2. Mary

25 2 0
                                    

Nad gmachem starego gotyckiego budynku unosił się zapach deszczu, a wokół unosiła się lekka mgła.
To miejsce wyglądało jak wyrwane z biuletynu poważnej uczelni...
...brakowało tylko uczniów swobodnie relaksujących się na piknikowych kocach z grubymi książkami i mocno świecącym słońcem.
Ale rzeczywistość była inna- bardziej tajemnicza, choć i takie widoki przypadły mi do gustu.
Odebrałam wyprawkę oraz klucz do pokoju i przystąpiłam do jego szukania- miał mieć numer 221B.
Zabrało mi to bardzo dużo czasu, gdyż, jak zauważyłam, w internacie mieściło się około czterysta pokoi.
W końcu przekręciłam klucz we właściwym zamku, a za skrzypiącymi drzwiami miała być moja bezpieczna przystań.
Po kilkugodzinnej pracy z układaniem książek na półkach i wielkim rozpakowywaniu, nareszcie usiadłam na nowym łóżku i patrzyłam przez okno na niewielkie oczko wodne.
***
Gdy na niebie pojawił się księżyc, wszyscy uczniowie czekali na uroczystą mowę dyrektora w ogromnej sali, która przypominała mi salę balową z dawnych czasów.
Cofnęłam się myślami do dziewiętnastego wieku i w mojej głowie pojawiły się obrazy.
Kobieta o falowanych blond włosach w białej, królewskiej sukni tańcząca z mężczyzną w brązowym surducie.
Muzycy grający gdzieś w kącie sali, kto wie, może nawet utwory Beethovena?
I reszta obecnych, kochanków tańczących nie do rytmu muzyki, lecz do bicia ich serc.
Partnerzy tańczący do wschodu słońca, aby później ich dobrze spędzony czas zwieńczyć pocałunkiem.
Ale oczywiście, te wyobrażenia coś musiało mi przerwać, a w zasadzie ktoś, z przemową.

- Drodzy uczniowie, niektórych widzimy po raz pierwszy i witam ich najserdeczniej. Resztę też oczywiście witam, cieszę się, że znów się spotykamy. Pragnę również dodać, że w tym roku udało się nam poszerzyć grono pedagogiczne o kilku nowych nauczycieli, ale nie tylko. Wprowadziliśmy również kilka dodatkowych zajęć, o których więcej znajdziecie w broszurze. Więc nie pozostaje mi powiedzieć nic innego, niż tylko życzyć wam wszystkim powodzenia!

Dyrektor został nagrodzony gromkimi brawami, a do mnie podeszła nieznajoma dziewczyna.

- Też nowa, racja? - szturchnęła mnie nieznajoma dziewczyna.
- Jestem Mary- uścisnęłyśmy sobie ręce.
- Audrey, miło mi.

Mary była ode mnie znacznie wyższa, miała kasztanowe włosy i oczy w kolorze lasu.

- Za niedługo jest występ orkiestry szkolnej, może chciałabyś się ze mną wybrać? - spytała, na co kiwnęłam głową.

Dotarłyśmy do malutkiego amfiteatru znajdującego się za budynkiem szkoły, tuż obok fontanny z posągiem Posejdona.

- W którym pokoju mieszkasz? - szepnęłam.
- Dwieście dwadzieścia jeden 'A"- odparła, a dosłownie sekundę później rozpoczął się występ.

Muzykanci naprawdę się postarali, byłam pod wielkim wrażeniem delikatności oraz ogólnego wrażenia kilku wygranych przez nich utworów.
Łagodne, ciche, stosunkowo niskie dźwięki z czasem przerodziły się w poważniejsze, wyższe, przepełnione czasem smutkiem i żalem, a kiedy indziej szczęściem.
Na końcu zostali nagrodzeni wielkimi brawami, a większość artystów zabrała swoje instrumenty i zeszła ze sceny.
Pozostał na niej tylko jeden chłopak, dość wysoki, o kruczoczarnych, kręconych włosach, a jego twarz, podobnie, jak moja, była obsypana piegami, podobnymi do cynamonu. Spakował skrzypce i smyczek do futerału, pozbierał kartki z zapisami nutowymi.
Skierował wzrok w moją stronę.
I bez słowa wyszedł przez tylną część sceny.
Otrząsnęłam się i zaproponowałam Mary, abyśmy już wracały do akademika.
Wzrok tamtych czekoladowych oczu był przyjemny, acz odrobinę zdystansowany.
Co prawda, było to tylko krótkie, przelotne spojrzenie, jednak poczułam ciepło na sercu.
***
- Mamo?
- Tak, złotko?
- Czy w moim wieku też czułaś się samotna?
Sekundę później tkwiłam już w ciepłym uścisku o zapachu wanilii.
- Ależ, Audrey, człowiek ma prawo czuć się samotnym przez całe życie, nieważne, ile ma lat. Masz na myśli, że brakuje ci koleżanek lub kolegów?
- Tak.
- Oh, skarbie, wiesz, że czasem warto poczekać na te osoby, które wniosą światełko do twojego życia? Przyjdą w najbardziej odpowiednim momencie. A teraz to świadczy, że nie kolegujesz się z byle kim, racja? Nie szukasz nikogo na siłę, to dobrze. Masz dopiero trzynaście lat, masz jeszcze dużo życia przed sobą. Przyjdzie taki czas, gdy ktoś dostrzeże w tobie piękną i wartościową osobę, jaką jesteś. A na razie na stole czeka obiad, potem możemy pójść do kina, dobrze?
Kiwnęłam głową.
***
- Audrey? Halo, ziemia do Audrey?- dostałam poduszką w głowę.

Potrząsnęłam głową i odrzuciłam broń, z której dostałam.

- Przepraszam, co mówiłaś? - spytałam.
- Pytałam, czy już masz wybrane wszystkie zajęcia i, czy odebrałaś plan lekcji- odparła lekko rozdrażniona Mary.
- Tak, tak. Wzięłam matematykę, angielski, historię sztuki i literaturę. Plus łacinę, ale zastanawiam się też nad greką.
- A sport jaki?
- Pływanie, tak jak zalecił mi lekarz.
- Lekarz?

Opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami, a ona zasmucona odparła:

- Przykro mi.
- Nie masz powodów, to nie wybiera, a jak narazie wszystko jest w porządku. Choć dziękuję.

Szczerze nienawidziłam, gdy ktoś tak się tym przejmował.
Starałam się żyć z tym normalnie, nie dawać innym powodów do zmartwień, dźwigać ten ciężar sama, no i oczywiście z Hellen.

- Ależ to jest ważne- rzekła grobowym tonem. - I gdybyś kiedykolwiek potrzebowała pomocy, pamiętaj, że ja gdzieś w pobliżu jestem.
- Jasne, dzięki- posłałam jej mały uśmiech.

Znałam ją dopiero jeden niepełny dzień.
Mimo to czułam, że z nią, jako przyjaciółką, następne trzy lata będą piękniejsze.

***
Ciężko z nim było, ale nareszcie wrzuciłam rozdział drugi!
(809 słów)
ściskam,
Luna

Hopeless & RomanticOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz