Rozdział 11.

180 11 2
                                    

Jego silne dłonie i pewna postawa sprowadziły ją do pionu. Pomógł otrzeć jej twarz i skupić się, upewnił się, że nie spojrzała na zwłoki najemnika nawet przez sekundę, gdy ją wyprowadzał. Lecz nie mógł nic poradzić na to, że całą powrotną drogę do samochodu jej palce kurczowo zaciskały się na pistolecie. Na to że wciąż oczekiwała, że ktoś lub coś w każdej chwili może na nich wyskoczyć. Na to, że w trakcie drogi powrotnej jej twarz stężała a oczy tępo wpatrywały się w przestrzeń przed nią. Na to, że nie reagowała na jego zapewnienia, że zrobiła to w imieniu dobra i wszystkich tych ludzi, którzy zginęli w eksperymentach i którzy mogli zginąć w przypadku wymknięcia się wirusa spod kontroli.

Choć widział, że uspokoiła się gdy znaleźli się pod komisariatem, to gdy go wysadziła i sama zajęła miejsce kierowcy w Jeepie jej orzechowe oczy pozostały rozszerzone i puste. Widział, że zakopała w sobie wszystko co czuła, ale nie dziwił się. Gdy on zabił swoją pierwszą osobę w życiu, zareagował w podobny sposób. Wtedy był nawet w zbliżonym wieku co ona i wiedział, że twarz tego mężczyzny zostanie z nią do końca życia. Że będzie zastanawiać się jak miał na imię, czy miał partnerkę lub partnera. Czy miał dzieci. Czy jego matka będzie zastanawiała się dlaczego nie zadzwonił. Czy jego kot nie czeka smutno przy swojej pustej misce na powrót właściciela. Wiedział, że jej koszmary tylko przybiorą na sile. 

Gdy oparty o drzwi swojego samochodu odpalił papierosa i obserwował jak Jeep wyjeżdża z parkingu i zmierza w przeciwną stronę, po prostu nie mógł nic poradzić na to, że się martwił.

***

Następnego dnia zdecydował, że da jej nieco odsapnąć, choć musiał upewnić się czy wszystko w porządku. Od razu po obudzeniu się wysłał jej sms, na który otrzymał natychmiastową odpowiedź, co pozwoliło mu poczuć niewielką ulgę. Postanowił, że sam przysiądzie dziś do opracowania planu ich wizyty w laboratorium, ale Isa nalegała na swój udział. Dlatego w godzinach wieczornych pojawił się u progu jej domu.

Teraz ze skupionymi wyrazami twarzy siedzieli nad kawowym stolikiem wpatrując się w planszę, którą Leon wczoraj zerwał ze ściany, a okazała się być planem całego kompleksu. Zebrane dowody oczywiście pozostawił w bezpiecznym miejscu, w swoim biurze.

Isa przetarła przesuszone oczy i uniosła wzrok na Leona, który dokładnie studiując plan żywo notował coś na kartce obok. Kompletnie nie wyglądał na znużonego, mimo że ślęczeli nad tą mapką już dobre trzy godziny. Potrząsał lekko nogą, co raczej nie było wynikiem spożycia zbyt dużej ilości kofeiny, bo wypił jedynie pół kubka tego co przygotowała dla niego Isa. Musiał być zwyczajnie nerwowy, ale co go tak stresowało?

Kobieta przechyliła głowę wodząc wzrokiem między pomieszczeniami na grafice. Wyciągnęła palec wskazując oznaczenie umieszczone na skraju czegoś, co wyglądało jak główna komora laboratorium. Spostrzegła, że boczny korytarz łączył się z tunelem przechodzącym pod górą, który stanowił przejście pomiędzy laboratorium a kompleksem biurowym, w którym byli wczoraj. Chciała odezwać się, aby przerwać wreszcie ciszę, która między nimi zapanowała.

- A nie możemy wyjść tędy? - wskazała palcem obserwowany przez nią obszar. Wiedziała, że zadała głupie pytanie, ale nie mogła już znieść tego milczenia.

Leon powoli uniósł na nią swoje zwykłe, zimne spojrzenie, jednak to jak zmarszczył brwi wskazywało na to, że przerwała mu jakąś ważną czynność.

- Tamtędy będziemy wchodzić. - odmruknął wracając do swoich notatek.

Isa przewróciła oczami wzdychając. Nie sądziła, że gdy podchodził do czegoś aż tak poważnie to stawał się takim zrzędą. Wcześniej taki nie był, więc skąd w nim ta zmiana?

OxytocinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz