1. Londyn

46 2 0
                                    

Od dziecka marzyłam o podróżach, lecz niestety nigdy nie mogłam sobie na nie wraz z matką pozwolić. Głównie ja nie mogłam, ze względu na moją chorobę serca. Nawet nie mogłam chodzić na zajęcia sportowe w szkole... W związku z tym całe życie czytałam o ciekawych miejscach, zarówno tych, które faktycznie są na Ziemi, ale też o światach fikcyjnych.
Gdy wiedziałam, że musiałam pozostać w szpitalu na dłużej, prosiłam, by przywieziono mi choć kilka książek i szkicownik, do którego nikt nie mógł zaglądnąć.
Po przeczytaniu każdej książki, w tym notesie zapisywałam swoje przemyślenia o niej. Podobnych takich notesów miałam około jedenastu.
Po takich pobytach w szpitalu, powracałam do szkoły podstawowej, która mieściła się w pobliżu krakowskiego rynku.
Zajmowałam ostatnią ławkę przy oknie i uczyłam się, jak wszyscy inni uczniowie, choć czasem to do mnie przychodził dodatkowy nauczyciel i tłumaczył mi rzeczy, które ominęłam, choć i bez tego dawałam sobie radę.
Później przyszła pora na egzaminy, które zdałam bardzo dobrze, dzięki czemu pozwoliłam sobie na porządne liceum.
Poszłam na profil o rozszerzeniu matematyki, angielskiego i historii sztuki, a dodatkowo chodziłam na zajęcia z literatury i łaciny.
Coraz lepiej mówiłam po polsku, choć czasem dało się poznać brytyjski akcent w moim głosie.
Byłam typem cichej uczennicy, z którą wolą porozmawiać nauczyciele, niż rówieśnicy.
Zdecydowanie za dużo czasu spędzałam w bibliotece i pochłaniałam mnóstwo książek, przez co lepiej pisałam, niż mówiłam w języku polskim.
Pod koniec pierwszej klasy ujawnił się mój talent do pisania poezji i prozy. Mama bardzo się ucieszyła i zapisywała mnie na wiele kursów i kupiła mi nawet starodawną maszynę do pisania.
Krótko mówiąc, w Polsce czułam się bardzo dobrze, nawet lekarze w szpitalach byli podejrzanie uprzejmi, co ponoć rzadko się zdarza.
Byłam szczęśliwa, na tyle, na ile czułam, że potrafię.
Z tyłu głowy miałam zawsze myśl o Akademii Sokratesa, o tym, że mogłabym spełniać tam swoje marzenia.
Mówili mi, że to bardzo podejrzana szkoła, w której mają bardzo nietypowe metody nauczania, a mimo to dzięki niej uczniowie dostają się na najlepsze uczelnie i uniwersytety świata.
Pod koniec trzeciego roku miałam skończyć siedemnaście lat- dokładnie tyle, ile się powinno tam mieć na roku pierwszym.
Wtedy byłam w klasie drugiej i podjęłam, chyba jedną z najlepszych, decyzji w całym moim życiu, albowiem złożyłam aplikację do tej szkoły.
Przez cały tamten rok porządnie przygotowywałam się do egzaminów rekrutujących z wybranych przeze mnie przedmiotów: angielskiego, literatury, historii sztuki, łaciny i matematyki. Czyli dokładnie to, co miałam na rozszerzeniach lub w ramach zajęć dodatkowych.
Później wszystko poszło, jak po maśle. Spędziłam kilka godzin przy komisji w konsulacie, wypełniając kilka testów i pisząc eseje.
***
Całe siedemnaście lat swojego życia pakowałam do walizek i wielkich kartonów. Wszystkie książki, cudem, zmieściłam do dwóch z nich, a do płóciennej torby schowałam "Sen nocy letniej" Shakespeare'a i słuchawki i odtwarzaczem muzyki oraz szkicownik i kilka innych rzeczy.
Był trzynasty sierpnia, dzień później o godzinie piątej nad ranem miałam lot.
Po kilkugodzinnej pracy, mogłam w końcu odwiedzić mamę w jej cukierni o uroczej nazwie Made of Love.
Już na progu uderzyły mnie różnorodne, słodkie zapachy.
- O! Audrey, dawno cię tu nie było, stęskniłam się!- z otwartymi ramionami powitała mnie Aline, współpracowniczka, a zarazem dziewczyna mojej mamy. To była długa historia. Mama i Aline poznały się w liceum i od tamtego momentu były najbliższymi przyjaciółkami, a po rozwodzie Hellen z moim tatą, oczywiście nie od razu, odkryły, że coś do siebie czują. Początkowo było mi z tym źle, pewnie dlatego, że nie ochłonęłam po rozstaniu rodziców, ale później zaczęłam traktować Aline jak drugą matkę.
- Dawno, dawno, bo aż trzy dni temu- odparłam ze śmiechem. - I wcale nie zaglądasz do nas codziennie!
Zajęłam trzyosobowy stolik przy wielkim oknie z widokiem na park i niedługo potem grzebałam widelcem w kawałku szarlotki.
- Kiedy masz samolot?- spytała zaciekawiona Aline.
- Jutro, bardzo wcześnie.
- O, właśnie, będzie ci coś trzeba na drogę przygotować- wtrąciła się Hellen.
- Nie trzeba, naprawdę, zrobię sobie kanapki.
- Ale na lotnisko cię podwieziemy i nie ma dyskusji- ucięła mama.
Niedługo później odpłynęłam w myślach, a ciepła szarlotka stygła na porcelanowym talerzu.
***
- Szanowni państwo, mówi wasz kapitan, za chwilę wylecimy z Krakowa- Balic do lotniska London- City. - Dobiegły mnie ostatnie słowa, które ustępowały ulubionej playliście włączonej na słuchawkach.
NIedługo później wzbiliśmy się w powietrze, a ja spojrzałam przez okno na chmury wyglądające niczym kłębki miękkiej waty.
Właśnie wkraczałam na nową ścieżkę w swoim życiu.
Nie zmarnuję takiej okazji i będę żyć pełnią życia.
Będę szukać sposobu, aby złote drzwi klatki się otworzyły się na drogę do pełnego szczęścia.

♡ ♡ ♡
Pierwszy rozdział!
Strasznie długo zwlekałam, ale w końcu jest!
Wiem, że jest w nim dużo opisów, ale stwierdziłam, że to jest takie wprowadzenie i przynajmniej będzie to baza do dalszej części historii.
Ściskam<3
Luna

Hopeless & RomanticOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz