7. Chwilowa współlokatorka

6 2 0
                                    

Pewnego dnia stała się nieprzyjemna rzecz, aczkolwiek jej następstwa wspominam niezwykle ciepło. Wyszłyśmy z Mary na spacer i do tej pory wszystko toczyło się dobrze- śmiałyśmy się, rozmawiałyśmy i jadłyśmy pączki. Wróciłyśmy do akademika, a przyjaciółka sięgnęła do kieszeni kurtki po klucz do pokoju. Klucza tam nie było, więc zaczęły się intensywne poszukiwania, które nie przyniosły sukcesu. Zguba nie chciała się odnaleźć, co oznaczało, że chwilowo dziewczyna pozostała bez pokoju. Na portierni nie było zapasowego klucza, bo jak się okazało, uczniowie powinni sami dorobić sobie kopię. Czego, podobnie jak ja, nie zrobiła. Na kilka dni Mary pozostała bez pokoju, w którym zamknięte były jej ubrania oraz podręczniki, a wielkimi krokami nadchodziły jej testy z medycyny. 

- To może zróbmy tak, chwilowo zamieszkasz ze mną, dopóki nie dostaniesz klucza, a zapasowe podręczniki wypożyczysz z biblioteki?- zaproponowałam, a w oczach dziewczyny pojawiła się nadzieja. 

- Ale czy to nie będzie problemem dla ciebie? - zaprzeczyłam stanowczo. - Rany, dziękuję ci bardzo. Oczywiście przyznaję, że w twoim pokoju czuję się jak u siebie, więc prawie nie poczuję różnicy- dodała ze śmiechem. - Ale tak czy siak jeszcze raz wielkie dzięki. 

 Zrobiłam lekkie porządki na biurku i łóżku, podczas gdy Mary załatwiała sprawę podręczników, a kiedy wróciła, wszystko było już uporządkowane. Pokoje w akademikach były bardzo duże, podobnie jak znajdujące się w nich łóżka i biurka, więc dzielenie pokoju we dwie nie powinno stanowić problemu. Tego samego wieczoru szybko się ogarnęłyśmy i praktycznie od razu poszłyśmy spać, a ja musiałam przyznać, że w pokoju, dotąd samotnym, zrobiło się milej.

 Listopad, zaraz po październiku, był jednym z moich ulubionych miesięcy, może dlatego, że była to nadal jesień, ale z tylu głowy się już wiedziało, że święta zbliżają się małymi krokami. Nie byłam tego do końca pewna. 

Wstałam o szóstej rano, gdy Mary chrapała jeszcze w poduszkę. Lekcje zaczynały się dopiero o dziewiątej, więc zabrałam się za pisanie planu kolejnej historii. Godzinę później obudziłam przyjaciółkę. 

Wyciągnęłam jeden z zapasowych mundurków i wręczyłam go dziewczynie, próbując jeszcze utrzymać stosik podręczników. 

- Po co ci aż cztery zapasowe mundurki? - spytała.

- W zasadzie to też nie za bardzo wiem- gwałtownie przerwałam, czując ból, gdy książki spadły mi na stopę. 

- Chyba nie musisz wyjaśniać- wtrąciła rozbawionym tonem. - Bo zamiast książek mógł być to atrament, a zamiast stopy biała koszula. 

- Dokładnie. A teraz idę do łazienki się przebrać. 

- Jasne, czekam. 

Pobiegłam do łazienki, na miejscu szybko zrzuciłam koszulę nocną i zarzuciłam koszulę oraz czarną spódniczkę, a do tego brązową marynarkę z herbem szkoły. Ciągle w kapciach, wróciłam do pokoju, gdzie zastałam gotową już przyjaciółkę. 

- Gotowa? - zapytała. 

- Jeszcze chwila, muszę ogarnąć twarz i włosy. 

- Usiądź, mogę ci zrobić koszyczek, jeśli chcesz- zaproponowała. 

- Chętnie- odparłam z wdzięcznością. Malowałam rzęsy, a Mary niezwykle sprawnie zaplątała mi włosy. 

Kilka minut później skończyła. 

- Rany, gdzie ty się tego nauczyłaś? 

- Proszę cię- prychnęła. - Mam trzy młodsze siostry, więc często to ja musiałam je szykować do przedszkola czy szkoły. 

- Dziękuję raz jeszcze. 

- Naprawdę nie ma za co. 

Przyglądałam się swoim włosom, które zaskakująco dobrze wyglądały w takiej fryzurze.

 Wyszłyśmy na śniadanie. W jadalni jak zwykle było strasznie tłoczno, na szczęście do ekspresu do kawy była malutka kolejka. Wyciągnęłam z torby termos i nalałam do niej zwyczajną, czarną kawę bez cukru. 

Porwałam jabłko z koszyka z owocami i czekałam na przyjaciółkę. 

- Zjadłaś?- upewniła się, a ja pokazałam jej jabłko. - Dobrze, to idziemy? 

- Tak. 

Mieszkanie z przyjaciółką przez te kilka dni było naprawdę wspaniałe. 

Czasem miałam wrażenie, że jej obecność wyciąga mnie z granicy szaleństwa, ciągnąc za jakąś linę. Odprowadziłam ją pod salę biologiczną i poszłam do swojej. 

Założyłam słuchawki na uszy i wyciągnęłam planer szkolny. 

Wypracowanie z historii sztuki. 

Książki na ten tydzień. 

Esej na temat powyższych pozycji. 

Nauka do egzaminu z literatury. 

Do egzaminów pozostały cztery tygodnie. 

Powinnam zdążyć. Zarwę nockę czy dwie i powinno być dobrze. 

Przecież to nic strasznego, prawda? 

Do zajęć zostało piętnaście minut, więc wyciągnęłam Frankensteina. Dzieło pochłonęło mnie bez reszty, więc nie usłyszałam, gdy profesorka weszła do sali, a wraz z nią reszta studentów. Dopiero, gdy zadzwonił dzwonek, odłożyłam książkę i znów wpadłam w rytm rutynowych godzin nauki, który ciągle był taki sam. 



***

Czy ja rozumiem Wattpada? Oczywiście, że nie. Totalnie nie wiem, dlaczego w niektórych momentach zamiast liter mam jakieś dziwne znaki...

Ale mam nadzieję, że teraz już wszystko będzie działać. 


A. 

Ps. widzieliście nową okładkę? (którą, znając życie tak czy siak za niedługo zmienię)

Hopeless & RomanticOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz