Strzała powoli otworzyła oczy. Czuła na języku smak jakiegoś obrzydliwego napoju, od którego od razu chciało jej się wymiotować. Ze wstrętem splunęła na kamienną posadzkę. Czuła straszny ból na całym ciele, a w niektórych miejscach miała widoczne rany po biczu, z których wolno sączyła się krew.
Ostatnią rzeczą, jaką pamiętała, było jechanie na wargu. Widocznie kiedy była nieprzytomna, dojechali do Mordoru i jej skóra zdążyła już poznać wodza orków.
Fia rozejrzała się dookoła. Znajdowała się w jakimś zimnym lochu, a jej ręce okute były ciężkim łańcuchem.
Dopiero w tamtej chwili przypomniała sobie o biednym Dwalinie. Wolno wstała i podeszła do krat. Po drugiej stronie umiejscowiona była druga cela, a na zimnym kamieniu siedział młody krasnolud, znajdujący się w podobnym jak ona stanie.
– Dwalin! Hej, nic ci nie jest? – zawołała szeptem. Mężczyzna podniósł głowę, a w jego oczach dziewczyna dostrzegła pojedyncze łzy.
– Nic. A powinno. Strzała, ja... To był mój pomysł, by jechać na to polowanie. Nie powiedziałem twojemu ojcu, bo wiesz jakby zareagował. A teraz... Kiedy jesteśmy tu, w niewoli, a ty prawie umarłaś, uświadomiłem sobie, jakie głupstwo popełniłem. Wybacz... – pociągnął smutno nosem.
– Nie obwiniaj się. Skąd mogłeś wiedzieć, że natkniemy się na orków? Masz mi tu się nie mazać, jasne? Nic mi nie jest, żyję i, na Durina, przysięgam ci, że jakoś stąd uciekniemy. Nie wiem na razie jak, ale coś wymyślę... – powiedziała dziewczyna i wróciła na swoje miejsce. Ciężko było się poruszać w żelaznych łańcuchach.
***
Siedzieli w lochach już dość długo. Zarówno Dwalin, jak i Strzała dawno stracili rachubę czasu. Nic nie wskazywało na to, żeby mieli wyjść z więzienia. Na domiar złego, Fię zaczęła trawić wysoka gorączka i katar. Nie mieli przy sobie nic, bo wszystko zostało im odebrane, siedzieli tylko w samych koszulach i spodniach, więc chłód od kamieni przeszedł ich na wylot.
Po paru dniach choroby Strzała nie odbierała informacji ze świata zewnętrznego, a Dwalin, pomimo wszelkich prób, nie mógł jej pomóc. Bał się, że za chwilę ją straci. Swoją przyjaciółkę, daleką kuzynkę, a wtedy Thrain i Thorin na pewno go zamordują.
Pewnego dnia do uszu krasnoluda doszedł odgłos powolnych i ostrożnych kroków. Orkowie chodzili zwykle szybko, a w rejony lochów prawie w ogóle się nie zapuszczali. To musiał być ktoś inny, ktoś, kto może mógłby im pomóc się wydostać. Dwalin wstał i podszedł do krat, by zobaczyć owego osobnika. Nagle tuż przed nim pojawiła się wysoka postać, z wielkim, szarym kapeluszem na głowie i w również szarej opończy.
– Cicho! Orkowie są blisko. Jak nas usłyszą, będzie koniec – Szepnął osobnik, a krasnolud rozpoznał w nim Gandalfa, dość znanego czarodzieja.
– Strzała... – Jęknął Dwalin, kiedy mag otworzył jego loch i wyswobodził go z łańcuchów.
Gandalf podbiegł do celi krasnoludzicy i szybko ją otworzył. Wziął zimne, blade i wychudzone ciało księżniczki na ręce. Sprawdził puls.
– Żyje, ale nie jest dobrze. Jeśli czegoś ciepłego nie zje, umrze – stwierdził czarodziej.
– Musimy uciekać – powiedział krasnolud, ciesząc się, że Fia jeszcze walczy (bądź co bądź spędzili tam dwa tygodnie), ale jednocześnie martwiąc, oby nie zmarła gdzieś po drodze do wioski.
Mag wyprowadził więźniów na wolność. Orków, na szczęście, po drodze nie spotkali. Gandalf usiadł na koniu, ciągle trzymając nieprzytomną Strzałę, a za sobą posadził Dwalina. W ekspresowym tempie opuścili Mordor.
– Nie zdążymy jej dowieść do Gór Błękitnych – Stwierdził w drodze.
– I? Nie mogę pozwolić jej umrzeć! Ja ją w to wpakowałem! – odkrzyknął mu krasnolud.
Czarodziej z westchnieniem zatrzymał wierzchowca i z niego zsiadł. Położył półżywą Fię na swoim płaszczu i otulił ją kocem. Rozpalił ogień i podgrzał nad nim wodę. Odmówił jakieś zaklęcia nad dziewczyną, po czym wlał jej do gardła ciepły płyn. Za chwilę w całym obozowisku rozległ się kaszel. Dwalin biegiem dopadł do Strzały i ją przytulił, upewniając się tym samym, że żyje.
– Zimno mi – powiedziała słabym głosem. Jak na dłoni było widać, że trzęsła się od dreszczy. – I głodna jestem. Niedobrze mi...
Czarodziej wyciągnął z kieszeni niewielkie zawiniątko. Odpakował je, po czym podał dziewczynie elficki chleb, nazywany inaczej lembasami.
– Nie tknę tego – pokręciła Fia głową, ale mag siłą wcisnął do jej dłoni jedzenie.
– Jedz, bo umrzesz – wściekł się. Po długich przekonywaniach krasnoludzica zjadła i ruszyli dalej. To, co mieli niebawem zobaczyć, miało ich zdziwić, a może nawet i wściec...
Jak myślicie, co zobaczą?

CZYTASZ
SWIFT ARROW: CRY for WINNING |Thorin Oakenshield| ZAKOŃCZONE CZEKA NA KOREKTĘ
FanfictionOpowieść na podstawie książek "Hobbit" i "Władca pierścieni" Tolkiena. Moje stare opowiadanie, pełne błędów i wielu niewyjaśnionych sytuacji, ale i tak zachęcam do przeczytania ;) Sofia Swift Arrow to najmłodsza siostra Thorina. Kocha szarlotkę, wal...