rozdział 6

140 8 1
                                    

- Więc tak to wyglądało - mruczę pod nosem, bo nie wiem co innego mógłbym w tej sytuacji powiedzieć.
Jakoś tak się złożyło, że naszą "zgodę" postanowiliśmy poprzeć naszymi życiowymi wyznaniami. Teraz już wiem dlaczego zakrywa swoje lewe oko.

Pewnego dnia po treningu zauważyła, że zapomniała zabrać ze studia telefonu, więc się po niego wróciła.
W pustej po treningu sali byli obecni tylko dwaj chłopcy, jej koledzy.
Z niewiadomych powodów bili się, więc dziewczyna postanowiła ich rozdzielić. Nie zareagowali, a przez przypadek popchnęli ją na ścianę.
Niefortunnie się złożyło, iż na ścianie wisiał dyplom, oprawiony w ramkę. Mała Nagasawa prxy upadku trąciła go ręką, przez co ramka spadła, rozbijając się jej na głowie. Odłamki szkła wpadły jej do oka.
Dopiero wtedy chłopcy przestali walczyć.

- Przykro mi - zapewniam ją.
- Spoko - uśmiecha sie smutno. - Co się stało już się nie odstanie.
- To dlatego tak bardzo nie lubisz wszystkich chłopaków - dochodzę do wniosku.
- No - kiwa głową na potwierdzenie moich słow. - Po prostu nie myślą.
- Dzięki - komentuję. Dziewczyna śmieje się rozbawiona.
- A jak było z tobą? - pyta. Wacham się przed odpowiedzią, nie wiem czy mogę jej zaufać. Ale skoro ona się otworzyła przede mną, odwdzięczę się tym samym.
- Krótko mówiąc, moi biologiczni rodzice znęcali się nade mną. Nienawidzili mnie, bo wcale nie chcieli mieć dziecka, a ja byłem czystym wypadkiem - wyznaję i kątem oka przyglądam się reakcji dziewczyny. Nie przeraziła się, ani nie zdziwiła. Po prostu słuchała. - Uważali, że wszystko co najgorsze, jest moją winą i karali mnie za to w sposób cielesny. Gdy przyszedłem do szkoły z rozciętą twarzą, nauczyciele zrozumieli że coś jest na rzeczy i zadzwonili na policję. I tak dostałem się do rodziny zastępczej - kończę.
- Podziwiam cię za twój spokój - mówi Nagasawa. - Doświadczyłeś od nich tyle zła, a mówisz o tym z takim spokojem...
- Co było już się nie cofnie - wzruszam ramionami.

To ciekawe. Znam ją zaledwie od niecałych trzech miesięcy, a już zdążyliśmy być największymi wrogami, a później jeszcze się pogodziliśmy.
Gdyby ktoś powiedział mi, że pogodzę się z tą smarkulą z IIId, to bym uznał, że to jakiś wariat. A tu proszę.

Po dwóch godzinach sala gimnastyczna aż lśniła od czystości. Na podłodze nie leżał ani jeden skrawek kolorowego konfetti, a wszystkie stoły i miejsca siedzące,w tym dwie kanapy że sztucznej skóry, zostały wyniesione.
- Odwaliłeś kawał dobrej roboty - chwali mnie Nagasawa. - Nie wiedziałam, że potrafisz się aż tak postarać.
- Dzięki, smarkulo - mówię.
- To co robimy z tym projektem? - pyta.
- Zupełnie o tym zapomniałem - załamuję się.
- Przynajmniej siedzimy w tym razem, co nie? - dziewczyna klepie mnie pocieszająco po plecach. - W kupie raźniej, jak to mówią.

Wymieniliśmy się numerami telefonów i postanowiliśmy, że zgadamy się kiedy indziej, ponieważ dochodziła już godzina osiemnasta, a my przegrywy nadal w szkole.
- Już jest ciemno - stwierdzam. - odprowadzić cię?
- Słucham? - dziwi się jednooka.
- Czy cię odprowadzić - powtarzam. - Jest już ciemno.
- Wow, nie spodziewałabym się od ciebie takiego pytania - przyznała. - Jeszcze kilka godzin temu byłeś gotowy mnie zabić.
- Nie przesadzaj. Nie robię tego, żeby być miłym, czy coś takiego. Po prostu nie chcę, żeby później było na mnie, jeśli zostaniesz zamordowana - mówię, a mimo to policzki zaczynają mnie szczypać z zażenowania.
- To miłe, ale dam sobie radę - zapewnia mnie. - A jeśli nie, to zwalę na ciebie - uśmiecha się uszczypliwie i odchodzi.

Nie taki diabeł straszny, jak go malują | Obanai Iguro x reader/ocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz