W życiu wiele razy upadałam. Mimo wszystko musiałam uważać i się podnosić. Ten świat nie miał litości i nigdy nie zamierzał jej okazać. Codziennie musiałam być kimś innym, nie okazywać emocji bo ktoś mógłby je wykorzystać przeciwko mni. Jednak nadchodziły momenty takie jak ta. Nie panowałam nad sobą. Dawałąm się porwać emocjom.
Nie wiem, w której sekundzie przystawiłam lufę pistoletu do głowy gówniary, która śmiała mnie obrazić. Niech Bóg będzie miał ją w swojej opiece, bo nie ręczyłam za siebie.
Spojrzałam w oczy dziewczyny i gdy dostrzegłam te same niebieskie tęczówki, co u Matthew, od razu wiedziałam, kogo przede mną stał. Valentina De Campo. Jedna z księżniczek tej rodziny. Rozpieszczona i wychowana w niewiedzy na temat naszego półświatka.
— Już nie jesteś taka pyskata? — spytałam, gdy mocniej docisnęłam broń do jej głowy.
Rozejrzałam się dookoła i ujrzałam kilkunastu mężczyzn, którzy mierzyli w moją stronę. Parsknęłam śmiechem i spojrzałam wprost w oczy Matthew. Chciałam go sprowokować, zobaczyć jak zareaguje.
— Już nie jesteś taka wygadana? — Nadal uważnie lustrowałam narzeczonego, gdy mówiłam. — Pewnie, że nie. W końcu wszyscy cię obronią, nieprawdaż? — Zaśmiałam się suchio. — Tylko pamiętaj, że moja kula dosięgnie cię szybciej niż oni wystrzelą.
Położyłam palce na spuście w chwili, gdy czterech moich ludzi okrążyło taras, celując w ludzi, którzy mierzyli we mnie. Słyszałam cichy lament, jaki wydostawał się spomiędzy jej warg. Uniosłam kącik ust, wiedząc, że uzyskałam zamierzony efekt.
— Tatiana, proszę cię. — Nagle zarejestrowałam płacz Rosy, ale zignorowałam go, nadal mierząc do jej córki. — To moje dziecko, moje kochane dziecko. — Zacisnęłam usta w linię, gdy poczułam, jak nieznane wcześniej uczucie we mnie zakwitło. Kurwa.
— Zapamiętaj raz a dobrze. — Odwróciłam się do Valentiniy. — Jestem osobą, która nie daje drugich szans.— Odsunęłam pistolet od jej głowy. — Następnym razem nie będziesz miała tyle szczęścia.
Dziewczyna pokiwała głową na znak, że zrozumiała. Chwilę później obok mnie stanął Iwan, wziął ode mnie broń i kiwnął porozumiewawczo. Odwróciłam się, aby następnie spotkać zabójcze spojrzenie Matthew.
— Możesz mi wyjaśnić, co to, do kurwy nędzy, było!? — Walnął pięścią w stół, a cała zastawa, zatrzęsła się.
Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i stanęłam w pozycji roszczeniowej. Nikt nie będzie na mnie krzyczał, a już na pewno nie jakiś pieprzony Włoch, który posiadał ego większe od planety. Przerolowałam język po bokach moich policzków i postawiłam kilka kroków w przód. Podeszłam z powrotem do stołu i grzecznie usiadłam na moim wcześniejszym miejscu. Wygładziłam ubrania, nie przejmując się nadal wymierzonymi w moją stronę glockami.
— To było upomnienie i radzę, byś zapamiętał tę chwilę. — Odwróciłam się do niego. — Nie będę osobą, którą można pomiatać. Jasne, jestem u ciebie, w twoim domu i u twojej rodziny, ale nie pozwolę sobie na takie znieważenie. — Twardo spoglądałam na niego nie dając się ugiąć pod jego spojrzeniem.
― Wszyscy wyjść! — powiedział surowo, gdy nadal mnie obserwował. Po chwili na tarasie nikogo już nie było.
Zarzuciłam nogę na nogę, gdy rozbawiona śledziłam, jak Matthew krążył wokoło. Cierpliwie czekałam na jego reprymendę, ale po chwili ona nie nadchodziła.
— Mam ochotę cię udusić — powiedział po krótkim czasie. — To, co przed chwilą zrobiłaś, było niedopuszczalne i następnym razem poniesiesz odpowiednie konsekwencje. — Parsknęłam pod nosem, ale zaraz próbowałam ukryć moje rozbawienie i skinęłam głową. — Ale z drugiej strony, cholernie mi się to podobało. Ten pokaz przewagi był bardzo podniecający, a twój wzrok... — Odwrócił się w moją stronę. Dostrzegłam drapieżny uśmiech i błysk w oku, który zwiastował coś czego nie mogłam zrozumieć.
CZYTASZ
Mafijna Gra - Matthew / Bracia De Campo #1 [+18]
RomancePierwszy tom serii mafijnej o braciach De campo! Przyszedł czas spłacenia wszystkich grzechów. W świecie skorumpowanym przez mafię nikt nie jest bezpieczny. O tym najlepiej wie Tatiana - zastępca samego pakchana Rosyjskiej Bratvy. Kobieta od małego...