Od momentu mojego dołączenia do grupy wsparcia w świecie pajęczej społeczności minęło trochę czasu. Czy z Miguelem się dogadujemy? Nie. I osobiście uważam że się to nie zmieni nawet na jeden dzień. Irytował mnie. Jest jak wrzód na dupie. Wszędzie cie znajdzie, zawsze się do czegoś przyczepi a nie daj Boże zrobisz coś nie po jego myśli. Wtedy szykuj sobie pogrzeb bo zostaje ci sekunda życia.
Aktualnie z Jessicą przechadzałyśmy się po budynku by znaleźć zajęcie bo wielkiego Miguela O'Hare gdzieś wciągnęło. Nie narzekam. Dla mnie lepiej bo nie będę musiała oglądać jego ryja po raz któryś już tam z rzędu. To było tak cudowne ja uczucie spadającego z ciebie ciężaru.
Jednak czy trwało to długo? Chuja. Wcale nie. Zdążyłyśmy znaleźć się z Jess w miarę komfortowym miejscu by usiąść aż otrzymałyśmy informacje od Lyli że nasz cudowny i wszechmogący szef potrzebuje wsparcia.
I kto tutaj spieprza sprawę? Bo to na pewno nie jestem ja.
— No dobra, trzeba uratować jego dupę bo sam sobie nie pomoże. — burknęłam zakładając na siebie maskę. Jessica wsiadła na swój motor a ja natomiast wolałam wybrać się tradycyjnym sposobem czyli przez przejście międzywymiarowe za pomocą wihajstra.
Droga nie trwała długo, dzięki Bogu. Jessica zrobiła wejście na swoim motorze a ja zaś zwyczajnie w świecie stanęłam na podłodze do połowy zrujnowanego budynku. No to fajnie się bawią. Tak beze mnie jeszcze. Rozejrzałam się wokół i dojrzałam jakąś kolejną Spider-woman. Problem w tym że sądząc po głosie i posturze ciała była dość młoda. No ale nie mi oceniać.
Słyszałam jak zagaduje Jessicę na temat jej ciąży dlatego podeszłam do nich powoli. Ale chyba nie w odpowiedni moment bo obie stały po chwili jakieś dziwnie skonfundowane. Nie będę pytała.
— Czy mogłybyście zachować swoje babskie pogadanki na później i mi pomóc?! — i jest nasza gwiazda wieczoru. Kto by się spodziewał że zobaczę go kiedyś siedzącego na jakimś ptaku z okresu renesansowego.
— Już idziemy! Spróbuj nie ujeżdżać tego ptaka bo traumy dostanie! — rzuciłam w jego stronę łapiąc się swoich sieci. Pomogę, to mój obowiązek jednak niech nie bierze tego pod coś co będzie mógł uważać za mój przyjacielski gest. Prędzej do grobu pójdę niż powiem że jest moim przyjacielem. Ogólnie nikt nim nie będzie. No, może prócz Peter'a B. Cudowny facet.
Z Jessicą i Gwen, której imię poznałam dosłownie przed chwilą całkiem przez przypadek, złapałyśmy spadający helikopter. Cholera ile to waży...
— Miguel! — Jessica wskazała głową na ludzi w środku helikoptera. Na całe szczęście szybko udało ich się wydostać a nam zatrzymać ten złom. Niewiele brakowało a gdyby pękły sieci, stałaby się katastrofa.
Teraz zostaje tylko się rozprawić z tym ptaszorem. Widać gołym okiem że to jakaś anomalia nie z tego uniwersum. Gdy złoczyńca był złapany z pola widzenia zniknęła mi gdzieś ta młoda. No jeszcze brakuje nam jedynie śmierci dzieciaka. Poszłam jej szukać jednak słysząc jakieś rozmowy niedaleko, powoli poszłam w tamtą stronę razem z Jessicą.
Policjant, tak? I nasza zguba. Mimo to z tego co udało mi się wyłapać był on jej ojcem. Ciekawie się zapowiadało, ale widząc pistolet który wymierzał w jej stronę Miguel postanowił mu go wytracić. Słusznie. Aktu szkodzenia własnej rodziny nie chce widzieć i przeżywać kolejny raz. Dla bezpieczeństwa Gwen, postanowili zamknąć jej ojca w tymczasowej kopule. Tak będzie najlepiej dla niej i dla niego.
— Gwen, tak będzie najlepiej. Uwierz mi, to dla twojego dobra — Jessica położyła dłoń na jej ramieniu, a gdy poszła do Miguela zostawiła ją pod moją opiekę.
— Miguel, musimy jej pomóc. Nie ma dokąd iść...jest sama.
Miguel jedynie spojrzał na nią i słyszałam jak wznosi sprzeciw. Od razu się zagotowałam. Najlepiej jest powiedzieć że się nie zgadza. Wiem że to ryzyko ale sama wiem jak to jest być zdanym samemu sobie. Widziałam jak Jessica nie daje rady go przekonać. Musiałam chyba też się przyłączyć.
— Mógłbyś chociaż raz okazać litość? To jeszcze dziecko. Nie wie nic o życiu, a my jako ci dobrzy mamy obowiązek jej pomóc. Jest jedną z nas.
Poczułam na sobie jego przeszywający wzrok mimo tego że miał na sobie maskę. Jednak nie zrobiłam z tym nic. Usłyszałam jedynie jego ciężkie westchniecie. Czyli się udało.
— Niech będzie...witamy w grupie. — rzucił w stronę Gwen zapasowym zegarkiem którego nie wiem skąd miał ale to nie jest odpowiedni moment bym się zagłębiała. Puściłam ramie Gwen powoli, udając się do wcześniej otwartego przejścia.
— Jeśli jeszcze raz będziesz mi się wpieprzała w decyzje, obiecuję że stąd wylecisz. — usłyszałam jedynie jak Miguel warczy w moją stronę. Aż tak lubi udawać psa? Bo mi się nie wydaje.
— Na chwilę obecną tylko ja i Jessica jesteśmy w stanie podejmować słuszne decyzje więc się zamknij. Aż tak lubisz szczekać? To może kaganiec ci dam w prezencie.
Spojrzałam jeszcze na dziewczyny po czym bez zawahania weszłam za Miguelem w to przejście. Znalazłam się w biurze Miguela. Tylko czemu? Nie tutaj chciałam być. No, to pewnie zacznie się jazda. Ściągnęłam z siebie maskę patrząc na jego wysoką posturę.
— Znowu zaczynasz włazić mi za skórę Claudia. Dlaczego nie możesz chociaż raz być posłuszna i się posłuchać?
— Bo na przykład nie jestem twoim psem aby być ci posłuszna? Może jeszcze mam przed tobą padać na kolana? — założyłam ręce na piersi uśmiechając się wrednie. Widziałam jego zakłopotany wzrok. Bingo.
— Za dużo przebywasz z Hobie'm, to po pierwsze. Po drugie, dalej ci nie wybaczyłem tego liścia w policzek.
— Trzeba było mnie wtedy nie dotykać. Ale ile minęło od tamtej sytuacji? Miesiąc? Dwa? Nie żyj przeszłością. Idź do przodu. Taka moja rada.
I chyba tutaj coś go zabolało, a bardziej mam na myśli ból dupy o to że nie umie mnie zagiąć. Wtedy niespodziewanie zaczął do mnie się zbliżać. Oho, jestem chyba w tarapatach.
— Rada mówisz? W takim razie ja dam ci swoje cenne rady querido, ale nie wiem czy Ci przypadną do gustu. — w tym momencie ukazał mi swoje ostre kły. Myślał że się wystraszę? Jak tylko mnie dotknie to będzie tego żałował do końca życia.
Poczułam jak złapał mnie za szyję zbliżając swoje kły do mojej skóry.
— Bądź grzeczna to nie będę musiał cię paraliżować przy najbliższej okazji.Zmarszczyłam brwi kopiąc go w piszczel. Wyrwałam mu się sprawnie patrząc na jego skwaszoną minę.
— A ja myślę że wyraziłam się jasno z mówieniem byś mnie nie dotykał.
Ten jedynie gdy dojrzał że chcę na wihajstrze wybrać swoje uniwersum, złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. To się nie skończy dobrze, oj nie.
CZYTASZ
❝𝐓𝐡𝐞 𝐮𝐧𝐢𝐯𝐞𝐫𝐬𝐞 𝐢𝐬 𝐨𝐮𝐫𝐬❞ Miguel O'Hara x OC [Tymczasowo zawieszona]
Фанфик„Czy byłabyś w stanie pokochać tak egoistycznego i wrednego człowieka?" „Co to za pytanie Peter?" „Pytam bo widzę jak na niego patrzysz" ---------------------- To tylko urywek mojej historii, chcecie wiedzieć co było wcześniej? W takim razie klikn...