~1~

329 12 6
                                    

Pomimo wciąż trwającego lata, zimne powietrze otulało wysoką budowle, położoną na wyspie Morza Północnego. Chłód tam panujący przyprawiał ciało o silne dreszcze. Osadzeni więźniowie nie mogąc znaleźć nawet znikomego ukojenia, przyzwyczaili się do mrozu. Czuli go jednak cały czas. Ucieczka przed nim była niemożliwa, a próba akceptacji otoczenia wydawała się najlepszym wyjściem. Pokryte brudem, różowo-blade lica, które od lat nie zaznały ciepłych promieni słońca potrafiły ukazać różne dziwy ich wnętrz. Jednak to co działo się w ich wyniszczonych umysłach nadal pozostawało zagadką dla każdego, nawet dla ich samych. Każdy z nich oddychał, każdy z nich marzył, każdy pragnął, popełniał błędy, a inni byli tacy sami. Różne posiadali zaś historie, różne powody, różne skazy sumienia, a łączyło ich jedno to co z nami ich różniło. Byli oni bowiem zniewoleni, zamknięci w czterech ścianach oraz skazani na obecność istot okrytych mrokiem, a wszystko to przez czyny, których się dopuścili. Morderstwa, tortury, zdrada, kradzież, służba Temu-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Powodów tego była masa, a każdy był inny i przypisany danej osobie wraz z jej okolicznościami.

Do nich należało także dziewczę o bladej cerze i czarnych jak węgiel, zniszczonych lokach. Całe jej wychudzone ciało było pokryte różnej maści bliznami i ranami. Żaden skrawek jej skóry nie uchronił się przed skazą. Więzienna, brudna, splamiona krwią szata wisiała na jedenastolatce jak na wieszaku. Puste, podkrążone oczy dziecka, miały szarą barwę. Dziewczynka miała tylko jedno jedyne marzenie. Opowieści jej sąsiada z celi na przeciwko o malowniczym zamku położonym w Szkocji, wydawały jej się magiczne, niesamowite i oddalone od rzeczywistości tak bardzo jak się da, i w zasadzie właśnie tak było. Chodziło bowiem przecież o Szkołę Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Black zdecydowanie wiedział o niej najwięcej, poznał on szkołę wraz ze swoimi przyjaciółmi jak własną kieszeń, gdy przez lata nauki odkrywali każdy jej zakamarek - nie ulegało to wątpliwością. Pragnęła zobaczyć go chociażby na chwilę. Każdą jego historię mała istotka wysłuchiwała z ogromnym zaciekawianiem, starając się zapamiętać każdy najmniejszy jej szczegół. Opowieści, chociaż zwykle szczęśliwe, sprawiały, że dziewczynka czuła się dziwnie, nie potrafiła tego określić. W końcu poza metalowymi prętami i ścianami Azkabanu nie znała innego widoku. Była zbyt mała aby pamiętać cokolwiek z tych kilku miesięcy życia, które wiodła wcześniej. Nie miała okazji przeżyć dzieciństwa na wolność, w beztrosce jak inne dzieci. Odkąd sięgała pamięcią siedziała w tym jednym miejscu, na tym samym od lat materacu. Syriusz był dla niej jak ojciec, najlepszy przyjaciel. W momencie, kiedy ona pojawiła się w murach tego więzienia, on za cel objął sobie opiekę nad tym maleństwem. To też trzymało go pośrednio przy zdrowych zmysłach. Poczucie odpowiedzialności było dla niego czymś nowym i nieznanym, nie chciał jednak zostawiać jej z tym samej. Sam wiedział, że gdyby nie przyjaźń z Huncwotami, odrzucony przez rodzinę stoczył by się na samo dno. Nie chciał by z nią tak się stało. Nie mógł zrobić za wiele. Dziewczynka jednak była mu za to niezwykle wdzięczna, chociaż sama o tym jeszcze nie wiedziała. Bez niego do tej pory była by niemową. Nikt przecież nie zadbał o edukację "straconego dziecka". Oboje byli więc dla siebie jedynym wsparciem.

