długo ponieważ po chwili wsiadł do samochodu i odjechał spod domu.
Bez chwili zastanowienia ruszyłem przed siebie. Dziewczyna zostawiła otwarte drzwi i zniknęła gdzieś za rogiem. Wszedłem do środka po czym udałem się za Isą.– Cześć. – powiedziała siadając na fotelu
– Co ty robiłaś w domu przez cały tydzień?
Zaśmiała się zmieniając kanał w telewizji.
– Siedziałam, spałam, paliłam i czasem gotowałam. – odpowiedziała – Ale tylko czasem.
Usiadłem na kanapie obok i wbiłem wzrok w ekran. Akurat włączała jakiś film na natflixie. Nie skupiłem się na tytule bo od jakichś dwóch minut moja uwaga była skupiona na niskiej brunetce o czekoladowych oczach.
– Co cię do mnie sprowadza?
– Jutro wracam do Bostonu. – powiedziałem od razu
Spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami i poprawiła się na granatowym fotelu. Wyglądała na smutną? Rozczarowaną? Albo coś pomiędzy.
Nie potrafiłem rozmawiać z nią na poważnie jeżeli ma na sobie piżamę ze świnką peppą.– Dzisiaj mi się już nie wywiniesz. – odparłem – Przebieraj się i wychodzimy.
– Gdzie?
– Zabieram cię na obiecany obiad.
Niechętnie zwlekła się z miejsca i ruszyła w stronę schodów. Nawet na moment nie oderwałem od niej wzroku, cały czas patrzyłem na jej plecy. Nie potrafiłem spojrzeć nigdzie indziej.
Po siedmiu latach w końcu mam ją tylko dla
siebie. Tęskniłem za nią, jak za nikim innym.