Isa wjechała na parking przy jej osiedlu i zgasiła samochód. Siedziała w milczeniu przez kilka minut, aż w końcu otarła twarz ze zmęczenia. Zaczęło bowiem do niej docierać, że naprawdę mogła dzisiaj zginąć. I to tylko dlatego, że postawiła się Leonowi i miała odwagę zakwestionować jego metody działania.
Potrząsnęła głową chcąc odegnać od siebie te myśli. W końcu wygramoliła się z samochodu i weszła do niewielkiego domku, marząc tylko o gorącym prysznicu aby się odprężyć. Zatrzymała się na sekundę w kuchni by spojrzeć na wspólne zdjęcie jej i babci. Taki miała zwyczaj, codziennie po powrocie do domu.
Po kąpieli wślizgnęła się do łóżka i po kilkunastu minutach intensywnego przewracania się z boku na bok i myśli krążących wokół Leona, wreszcie zdołała zasnąć. Koszmary jednak i tej nocy zaatakowały ją nie zamierzając odpuścić.
Kilka godzin później wzeszło słońce. Jaskrawy promyk przebił się przez prześwitujące zasłony i padł prosto na twarz Isy. Jej oczy otworzyły się powoli, gdy poczuła światło uderzające w jej powieki. Podniosła się na łokcie oszołomiona i nie do końca rozumiejąca jeszcze gdzie jest, jaki jest dzień i co się dzieje.
Ziewając i przecierając oczy weszła do kuchni. Usiadła przy stole i zaczęła przypominać sobie ostatnie kilkanaście godzin. Włączyła ekspres i po chwili nalała sobie filiżankę mocnej kawy z małą domieszką mleka, upiła łyk. Jej telefon pokazywał kilka nieodebranych połączeń od komendanta sprzed kilkunastu minut. Roześmiała się sucho i znowu pociągnęła łyk kawy... Co za noc... Musiała być tak zmęczona, że nawet sygnał jej telefonu nie był w stanie jej dobudzić.
Wiedziała, że albo musi bardzo szybko oddzwonić i ewentualnie użerać się z szefem, albo zjawić się na posterunku wcześniej niż zwykle i poradzić sobie z nim już na miejscu. Ale właściwie nie wiedziała, czego się spodziewać. Obawiała się jednej rzeczy. Zastanawiała się czy może Leon złożył już na nią skargę, czy jednak chodziło o jakąś inną sprawę. Pomijając śniadanie, ubrała się w ciemne jeansy i czarną bluzkę z długim rękawem. Chwyciła odznakę i broń upewniając się, że dobrze zapięła kaburę, po czym wsiadła do samochodu. Starała się jechać ostrożnie, ale nerwowość dała jej się we znaki, co można było wyraźnie zauważyć gdy z piskiem opon zaparkowała przed swoim miejscem pracy.
Na komisariacie było tłoczno i głośno pomimo wcześniejszej pory. Kilku funkcjonariuszy wchodziło i wychodziło z pomieszczeń trzaskając drzwiami, inni głośno stukali pisząc na klawiaturach. Niektórzy gdzieś dzwonili, inni odbierali telefony, odpowiadali na pytania, chodzili tu i tam. Wszyscy byli potwornie zajęci... Ale ten cały zgiełk zatrzymał się gwałtownie, kiedy Isa weszła na komisariat. Kilku oficerów natychmiast przerwało to, co robili i spojrzało bezpośrednio na nią, inni patrzyli jedynie ukradkiem. Wtedy też młody, lekko nerwowy policjant pełniący swoją zmianę w recepcji szybko wstał od swojego biurka na froncie holu i podszedł do pani detektyw.
Isa zatrzymała się, zaskoczona reakcją pozostałych. Wiedziała, że na co dzień zwracała na siebie uwagę, bo była praktycznie jedyną kobietą pracującą jako policjantka na tym posterunku, reszta płci żeńskiej zajmowała się pracą biurową. Ale inni policjanci nigdy nie reagowali na nią aż tak wyraźnie. Więc albo Leon faktycznie złożył na nią skargę albo szykowało się coś wielkiego, a ona miała być w samym centrum tego wydarzenia. Skupiła swoje zdezorientowane, błądzące po holu oczy na zbliżającym się do niej młodym mężczyźnie.
- Cześć Logan, wszystko w porządku? - zapytała spoglądając na rudawego młodszego chłopaka.
Ręce Logana zaczęły się trząść. A zaraz po nich jego nogi, oddech chłopaka stał się ciężki, jakby naprawdę się czymś stresował. Obejrzał się w stronę gabinetu komendanta, który znajdował się tuż za nim jakby szukając aprobaty, mimo że żaluzje były zasłonięte. Po czym odwrócił się.
CZYTASZ
Oxytocin
FanfictionBar na obrzeżach lasu. A w jego wnętrzu agent Kennedy zagłuszający swoje sumienie alkoholem. Lokalnej detektyw nie odpowiada jego obecność, szczególnie, że boryka się ze sprawą niewyjaśnionych zaginięć turystów. Zmuszeni do współpracy nad tajemnicz...