Z drugiej zaś strony na dziecko miała wpływ jego kuzynka, znana ze swojego szaleństwa Bellatrix Lestrenge. Kobieta często opowiadała o tym, że Czarny Pan jest jedyną osobą, którą należy wielbić. Zarzekała, że gdy tylko wróci włączy dziewczynkę do szeregów Czarnego Pana, z czym oczywiście nie zgadzał się Black. Mówiła również, że czystość krwi jest najważniejsza, a ona jako, że taką krew właśnie posiadała - miała się do tego stosować. Sposób rozmowy ze śmierciożerczynią nie był normalny, w sumie jak z każdym w Azkabanu, jednak jej posiadał tą niebezpieczną nutkę szaleństwa i fascynacji. Isabelle od zawsze była rozdarta pomiędzy tymi dwoma światami jakimi przedstawiała jej ta dwójka. Nagięty wizerunek rzeczywistości stwarzał w jej głowie mętlik, była przecież tylko dzieckiem. Nie wiedziała czyje poglądy są dobre lub złe. Dla wielu odpowiedź była oczywista, bo to przecież Syriusz wydawał się być bardziej "normalny". Skąd ona jednak miała wiedzieć co jest normalne, jeśli nikt jej nie powiedział, ani nawet nie dał tego zaobserwować? Przecież patrząc na tych wszystkich ludzi pozamykanych w zimnych, ciasnych, brudnych celach skazanych na odwieczne tortury, a w najgorszym przypadku śmieć świadomości i duszy. Dla nich przez co również i dla niej największym złem byli aurorzy wyszkoleni strażnicy i dementorzy, nikt inny. Wolni czarodzieje w większości uważali ich za kogoś, kto zapewni im bezpieczeństwo. Punkt widzenia potrafi zaburzyć postrzegania wszelkich struktur tego świata. Nie wszystko co złe jest czarne i nie wszystko co białe jest dobre. Dziewczynka całe swoje życie żyła w przekonaniu, że nigdy nie opuści tego okropnego miejsca. I nawet jako tako się z tym pogodziła, dlatego też nie rozmyślała na tym co by było gdyby wyszła na światło dzienne i jakie miała by poglądy i jak musiałaby się zachowywać. Dla niej rzeczywistością były tortury, brak wolności na wieki. Nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo się tutaj myliła.

Nadszedł pierwszy września. Dzieci wielu państw musiały porzucić wakacje przepełnione swawolą i wrócić do szarej rzeczywistości. Ruszyć w kierunku szkolnych ławek i zdobywać nową wiedzę, gdyż czas w którym w pełni mogli oddać się marzeniom właśnie minął. Byli również tacy co z uśmiechem na ustach pakowali ostatnie książki do swoich tornistrów, podekscytowani rozpoczęciem nowego roku szkolnego. Dla uczniów Hogwartu również był to czas przygotowań. Wraz z zbliżającą się jedenastą godziną, o której miał z peronu dziewięć i trzy czwarte ruszyć Hogwart Express, pakowali ostatnie przedmioty do kufrów. Musieli w końcu umieścić w nich rzeczy potrzebne na pierwszy semestr nauki. Najbardziej podnieceni byli pierwszoroczni, którzy mieli zawitać w zamku po raz pierwszy w swoim życiu. Jedyną osobą, która z tym dniem nie wiązała żadnych emocji była czarnowłosa jedenastolatka, która nie wiedziała nawet jaki jest dzień tygodnia. Dobrze zdawała sobie jednak sprawę, że przecież nikt w szkole nie chciałby, by po jej korytarzach pałętał się morderca, potwór, za którego ją uważali. 

Dziewczynka spała, gdy aurorzy przekroczyli bramy Azkabanu. Leżąc na nie wygodnym, brudnym, zniszczonym i zakrwawionym jej własną posoką, która wciąż lała się z niektórych miejsc na jej ciele, materacu. Próbowała ogrzać się cienkim kawałkiem materiału, który wcale nie był lepszy od tego na czym leżała. Niewiele ciepła dawało jej też ubranie w ciemnoszare pasy w wielu miejscach rozdarte i zabrudzone mieszanką krwi i kurzu. W pewnym momencie obudził ją brzdęk srebrnych łańcuchów. Podniosła się ze swojego prowizorycznego posłania i nieprzytomnie spojrzała na drzwi. Nie minęło kilka sekund, a Isabelle usłyszała brzdęk kluczy, po czym stare drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Do jej celi wkroczyło trzech mężczyzn z ciężkimi łańcuchami na rękach, które po upływie kilku minut krępowały ciało dziewczynki, rozglądającej się zdziwionej po ich twarzach. Nie wiedziała co się dzieje i po co ją przykuwają. Przez myśl przeszedł jej pocałunek dementora. Czyli to już czas. Przymknęła oczy, a jej myśli krążyły wokół tego wyroku oraz o tym jak okropnie to wygląda. Wiedziała, że nie będą trzymać jej tu wiecznie, jednak dlaczego miało się to stać tak wcześnie? Nie wiedziała czemu się na to zdecydowali, mogli zrobić to wcześniej. Nikt nie będzie za nią tęsknić. Bo przecież kto chciałby płakać za mordercą? Co prawda Syriusz i Bellatrix było jej w pewien sposób bliscy. Po Lestrenge nie można było się jednak spodziewać, żadnych normalnych uczuć. Black mógł potrzebować wyłącznie towarzystwa. W końcu, przecież nie była kimś do kogo łatwo się przywiązać. Jej zachowanie, czy chociażby wygląd nie wzbudzały raczej sympatii. Zamknięta we własnym umyśle nie spostrzegła nawet jak wynieśli ją z celi, nie usłyszała przepełnionych bólem i przerażeniem krzyków Syriusza. Nie dosłyszała słów Bellatrix ani jej szaleńczego śmiechu. Działo się za dużo, jej organizm nie rejestrował już niczego, a jej słabe ciało unosiło się spętane i bezwładne w kościstych ramionach dementorów.

Córka Azkabanu | impotensOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz