rozdział 10

145 10 1
                                    

Rano mam kaca i nie chcę iść do szkoły, ale gdybym nie poszedł, to moi rodzice mogliby się skapnąć, że ubyło im trochę wina z barku. To, że nie potrafię kłamać jest czasem naprawdę upierdliwe.

Gdy jestem już w szkole, widzę jak w moją stronę zmierza Nagasawa. Udaję, że jej nie widzę i odchodzę. Na szczęście drogę zagradzają jej koleżaneczki. Znowu trajkoczą: Mizyu-chan to, Mizyu-chan tamto.
Dzięki nim dziewczyna nie ma jak mnie dogonić, ale wiem, ze pewnie będzie mnie jeszcze szukać, więc muszę bardziej uważać.

Na przerwie idę się schować w męskiej toalecie. Jednooka domyśliła się, że mogę tam być, dlatego stoi przed drzwiami i pyta o mnie wszystkich wychodzących z toalety. Chłopaki mówią jej prawdę, więc kryjówka spalona.
Na następnej przerwie chowam się do pamiętnego kantorka. Mam nadzieję, że tu nie zawita.
Jest w nim duszno, więc zdejmuję maseczkę, by móc lepiej oddychać. W tym samym momencie do składzika wpada nie kto inny jak sama Nagasawa. Cholera.

- Obanai? - dziwi się.
- Co ty tu robisz? - pytam.
- Kryję się przed dziewczynami. Troszkę mi się zaczynają narzucać - tłumaczy cała zdyszana. -  Pytanie brzmi, co TY tutaj robisz.
- Kryję się przed tobą - odpowiadam szczerze.
- Co ty gadasz? Chodzi o tą sprawę z alkoholem? Nie rób tego więcej. Martwiłam się. Szczególnie kiedy przestałeś odczytywać moje wiadomości - wpada w monolog, zały czas kurczowo trzymając klamkę. Chyba zaraz ją wyrwie. W tym samym czasie w mojej głowie echem odbija się tylko jedno: "martwiłam się". - Cały czas cię dzisiaj szukałam. Jak się teraz czujesz?
- Jest znośnie - odpowiadam bezemocjonalnie.
- To dobrze. A tak w ogóle - nareszcie zmienia temat - to nasz plan spędzania razem czasu chyba nie odraził ode mnie dziewczyn.
- W takim razie lepiej będzie jeśli go zakończymy - mówię z bólem serca,  ale nie daje tego po sobie pokazać.
- No - przyznaje dziewczyna. - Czekaj chwilkę - mówi po chwili. - Chcesz zakończyć naszą znajomość?
- No - potakuję. - Skoro i tak nie działa na dziewczyny, to po co to dłużej ciągnąć?
- Przecież nie kolegowałam się z tobą po to, żeby je odstraszyć - jej głos staje się poważny. - Czy ty... Czy ty myślałeś że spędzam z tobą czas tylko po to?
- A nie? - odpowiadam pytaniem na pytanie. Dziewczynie chyba odebrało mowę, bo milczy jak grób.
- Oczywiście ze nie głupolu! - wybucha w końcu. - Spędzam z tobą czas bo cię lubię!

"Cóż, to jest trochę niefortunne, ponieważ ja cię lubię bardziej, idiotko"

- Muszę już iść - oznajmiam i wstaję gdy irytujący brzęk dzwonka oznajmia koniec przerwy.
- Czekaj - łapie mnie za łokieć, by mnie zatrzymać. - Próbuję poprowadzić z tobą poważną rozmowę.
- A ja próbuję jej uniknąć - oznajmiam wstając.
- Lubię cię. A ty mnie lubisz?

"W cholerę"

- Chyba. Może trochę. Tak - przyznaję niechętnie, mrucząc coś niewyraźnie pod nosem. Dzięki Bogu,  że w ciemnościach kantorka Nagasawa nie zobaczy mojej palącej się twarzy.
- Chyba może trochę tak? - powtarza nie rozumiejąc znaczenia tych słów.
- Podobasz mi się - wypalam w końcu. - Ale nie chodzi mi o to, że podobasz mi się zewnętrznie. Znaczy to też - zaczynam się mieszać w zeznaniach. - Jesteś mega piękna. Nieważne. Chodzi mi o to, że... No wiesz o co chodzi.
- Obanai... - dziewczyna jest zaskoczona moim nagłym wyznaniem. Ja zresztą też nie spodziewałem się, że to powiem na głos.
- To ja będę już się zbierał - mówię smutnym tonem. Nie dość że zniszczyłem naszą relację, to od teraz będzie mnie postrzegać jako kretyna.
- Czekaj - dziewczyna zatrzymuje mnie już po raz trzeci. - Mówisz serio?
- Nie każ mi tego mówić jeszcze raz - proszę. - I tak już czuję się jak rozjechana żaba.
- Bo tak się składa - ujmuje moją dłoń - że chciałam Ci dzisiaj powiedzieć, że się w tobie zakochałam po uszy.
- Mówisz serio? - tym razem to ja zadaję to pytanie.
- Mhm - potakuje.
- Nie, czekaj. To nie możliwe. Nie jestem osobą, w której można się zakochać. Nie jestem tego wart.
- Zamknij się, debilu - przerywa mi i całuje mnie w czoło. - Każdy zasługuje na trochę miłości.
- Mizyu... - rozczulam się.
- Gratuluję - mówi głośno jednooka, psując atmosferę. Ale to nie jest ważne. Ważne jest to, że jest tu przy mnie. - w końcu zwróciłeś się do mnie po imieniu.
- Tak naprawdę, to wiele razy sprawdzałem jak to jest je wymawiać, ale nigdy nie odważyłem się tego zrobić przy tobie.
- To słodkie. I trochę obrzydliwe też - śmieje się. - Wiesz co zrozumiałam przez te pięć miesięcy?
- Co?
- Zrozumiałam, że wcale nie jesteś taki straszny jak wszyscy o tobie mówią.
- A ty nie jesteś taka okropna jak mi się wydawało - odpowiadam i oboje się śmiejemy.

Nagle Mizyu delikatnie obejmuje moją twarz i zaczyna jeździć palcami po moich policzkach, wyczuwa dotykiem wygląd tej paskudnej blizny.
- Moja twarz jest okropna - ostrzegam.
- To zupełnie jak twój charakter - podsumowuje wesoło, nie przejmując się moją szpetotą. - Jeśli ciebie pokochałam, to ją z pewnością też pokocham - stwierdza, a potem przysuwa się do mnie bliżej. Obejmuję ją w pasie. Z takiej odległości bardzo wyraźnie czuję zapach jej perfum.
Schylam się odrobinkę i zbliżam swoje usta do jej ust. Całuję ją delikatnie, żeby się nie wystraszyła. Mizyu oddaje słodki pocałunek. Czuję jak się podczas niego uśmiecha.
- A jednak nie masz piercingu.
- Co?
- Jedna z dziewczyn mówiła, że nosisz na twarzy maseczkę dlatego, że masz piercing i boisz się, że mogą cię za to wywalić ze szkoły.
- I ty jej w to uwierzyłaś?
- Nie, ale zawsze warto sprawdzić - śmieje się i znów mnie całuje.
- Wiesz że już od jakichś piętnastu minut są lekcje? - pytam ją rozbawiony, gdy powracamy do rzeczywistości.
- Faktycznie - przyznaje mi rację. - Wracamy?

Gdy zakładam maseczkę z powrotem na twarz, wychodzimy ze schowka i stajemy jak wryci. Na korytarzu naprzeciwko nas stoi MówciemiKagaya i rozmawia z bardzo dobrze znaną już nam sprzątaczką.
Torba pana Ubuyashikiego, tak samo jak mop pani sprzątaczki wypadają im z rąk.

- To do zobaczenie na następnej przerwie, skarbie - usmiecham się do Mizyu, szelmowsko poprawiając krawat, tak jak ona zrobiła to ostatnim razem i udaję się pewnym krokiem do klasy.
- Było dokładnie tak jak to sobie państwo myślą - przekonuje Mizyu dorosłych, którzy z powodu tak wielkiego szoku zapomnieli języka w gębie, a potem jakby nigdy nic, odchodzi w pokoju i beztrosce.
- Nie to miałem na myśli, gdy kazałem im razem spędzać czas - słyszę głos pana Ubuyashikiego.

Nie taki diabeł straszny, jak go malują | Obanai Iguro x reader/ocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz