Rozdział 32

2.2K 235 57
                                    

Kolejne książki do kolekcji = pełnia szczęścia XD

Rozdział 32

– Ej Weasley! – krzyknął Draco Malfoy na korytarzu. – Komu ukradłeś miotłę? Przecież wszyscy wiedzą, że cię nie stać nawet na kilka witek.

Ron wywrócił tylko oczami, nie dając się sprowokować. W sobotę zaraz po śniadaniu miały się odbyć sprawdziany do drużyny Gryfonów. Do Wielkiej Sali zszedł z miotłą, żeby już po nią nie wracać do dormitorium. Od razu wzbudziła zainteresowanie wśród fanów quidditcha.

– To jeden z amerykańskich modeli, prawda? – spytała jakaś Gryfonka. – Nigdy nie widziałam takich w Europie.

– To był prezent – wyjaśnił Ron. – Nie jest nowa, ale świetnie mi się na niej lata. No i jest całkiem szybka. To poprzednia miotła kogoś, kto dostał się do drużyny stanowej w Ameryce.

– Nieźle – powiedziały dzieciaki z Gryffindoru, oglądając ciekawie jego miotłę.

Ron zapisał sobie w głowie, żeby przesłać przez Harry'ego podziękowania dla Kyle'a. Nawet jeśli nie dostanie się do drużyny, to przynajmniej w końcu miał miotłę, której nie musiał się wstydzić.

– Czyżby nowy ekwipunek panie Weasley? – odezwał się Snape, kiedy mijali się później na korytarzu. – Jak rozumiem, będzie się pan starał o miejsce w drużynie swojego domu.

– Zgadza się. Jeśli nie spróbuję, to zawsze będę tego żałował.

Mężczyzna przyglądał mu się przez chwilę.

– To prawda, że najbardziej żałujemy tego, czego jednak nie odważyliśmy się zrobić – powiedział. – Życzę powodzenia – dodał, kierując się w tylko sobie znanym kierunku.

Ron był już tak przyzwyczajony do zachowania tego faceta, że nie był specjalnie zaskoczony jego reakcją. Oczywiście dla większości Gryfonów Snape nadal był wredny, odbierał punkty i wlepiał szlabany, ale w stosunki do niego nigdy nie był taki. Nadal co jakiś czas grywali w szachy, a ich potyczki robiły się coraz bardziej zacięte. Pradziadek Leonard podzielił się z nim kilkoma sztuczkami, które bardzo chętnie wykorzystywał.

Uśmiechnął się pod nosem, idąc w kierunku boiska do quidditcha. Był zdenerwowany, ale starał się głęboko oddychać i skupić na celu. Jeśli chciał się dostać do drużyny, musiał udowodnić, że jest najlepszym kandydatem na obrońcę. W drodze na boisko przypomniał sobie fragment listu od Harry'ego.

Ja i Celine życzymy ci powodzenia. Świetnie latasz, więc masz wielkie szanse na dostanie się, ale jeśli się jakimś cudem nie uda, to nie załamuj się. Wiadomo, że każdemu byłoby przykro, ale to nie koniec świata.

Pytałeś mnie o szczęśliwe wspomnienie, żeby móc wyczarować cielesnego patronusa. Przyznam, że mnie też zajęło to sporo czasu, zanim odkryłem, na co zwracać uwagę. Samo wspomnienie to za mało. Ono musi być tak radosne, że aż całe cię przepełni i poczujesz się niezwyciężony. Patronus powstaje z tej dobrej energii, więc im jest jej więcej, tym ma większe szanse na uzyskanie cielesnej postaci. Ja do wyczarowania mojego, wykorzystuję wspomnienie o jeździe konnej. Może się ono wydawać błahe, ale nic nie przepełnia mnie taką siłą i zarazem radosnym spokojem, jak galopowanie na grzbiecie Prince'a."

Gryfon był pewien, że jeśli dostanie się do drużyny, to wypełni go taka euforia, że może na kolejnych zajęciach z Obrony, uda mu się wyczarować patronusa. Na pewno miałby satysfakcję, widząc minę Malfoya, który do drużyny Ślizgonów dostał się tylko dlatego, że jego ojciec kupił im miotły. Ron przynajmniej nie musiał się wkupiać. Jeśli mu się uda, to będzie oznaczało, że jego zdolności mu to zagwarantowały, a nie pieniądze. Zresztą i tak ich nie miał. Uśmiechnął się jednak na myśl, że przez te kilka tygodni w Stanach nie tylko nauczył się sporo, ale też ostatecznie trochę zarobił. To nie była żadna zawrotna kwota, ale na jakąś czarną godzinę będzie.

SpotkanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz