rozdział 7

140 8 2
                                    

- Proszę bardzo - Nagasawa kładzie kilka spiętych kartek na biurku pana Ubuyashiki. - Piękny esejik specjalnie dla pana.
- I napisaliście go wspólnie? - nauczyciel patrzy podejrzliwie to na mnie, to na nią. Oboje kiwany niewinnie głowami na potwierdzenie jego słów.
- Dobrze. Pamiętajcie o waszym dyżurze podczas dnia otwartego. Możecie już iść - pozwala.
- Oczywiście że nie zapomnimy - zapewnia dziewczyna.
Wychodzimy z pokoju nauczycielskiego.
- Ale dupa z tym dniem otwartym - mówię.
- No - zgadza się jednooka. Chcę coś jeszcze powiedzieć, ale ze wszystkich stron dziewczynę zaczynają otaczać koleżanki.

- Mizyu-chan! Czy coś się stało? - pyta jakaś uczennica.
- Mizyu-chan, czy Iguro coś ci zrobił? - Przekrzykuje ją inna. Mizyu-chan to, Mizyu-chan tamto. Wkurzające.
- Dlaczego tu z nim stoisz?
- Mieslismy kilka spraw do załatwienia - odpowiada wymijająco.
- Mizyu-chan musisz na niego uważać! Słyszałam, że nasi maseczkę dlatego, że na ustach ma piercing!
- nie wydaje mi się - uśmiecha się Nagasawa, lecz jej usmiech jest wymuszony.
- Mizyu-chan, powiedz coś chłopcom! Cały czas nam dokuczają! - skarży się jedna.
- A mój chłopak ze mną zerwał! Co mam zrobić? - płacze inna. Uczennice przekrzykują się jak prawdziwe paparazzi.
Nagasawa patrzy na mnie, jakby prosiła o pomoc, ale co ja mogę w tej sytuacji zrobić? Po prostu patrzę, jak stado lśniącowłosych dziewczyn odciągając ją ode mnie.
Zostaję sam. Dopiero teraz dostrzegam, jak bardzo przez ten czas przywiązałem się do dziewczyny. Można powiedzieć, że nawet ją... polubiłem.

Myślałem o niej gdy szedłem przez korytarz i myślałem o niej na lekcji chemii.
- Iguro - zawołała pani Kochou. - Iguro pobudka! - pomachała mi przed oczami, co wybudziło mnie z transu.
- Tak? - rozejrzałem się po klasie. Oczy wszystkich były zwrócone na mnie. Jak długo pani Kochou próbowała wybudzić z zamyślenia?
- Przeczytaj treść zadania piątego - poleciła wracając do swojego biurka.
- Napisz w formie cząsteczkowej równanie reakcji zachodzącej w roztworze podczas przeprowadzonego doświadczenia - czytam niechętnie.
- Działasz - nauczycielka wskazuje ręką na tablicę kredową. - Niech tablica płonie.

Ospale wstaję z ławki i idę pod tablicę jak na ścięcie. Nie słuchałem na lekcji i teraz na pewno nie będę potrafił tego rozwiązać.
Biorę do ręki kredę i wypisuję wzory reagentów oraz współczynniki stechiometryczne. Nie wiem co robić dalej, ale na szczęście rozbrzmiewa dźwięk dzwonka. To cud.

Spokojnie wychodzę na przerwę, gdy nagle rozpędzone coś, a raczej ktoś wpada na mnie.
- Obanai! - Nagasawa, bo okazało się, że bo ona na mnie wpadła, jest niepokojąco uradowana z tego, że mnie spotkała. - Co za ulga! Chodź, musisz mi pomóc - mówi i ciągnie mnie za sobą. Od kiedy mówimy sobie po imieniu?
- Co się stało? - pytam w biegu. - I gdzie się tak spieszymy?
- Dziewczynom odwaliło. Nie dają mi spokoju! - tłumaczy.
- To przed nimi uciekamy? - dopytuję. Dziewczyna nie odpowiada. Zamiast tego otwiera w pośpiechu drzwi kantorka, wpycha mnie do środka i zatrzaskuje je za nami.
- Uh! Było blisko - łapie oddech po szaleńczym biegu. W schowku jest ciasno i ciemno, a na dodatek śmierdzi różnego rodzaju środkami czystości.
- Chciałem się z tobą spotkać - wypalam.
- Tak? Coś się stało?
- Nie. Po prostu chciałem - doprecyzowuję. Cieszę się, że jest ciemno i dziewczyna nie może zobaczyć mojej zarumienionej twarzy.
- Obanai?
- Hm?
- Wszystko w porządku?
- Tak, czemu?
- Nie spodziewałam się takiego wyznania od ciebie - wprawdzie tego nie widzę, ale z jej tonu wnioskuję, że się uśmiecha.
- Chciałaś żebym Ci w czymś pomógł, prawda? - zmieniam temat.
- Właśnie. Nie wiem co mam zrobić z tymi wszystkimi dziewczynami.
- Nie lubisz ich?
- Lubię, ale trochę przesadzają.
- Mam jeden pomysł, ale raczej ci się nie spodoba.
- Co to takiego? Jestem zdesperowana.
- Jeśli spędzałabyś ze mną więcej czasu, na pewno by się od ciebie odczepiły, bo się mnie boją. Ale Ty pewnie nie chciałabyś tego.
- Zapytaj.
- A gdybym cię zapytał, to co byś mi odpowiedziała?
- Tak, nie, tak, nie...
- Co to znaczy?
- Jak nie zapytasz, to się nigdy nie dowiesz.

- Dlaczego to zawsze z tobą pakuję się w takie sytuacje? - pytam zdenerwowany, agresywnie uderzając w drzwi.
- Jakie "takie"? - Nagasawa również jest zdenerwowana. Swoją wsówką próbuje zdziałać coś przy zamku. Bezskutecznie.
Drzwi od kantorka zatrzasnęły się na amen.
- Upośledzone - odpowiadam.
- A z kim wolałbyś tu wylądować, jak nie ze mną, co? - zadaje zasadnicze pytanie i wypluwa z buzi zagubione kosmyki włosów.
- Z tobą - przyznaję jej rację. W tym samym momencie zamek odskakuje, a drzwi się otwierają. Ponieważ oboje się o nie opieraliśmy wypadamy z pomieszczenia.
Przed nami stoi zdziwiona pani sprzątaczka. Z wrażenia mop wypada jej z dłoni i z brzękiem odbija się od ziemi.

- Niezła zabawa - mówi dziewczyna poprawiając krawat z aktorską wprawą. - Do zobaczenia następnym razem - żegna się i odchodzi.
- To nie tak jak pani myśli - zapewniam oniemiałą sprzątaczkę i biegnę, by dogonić Nagasawę. Ale smarkuli się za to dostanie jak ją dopadnę.

Nie taki diabeł straszny, jak go malują | Obanai Iguro x reader/ocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz