ROZDZIAŁ I

99 30 3
                                    

~~~~~

Młodo wyglądająca blondynka siedziała w przeszklonym gabinecie przeglądając wiadomości na tablecie. Ubrana schludnie, ale dość przeciętnie jak na biurowy styl, trochę jak nie z tej epoki, ale wciąż dobrze. Koszula w kolorze orzechowego brązu z jedwabno podobnego materiału, pstra apaszka, czarny żakiet, czarne spodnie cygaretki kończące się w połowie łydki. Jane zerknęła na jej buty, bo akurat łagodnie kołysała nogą, więc nie dało się nie zwrócić na to uwagi. Baleriny pod kolor koszuli na cienkiej podeszwie sugerowały, że preferuje wygodę, choć plasterki na ścięgnach piętowych wcale nie potwierdzały tej teorii.

Jane poczuła, że jest jej przeciwieństwem. Niczym jing i jang, dzień i noc. To na pewno Melanie Edevane. Policjant dobrze ją opisał mówiąc, że wygląda jak słoneczko, bo jej twarz faktycznie wręcz promieniowała ciepłem, a z mimiki dało się wyczytać wiele pozytywności. Jane natomiast prezentowała się niezbyt świeżo, miała bladą cerę, czarne włosy związane niedbale w kok i potrzebowała kawy, najlepiej całego dzbanka. Zerknęła jeszcze na tabliczkę przy wejściu by się upewnić czy trafiła pod właściwe drzwi. Napis "psycholog", a pod nim imię i nazwisko. Teraz nie miała już wątpliwości.

- Dzień dobry? - Weszła do pomieszczenia bez pukania.

- Khm, tak, proszę. - Jasnowłosa oderwała wzrok od czytania. Badawczo, choć nie ostentacyjnie przyjrzała się jej po czym uniosła z fotela wskazując otwartą dłonią na siedzenie naprzeciwko siebie. - Zapraszam.

Jane przeszła dalej. W gabinecie pachniało słodkością brzoskwiń, znała ten zapach.
Przywitanie oszczędne, treściwe. Dłoń Melanie objęła jej dłoń. Z boku wyglądało to jakby były projekcją samych siebie. Jednorazowo potrząsnęły w zgranym ruchu, ale nie mocno, ani za delikatnie. I to by było na tyle, po uprzejmości. Tą część miały już z głowy.

- Na początek... czy zgadza się Pani na nagrywanie rozmowy? - Melanie przygotowała palec na zielonym guziczku pilota.

- Taa, śmiało. - Wiedziała, że jeśli odmówi to nie ma co nawet siadać.
Pani psycholog zajmowała się wstępną oceną pracowników, dowiedziała się również, że zastępuje tymczasowo policyjnego rekrutera. Z tego co słyszała, parszywy był z niego drań, więc czy dobrze się złożyło, że akurat miał wolne? Możliwe.

W wywiadzie brał jeszcze udział drugi rekruter, który zaraz musiał się pojawić. Miał krótki staż pracy, ale podobno był w miarę sympatyczną osobą. Wywnioskowała zatem, że to będzie młody gość, trochę niepewny jak i co ma gadać. Na rozmowach kwalifikacyjnych zawsze pojawiało się przynajmniej dwóch ludzi z Human Resources na wypadek gdyby jeden miał wątpliwości, a jeśli chodzi tego typu robotę, to dochodził jeszcze psycholog. Cóż, takie procedury. Zanim tu w ogóle trafiła prześwietlili jej życiorys, życiorys jej najbliższej rodziny, sprawdzili od góry do dołu co się dało, nawet jej ostatnie rachunki i aktywność w mediach społecznościowych. Niczego nie znaleźli. Przynajmniej niczego co dotyczyło kobiety bezpośrednio. Natomiast jej matka nie należała do przykładnych obywateli i zdarzały jej się drobne konflikty z prawem, chociaż przez ostatni rok było cicho. Nie należy jednak skreślić kandydata tudzież kandydatki przez pryzmat rodziców.
Podwójnie też ją sprawdzili czy się nadaje pod kątem poczytalności i stabilności emocjonalnej. Dwa samobójstwa wśród najbliższych to wielkie prawdopodobieństwo kolejnego. Choroby psychiczne przecież są dziedziczone, ale niej nie istniały wskaźniki słabej psychiki, nie żeby miała targnąć się na swoje życie. To raczej jej nie dotyczyło, aczkolwiek nigdy nie wiadomo czy się to nie zmieni.

Wiedziała mniej więcej jakie pytania będą jej zadawać. Była przygotowana. Nie odczuwała żadnego stresu związanego z rozmową, właściwie to nie mogła się jej doczekać. Całą noc z tego powodu nie zasnęła.
Kwalifikacje miała, testy zdała, o ile jej wiadomo na 76%, trzeba było tylko się już gdzieś zakręcić. Departament policji był duży, ale prawdopodobnie trochę niedofinansowany, a wszyscy niżej postawieni pracownicy prawdopodobnie trochę niezadowoleni i słabo opłacani. Na start w sam raz.
Dystrykt w którym się znajdował należał raczej do spokojnych i pewnie do jej obowiązków należałoby zmienianie pozycji na biurowym fotelu, przeglądanie starych akt, wlewania w siebie hektolitrów kofeiny. Do tego bardzo blisko jej miejsca zamieszkania. Musiała się postarać, musiała tu pracować. Dzisiejsze motto brzmiało: "zesram się, a nie dam się", choć to dzisiaj trwało już nieco dłużej niż dobę.

CYFROWY ZAPIS PRZEBIEGU ZDARZEŃ [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz