~ 10 ~

72 8 4
                                    

Hogwart opustoszał. Jedynie garstka osób zdecydowała się porzucić myśl o spędzeniu świąt z rodziną i po zostać wraz ze znajomymi w murach szkoły. Byli też tacy co nie mieli po co wracać, gdyż nikt nie czekał na nich ze świątecznymi potrawami czy nawet drobnymi podarunkami. Isabelle Prisoner po prostu nie mogła opuścić zamku. Było to dość oczywiste biorąc pod uwagę to na jakich warunkach dopuszczono ją do nauki. Ministerstwo niemal jednogłośnie zadecydowało, że organizacja powrotu dziewczyny do Azkabanu na zaledwie tydzień jest nie opłacalne. Nauczyciele jak i Isabelle zostali o tym poinformowani podczas rutynowej wizyty aurorów, która odbyła się w drugim tygodniu grudnia.

Kontrole te przebiegały zawsze dość sprawnie i można by nawet rzec, że miały czystko formalny charakter. Pytani profesorowie nie mogli powiedzieć na Ślizgonkę żadnego złego słowa. Przestrzegała zasad, nie zachowywała się niestosownie, a wszelkie szkolne obowiązki wykonywała sumiennie. Pomimo problemów z pisaniem i czytaniem nie odbiegała za bardzo poziomem od innych uczniów. Robiła wszystko co w jej mocy, aby nie pozostać w tyle. Chęci jednak nie wystarczały, aby przeskoczyć przepaść, która dzieliła ją od rówieśników. Przerwa świąteczna, która dla innych zwiastowała odpoczynek od szkolnych obowiązków i całkowity reset, dla niej oznaczało dodatkowy czas do nadrobienia zaległości.

Można by śmiało stwierdzić, że mury biblioteki stały się jej drugim domem. Miejsce, na którym od paru dni przesiadywała było wprost idealne do nauki czy chociażby rysunku, którym się hobbistycznie zajmowała. Ławka znajdowała się w dość zacisznym wręcz ukrytym miejscu. Zasłaniały ją szczelnie regały z książkami z dziedziny Obrony przed Czarną Magią, a jedynym źródłem światła było małe okienko, zza którego wyłaniał się przecudowny krajobraz. Czasem jedyne co robiła to wpatrywała się w niego, myślami będąc zupełnie gdzieś daleko, tam gdzie nikt nie był w stanie jej pomóc.

Tak też było dzisiaj.

Patrzyła, ale nie widziała pięknych obrazów pokrytych białą zaspą rozpościerających się tuż przed jej oczyma. Znajdowała się w zamknięciu, widziała znane sobie doskonale, zniszczone, brudne ściany celi. Słyszała mrożące krew w żyłach śmiechy, przeraźliwe krzyki, wrzaski, jęki. Czuła wszechobecne cierpienie, ból, a także czyste szaleństwo. To był jej dom. Okrutny, ale jednak dom.

A Syriusz Black był jego nie odłącznym elementem.

Mężczyzna był jej jedynym kontaktem ze światem zewnętrznym, światem, od którego dzieliły ją nie tylko metalowe kraty, a także mury Azkabanu oraz kilometry morskiej toni. Tłumaczył jej, opowiadał, uczył. Jego historie o przygodach, które przeżył wraz ze swoimi przyjaciółmi nie miały końca. Isabelle zawsze, gdy o nich słuchała świeciły się oczy, oczarowana życiem na wolności. Mimo tego, że nigdy nie widziała jego twarzy wiedziała z jaką pasją opowiadał o Huncwotach. Wspomnienia i świadomość, że jest niewinny powstrzymywały go przed popadnięciem w obłęd. Dla dziewczynki był niemalże jak ojciec, w ten dziwny, pokręcony sposób.

Teraz, gdy była tak daleko od niego czuła się na prawdę samotna.

Dzień świąt nadszedł szybciej niż można było się tego spodziewać. Pierwszy raz Isabelle mogła doświadczyć na własnej skórze ich magie i ją podziwiać. Rano, od razu po przebudzeniu dostała nie małego szoku. Zamrugała parę razy, by upewnić się, że oczy jej nie zawiodły i widok przed nią jest zupełnie prawdziwy. Na pościeli tuż przed nią leżał skromnie zapakowany prezent, a obok niego koperta z różnymi śmiesznymi świątecznymi wzorkami. Dziewczynka z niezwykłą delikatnością i zainteresowaniem sięgnęła po zielone pudełeczko. Potrząsała nim lekko, a z jego wnętrza wydobył się dźwięk. Pierwszy raz dostała prezent. Podniosła wieczko, a jej oczom ukazał się srebrny naszyjnik z medalikiem. Zachowany był w stylu wiktoriańskim, a na środku widniał zielony kamień szlachetny. Niewątpliwie był drogi. W pudełku znajdował się jeszcze liścik.

" Leżał i się kurzył. ~ D.M. "

Kąciki jej ust uniosły się delikatnie tworząc coś na kształt uśmiechu. Było to dla niej nowe odczucie, całkiem nieznane. Pierwszy raz święta nie były dniem takim jak każdy inny. Były wyjątkowe, pierwsze.

Z tego wszystkiego prawie zapomniała o kopercie, która nadal czekała nietknięta. I musiała pozostać taka jeszcze przez chwilę. Nie zdążyła po niego sięgnąć przez czarną kulkę, która niespodziewanie wskoczył na łóżko dziewczynki. Mały kotek wpatrywał się w Isabelle swoimi dużymi zielonymi oczami. Niepewnie wyciągnęła w jego stronę dłoń. Zwierzątko szybko zaczęło przymilać się do niej, a już chwilę później siedziało u niej na kolanach wtulone w jej brzuch. Głaskając kotka zaczęła otwierać kolorową, dość kiczowatą kopertę.

"Wesołych świąt, Isabelle! Mam nadzieje, że kotek nie sprawi problemów, a także że będziesz o niego dbała i odpowiednio się nim zaopiekujesz. Jest samotny tak jak ty, dlatego uznałem, że możecie pomóc sobie nawzajem. Nie martw się, w razie potrzeby któryś z pracowników szkoły się nim zajmie, tym nie musisz się przejmować!

Z poważaniem, prof. Albus Dumbledore.


Ps. Ma na imię Mortem."

Większość dnia spędziła na zabawie z kotkiem. Zwierzę okazało się znakomitym kompanem, który odciągnął dziewczynkę nie tylko od zmartwień, ale również od nauki. Czytanie i pisanie szło jej coraz lepiej jednak nie można było powiedzieć, że nie popełniała błędów. Czuła się gorsza i chciała jak najszybciej, i jak najdokładniej nadrobić zaległości.

Pod wieczór dziewczynka zdecydowała się opuścić dormitorium i ruszyła w kierunku biblioteki. Praca domowa z Eliksirów wymagała niestety skorzystania z wiedzy spoza podręcznika, więc taka wycieczka była konieczna.

- Emm.. - odezwała się niepewnie, na tyle cicho, że nikt oprócz niej samej nie dał by rady jej usłyszeć - Mógłbyś.. Czy, czy mógłbyś się przesunąć?

- Ach, tak jasne! - odparł prawie natychmiast chłopak, trochę za bardzo podnosząc głos, czym ściągnął na siebie nieprzychylne spojrzenie pani Prince. Nie przejął się tym zbytnio i szybko wyciągnął dłoń w stronę jedenastolatki - Harry Potter.

- Och, znamy się. Isabelle Prisoner - oddała uścisk. Jej zabandażowana dłoń zrobiła to tak delikatnie, tak jakby nie miała siły zrobić tego mocniej. Harry przeraził się, że swoim mocniejszym uściskiem mógł zrobić dziewczynie krzywdę. Nie dostrzegł jednak grymasu bólu na jej twarzy, co pozwoliło mu odetchnąć.

- A tak faktycznie! - przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie. Rozmowa w cztery oczy dziwnie go stresowała, nie potrafił wyjaśnić jednak co było tego powodem - Jak tam ręka? Rana się wygoiła?

- Nie - odpowiedziała krótko, jej skóra była już tak poraniona, że nie była w stanie szybko się regenerować, przez co gojenie się ran trwało o wiele dłużej niż u innych. Isabelle zabrała książkę, do której dostęp blokował jej wcześniej Harry.

- Słuchaj, wiesz coś może o Nicolasie Flamelu? - spytał niespodziewanie, gdy Ślizgonka odwróciła się do wyjścia, przypominając sobie o celu swojej wizyty w bibliotece.

- Nie, Potter - odparła sucho, jednak po chwili dodała - Jeżeli coś znajdę to dam ci znać.

Córka Azkabanu | impotensOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz