Rozdział 11

36 2 0
                                    

Byłem w swoim pokoju. Zamówiłem sobie coś do jedzenia. Nie chciałem na razie schodzić na dół. Po prostu leżałem i odpoczywałem. W końcu po to tu jestem.
W telewizji leciał mecz futbolu. Nawet moja ulubiona drużyna grała. Lubię ich oglądać.
Kiedyś chciałem dostać się do drużyny futbolowej. Ale zrezygnowałem z tego, gdy poczułem powołanie wstąpienia do armii.
To a także zamachy z 11 września sprawiły, że całe swoje życie poświęciłem wojsku.

Nie chciałem o tym jednak rozmyślać. Tak naprawdę chciałem zabić czas do mojego spotkania z Elise. Była dopiero 17 i czas mi się strasznie dłużył. Jednak możliwość ponownego jej ujrzenia, była warta tego czekania. Moje rozmyślania przerwał dźwięk telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz. Dzwonił do mnie Victor. Nie mogłem uwierzyć. Mój kumpel z armii, który został w Afganistanie. Szybko odebrałem telefon.

- Halo?

- Hej stary. Dawno nie gadaliśmy. - usłyszałem znajomy mi głos.

- Victor...cześć. - kurczę, nawet nie wiedziałem jak rozmawiać.

- Mike...co tam u ciebie? Jak sobie radzisz?

- A no wiesz...różnie bywa. Lepiej mów co u was. Jak tam Lara?

- W porządku. Tęskni za tobą i cię pozdrawia.

- Też ją pozdrów ode mnie. - zaśmiałem się przez telefon. Potem przestałem i spoważniałem. - a jak tam...no wiesz u was? - Victor westchnął ciężko.

- Sam wiesz jak jest. Za wiele się nie zmieniło. - westchnąłem ciężko. - Ech...ostatnio wysłaliśmy 26 trumien z naszej jednostki. Powrócili do domu.

- Kto? - spytałem chociaż bałem się pytać.

- Ze znajomych Mitch i Faraday. - cholera. Znałem ich dość dobrze. Byli z innego plutonu. W porządku ludzie. Przejąłem się tym że kolejne osoby zginęły w tym przeklętym miejscu. Powróciły przez to moje straszliwe wspomnienia.

- Boże...

- Wiem...niestety, to życie się nie zmieniło. Już dawno powinienem się stąd wynieść razem z Larą.

- Więc czemu tego nie robicie?

- Lara dalej chce pomóc zwykłym ludziom się tam znajdującym. A sam wiesz że jej nie zostawię. Szczególnie teraz.

- Rozumiem. - powiedziałem, mimo tego że nie zgadzam się z ich decyzją.

- A właśnie, zrobiłem jak radziłeś.

- To znaczy? - spytałem nie rozumiejąc.

- Oświadczyłem się Larze. Przyjęła to.

- Naprawdę? O stary...gratulacje. - cieszyłem się ze szczęścia przyjaciół.

- Dzięki...szczerze to nie mogłem czekać.

- Dobrze zrobiłeś Vic...kiedy planujecie ślub?

- Wiesz jeszcze nie mieliśmy czasu aby o tym myśleć, ale chyba jak powrócimy do domu.

- Nie mogę się doczekać gdy się spotkamy.

- A właśnie, będzież drużbą?

- Twoim? No jasne stary. Nawet nie wiesz jak się cieszę.

- Super. Masz zaproszenie, razem z osobą towarzyszącą.

- Nie wiem czy się taka znajdzie. - odpowiedziałem, a moje myśli przeszły na temat Elise. Chociaż myślę że zgodziłaby się iść razem ze mną.

- No daj spokój. Nie masz dalej nikogo? Minęło trochę czasu odkąd wróciłeś do domu.

- To prawda, ale...miałem ciężki okres. Trudno mi się było...jest uporać z gównem z Afganistanu. - trudno mi było o tym mówić.

Odnaleźć równowagęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz