ROZDZIAŁ VII

51 24 0
                                    

~~~~~

Odsłuchali zgłoszenie od obywatela, który postanowił zabłysnąć przykładem i pójść z tym na policję. Dobrze zrobił.
W jednej z kamienic zauważono chmarę much w oknie zalepionego gazetą od wewnątrz. Niby nic, ale to mimo wszystko należało sprawdzić.

Niepokojące zjawisko najpierw miał zbadać policjant, który był w pobliżu na patrolu, ale do mieszkania nie mógł wejść. No cóż, brak dostępu. Tak też wezwał strażaków, aby weszli od strony ulicy. Łatwiej i taniej wymienić okno niż wyrywać drzwi z ramami, a potem na nowo wstawiać.

Był środek czerwca, więc przez wysoką temperaturę możliwe, że mogło dojść do gnicia jakiegoś mięsa. Upał robił swoje. Ktoś zapomniał, zostawił i wyjechał na wakacje. Zdarza się, choć to mało prawdopodobne, bo lokalizacja budynku znajdowała się w slumsach, a tam mało kto mógł sobie pozwolić na kupno tego rodzaju żywności. Więc pewnie coś tam zdechło, albo ktoś zmarł. Jakaś samotna, starsza osoba, lub... doszło tam do morderstwa.
Tyle póki co się dowiedzieli.

Na miejsce przybyli cywilnym samochodem, tym samym, którym Jane odbierała detektywa z dworca. Jednak tym razem to on robił za kierowcę. Kamienica do której zostali wezwani była w okropnym stanie. Stała na granicy dystryktu, w centrum slumsów. Gorszej chyba Jane nie widziała, nie na żywo. Na podjeździe stała straż pożarna, pogotowie i kilka radiowozów. Światła migały w każdym z aut. Tłum gapiów wyciągał szyję żeby zobaczyć choć rąbek tego co się stało. Scott szedł pierwszy torując drogę. Jane miała wrażenie, że czas zwolnił jak tylko minęli barykadę. Dojrzała strażaka wybiegającego z klatki schodowej. Zdjął maskę po czym zwymiotował na chodnik. Detektyw obejrzał się za siebie bacznie obserwując czy Jane się wycofa. Ona natomiast zrobiła głęboki wdech. I wydech. Z dużą przerwa między tymi dwoma czynnościami. Zatrzymała się. Wyciągnęła Świetlika z torby. Kliknęła, aby ten się włączył. Dron piknął i uniósł się nad jej dłonią. Scott patrzył na Jane jeszcze przez ułamek sekundy zanim zaczepił go jeden z policjantów. Chciał go wyprosić, ale mężczyzna pokazał odznakę.

- A detektyw Gastrell, dużo się o Panu mówi...

- Co tu mamy? - Zapytał. Nic sobie z tego nie robił, że jego popularność rośnie.

- Dobre pytanie, detektywie. Technicy też zachodzą w głowę żeby na nie odpowiedzieć. Nie wchodziłem tam, ale próbować też nie zamierzam. Odór jest... - Wzrok policjanta sięgnął dalej, na Jane. - Nieziemski. - Dokończył.

- Coś więcej?

Policjant pokręcił głową. Nie wiedział jak precyzyjnie odpowiedzieć na pytanie tak aby to zadowoliło Gastrella. Kobieta zebrała się na odwagę i przeszła dalej. Wyminęła detektywa, ale nie odeszła daleko.

Źrenicami zaczęła skakać po parapetach budynku z cegły. Na ostatnim piętrze, praktycznie na samym poddaszu były okna, jedno wybite, pewnie przez strażaka. Z dołu, tu gdzie teraz stała mieszkanie nie wyglądało na duże. Może kawalerka, albo dwupokojowe. Obstawiała, że to pierwsze.
Jednym uchem słuchała o czym rozmawiają dwaj mężczyźni. Było już pewne, że to nie śmierć naturalną, a zbrodnia.
Sąsiedzi skarżący się na smród na klatce, muchy w oknach, strażak odmawiający wejścia do środka przez okno żeby otworzyć drzwi od wewnątrz. Też by bez maski nie weszła. Nikt przy zdrowych zmysłach by tego nie zrobił. Nad jej dłonią unosił się wciąż Świetlik gotowy do działania. Za moment policjant się ulotnił i zostali już tylko we dwoje. Scott tknął palcem Świetlika, który zawirował w powietrzu. Nie lubił tego ustrojstwa.

- Wchodzimy? - Zapytała przekrzywiając się w stronę detektywa.
- Lepiej będzie jak zostaniesz tutaj. - Zasugerował. - Widok nie będzie ani trochę przyjemny, celuje, że nawet brutalny.

CYFROWY ZAPIS PRZEBIEGU ZDARZEŃ [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz