rozdział 5

146 9 0
                                    

- Skąd wiesz - Nagasawa bezprecedensowo przykłada mi kij od miotły do szyji, jak miecz.
- Ale o co chodzi - pytam przestając zamiatać konfetti.
- O tym, że tańczyłam w balecie - dotyka dłonią przepaska na oku.
- Byłem na rocznicy "Apolla" - tłumaczę. - Sama się tam do tego przyznałaś.
- Co ty tam robiłeś? Nie wydaje mi się, że byłeś jednym z tancerzy.
- Moi rodzice są właścicielami - odpowiadam zgodnie z prawdą.
- Co? - dziwi się. - Nie wyglądasz mi na ich syna.
- Adoptowali mnie - przyznaję. Czekam aż dziewczynie zrobi się mnie żal i odpuści, ale taka chwilą nie nadchodzi.
- Wspomnisz o tym komuś, to zabiję - grozi. Zdecydowanie nie jest jej żal.
- Myślisz że się ciebie boję?
- Jak ci skopię dupsko, to zaczniesz - prycha i odchodzi.
Dopiero pochwili reflektuję się, bo zaczyna mnie drażnić sumienie. Nie wiedziałem, że jestem typem człowieka kłócącego się z innymi. W ogóle nie wpadło mi na myśl, że jestem typem człowieka, który odzywa się do innych.
Zawsze siedziałem cicho i nie odzywałem się. Teraz, gdy ta cała Nagasawa jest przy mnie, to nie da się siedzieć cicho.

- Ej, Nagasawa - wołam ją po nazwisku chyba po raz pierwszy. Dziewczyna odwraca się do mnie z wrogością wymalowaną na twarzy. - Nikomu nie powiem - Zapewniam ją, ponieważ wiem jak to jest, gdy chcemy coś ukryć za wszelką cenę. - Ale jak coś, to zawsze możesz ze mną pogadać - wypalam. Zupełnie nie wiem skąd mi się to wzięło.
- Pieprz się, kretynie - mruczy pod nosem dziewczyna. Słysząc tą odpowiedź kamień spada mi z serca. Przez chwilę się bałem, że będzie chciała skorzystać z mojej upośledzonej propozycji.

- Co to takiego? - pyta pan Ubuyashiki. Przyszedł tu na chwilkę, żeby zobaczyć jak nam idzie sprzątanie.
- Spray do sztucznych skór - odpowiadam. Pryskam nim na podłokietnik sofy i przecieram ściereczką. - Niechciany bród usuwa się sam - czytam etykietę. Po chwili na tym miejscu siada Nagasawa, ale ześlizguje się i upada na ziemię - Voila!
- Czy jest Pan pewien, że nie mogę go uderzyć? - dziewczyna pyta nauczyciela wstając.
- Tak.
- Tylko trochę złamać mu nos?
- Nie.

Uśmiecham się pod nosem. Całkiem zabawna jest ta Nagasawa, mimo tego że wygląda na taką, która sardynki je razem z puszką.
Dziewczyna głośno wciąga powietrze, jakby coś wąchała.
- Czujecie to? - pyta. MówciemiKagaya I ja również próbujemy coś wyczuć. Bez skutku, przynajmniej w moim przypadku.
- Coś śmierdzi zgnilizną - stwierdza uczennica i podchodzi do mnie, nadal wąchając powietrze. - Ah, to tylko Iguro! - uśmiecha się krzywo. - Mój błąd.
- Ha, ha. Bardzo śmieszne - odpowiadam.
- Skonczcie się droczyć, bo zaraz na waszej liście pojawią się kolejne zadania - grozi wychowawca i wychodzi z sali, by zająć się swoimi sprawami i odpocząć od dwójki nieznośnych siedemnastolatków.
- Wcześniej przez chilę byłeś na tyle miły, że już myślałam że muszę wzywać egzorcystę, żeby ten demon wrócił do twojej duszy - palnęła, gdy zostaliśmy sami. Powróciłem do zdrowych zmysłów ogarniając, że znowu byłem dla niej wredny.
- Nagasawa, czekaj - zatrzymuję ją. - Pogódźmy się - proponuję.
- Co?
- Jeśli nadal będziemy się kłócić, Ubuyashiki nie da nam spokoju - przypomniałem. - Chyba nie masz ochoty spędzać ze mną kolejnych godzin pracy.
- Niech będzie - zgadza się i podaje mi rękę na zgodę. Przez chwilę się wacham.
- Nie brzydzisz się mnie dotknąć? - dziwie się.
- Bo jesteś chlopakiem? - nie rozumie mojego pytania. - Nie brzydzę się chłopaków, tylko po prostu ich nie lubię, bo są idiotami.
- Nie o to mi chodziło - mamroczę. Dziewczyna nic nie odpowiada. Po prostu śmiało łapie moją dłoń, patrząc mi prosto w oczy.

Nie taki diabeł straszny, jak go malują | Obanai Iguro x reader/ocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz