Rozdział 1, ,,Powrót na stare śmieci"

14 2 0
                                    

Gdybym miała przywołać jeden z najgorszych dni w moim życiu, bez chwili namysłu podałabym dzień, gdy opuściłam swoje ukochane miejsce zamieszkania, aby stać się jednym z tych, którzy codziennie przewijali się na ulicach Nowego Jorku. Trzymany głęboko w sobie żal do swoich rodziców nie minął pomimo upływu lat, a każdego kolejnego dnia uświadamiałam sobie jak bardzo nie pasuję do tego miejsca. Tęskniłam za niewielkim, nadmorskim miasteczkiem, przemiłymi ludźmi, którzy byli dla mnie jak najbliższa rodzina, tęskniłam nawet za tłumami turystów, którzy w wakacyjnym okresie okupowali całe miasto. Jednak najbardziej tęskniłam za parą czekoladowych oczu, które przeplatały się przez mój umysł każdego dnia i każdej nocy. Tęskniłam za Aaronem Hallem, który przecież był tylko moim przyjacielem. Aaronem, który teraz był już tylko wspomnieniem, do którego lubiłam wracać. Swego czasu był dla mnie wszystkim, teraz nie pamiętałam nawet jego twarzy. Obwiniałam się, każdego cholernego dnia obwiniałam się za koncertowe spieprzenie naszej relacji. I pomimo tego, że bezpośrednio tego nie zrobiłam, powiedziałam o kilka słów za dużo, które zniszczyły wszystko, co pielęgnowaliśmy przez tyle lat. Bo ja doskonale wiedziałam, że również byłam dla niego wszystkim. Jednak gdy w końcu wystawił mi serce na dłoni, ja potraktowałam je sztyletem.

Podczas nagłego przypływu odwagi, odruchowo złapałam za jego dłoń i pewnie spojrzałam w jego oczy. Natychmiast tego pożałowałam czując, jak intensywność jego spojrzenia niemalże mnie roztopiła, a ja sama zamieniłam się w mokre pozostałości po górze lodowej.

— Zaczekaj — odezwałam się w końcu, a chłopak odwrócił swoje ciało w moim kierunku. Spokojnie, wdech, wydech... — Chyba mam ci coś do powiedzenia...

— Chyba? — uniósł nieco brew, patrząc na mnie wyczekująco, a w oczach błysnęła mu ciekawość. — Co się dzieje, Rosie?

Zawsze mnie tak nazywał, a ja automatycznie miękłam, gdy słyszałam to z jego ust. Nie nazywałam się Rosie, jednak w taki właśnie sposób zdrabniał moje imię, Rosalie. Gdy byliśmy młodsi uznał, że zbyt długo je się wymawia i ochrzcił mnie jako Rosie. Jako jedyny na świecie nazywał mnie w taki sposób, przez co czułam się wyjątkowa. On był wyjątkowy. Chyba już zwariowałam.

— Więc tak... — westchnęłam ciężko, aby dodać sobie nieco odwagi, która teraz poszła na spontaniczny spacer nad brzegiem oceanu. — Nie wiem, kiedy znów będziemy mieli okazję się zobaczyć, więc uznałam, że najrozsądniej będzie, gdy powiem ci to wszystko teraz, zanim, wiesz... wyjadę — zabrałam dłoń z jego ręki, aby zacząć się bawić rękawem bluzy, która swoją drogą należała właśnie do Halla. — Mimo wszystko nie traćmy kontaktu, dobrze? Chyba zatęskniłabym się na śmierć.

Zaśmiałam się cicho i pociągnęłam nosem, czując, jak łzy zaczynają mnie piec pod powiekami. Nienawidziłam pożegnań i mimo, że nie żegnaliśmy się na zawsze, było to niezwykle trudne do wykonania. Praktycznie graniczyło z pieprzonym cudem. Nie pozwalając mu się wtrącić i przerwać mój monolog, nad którym i tak już zaczęłam kwestionować, czy w ogóle miał racje bytu i czy powinnam mu to mówić. W końcu co mi po tym, że wyznam to, co czuję, skoro zaraz będziemy musieli się rozstać? Może go tylko skrzywdzę? Może mnie odrzuci i wyśmieje, chociaż ta wersja była dość nieprawdopodobna, znałam go przecież praktycznie na wylot.

—Wracając. Dość długo trzymałam to w sobie jako tajemnicę, jednak myślę, że również i tobie należy się ją poznać — spuściłam wzrok, nie miałam już odwagi patrzeć mu w oczy. — Zakochałam się.

Wypaliłam to tak szybko, że sama przez sekundę zwątpiłam, czy naprawdę to zrobiłam, czy stchórzyłam. Nie, ja naprawdę to zrobiłam. Zrobiłam to!

Aaron na początku wyglądał nieco na zaskoczonego, pewnie nie spodziewał się takich rewelacji z mojej strony, jednak po chwili tylko uśmiechnął się do mnie ciepło i ułożył dłonie na moich ramionach.

when the sun goes down | the sun #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz