~6~

200 13 8
                                    

Promienie słoneczne dokładnie oświetlały błonia. Uczniowie chętnie z tego powodu decydowali się na spędzanie przerw na świeżym powietrzu. Pogoda wprost idealnie sprzyjała, mającym odbyć się tego dnia, lekcją latania. Zajęcia te dla Ślizgonów poprzedzały eliksiry, które tak jak następną godzinę dzielili z Gryfonami.

- Panno Prisoner, zostanie pani po lekcji - oznajmił swoim grobowym tonem Snape, gdy tylko uczniowie zaczęli pakować swoje torby i opuszczać w pośpiechu salę, podekscytowani ich pierwszą lekcją latania.

Isabelle nie miała pojęcia, dlaczego profesor kazał jej zostać. Mogło to być dosłownie wszystko, a żadna sensowna odpowiedź nie wpadła jej do głowy. W momencie, w którym zostali tylko we dwoje dziewczyna zbliżyła się do biurka na końcu sali, stając na przeciwko niego. Mistrz Eliksirów zajął za nim miejsce składając ze sobą dłonie.

- Jak za pewne wiesz, następną lekcją w planie jest latanie. Jako twój opiekun jestem zobowiązany poinformować Cię, że nie weźmiesz w niej udziału -przerwał na chwilę, obserwując reakcje stojącej na przeciwko niego Ślizgonki. Nie rejestrując niczego, kontynuował - Ministerstwo uznało, że jako osoba pozbawiona wolności nie możesz brać udziału w zajęciach tego typu.

- Rozumiem.

- To dobrze. Nie oznacza to jednak, że ma panienka wolne. Nie bierzesz udziału w zajęciach, ale obowiązkowo masz się na nich pojawić. To tyle, możesz już iść. Do widzenia.

- Do widzenia, profesorze - odparła, po czym skierowała się żwawym krokiem na błonia.

Podopieczni Gryffindoru i Slytherinu stanęli na przeciwko siebie. Po prawej stronie każdego z uczniów na murawie leżała stara Zamiataczka. Miotły lata młodości miały już za sobą jednak nadal dzielnie służyły pierwszorocznym. Brunetka siedziała na uboczu, patrząc zza książki na swoich kolegów z klasy.

Profesor Hooch była średniego wzrostu kobietą o krótkich włosach i orlim spojrzeniu. Gdy tylko pojawiła się na błoniach zaczęła mówić, tłumacząc i objaśniając podstawy do tego, żeby chociaż wsiąść na miotłę.

- Powiedziałam już wszystko co powinniście wiedzieć na początek. Teraz musicie wyciągnąć rękę nad miotłą, po czym pewnie i donośnie zawołać "Do mnie!" - krzyknęła, a jej miotła wylądowała w jej ręce - Teraz wy.

Nie chcąc przysłuchiwać się nieporadnych komend młodych czarodziejów, dziewczyna zatopiła się w lekturze. Czytała literkę po literce, tworząc z nich wyrazy, a kolejno z nich- zdania. Czynność ta w porównaniu do innych pierwszoklasistów szło jej opornie i powoli. Bardzo mocno starała się dogonić poziomem innych uczniów, jednak oni cały czas jej się wymykali. Umieli o wiele więcej niż ona już w pierwszy dzień szkoły, a teraz po ponad tygodniu nauki potrafili więcej, chociaż to właśnie brunetka starała się bardziej. Było to nie tylko frustrujące, ale także sprawiało, że jej samocena gwałtownie spadała. Czuła, że nie jest wystarczająca.

Dobijał ją też fakt, że nie miała nikogo z kim mogła by po gadać. Nigdy nie była zbyt rozmowna, bo i o czym miałaby mówić, jednak zawsze lubiła słuchać. Syriusz opowiadał jej o szkole, żartach, Huncwotach. Bellatrix też mówiła, podekscytowana głosiła o Czarnym Panie jak o bogu, o jego zbrodniach, o swoich zbrodniach i o wielu innych rzeczach związanych z tą mroczną stroną świata.

Z rozmyślań wyciągnął ją huk, spadającego ciała na ziemię. Gwałtownie podniosła głowę znad książki, a przed jej oczami pojawiły się mroczki. Kiedy się rozpłynęły dojrzała pulchnego Gryfona, którego profesorka podniosła do pionu i skierowała się z chłopcem w stronę zamku. Zanim jednak zniknęła za bramą krzyknęła coś do uczniów, czego dziewczynka nie mogła już dosłyszeć.

Zaciekawiona incydentem zdecydowała się podejść bliżej. Zatrząsnęła księgę, wrzucając ją do torby, która swobodnie wisiała na jej ramieniu. Stanęła tuż za uczniami Slytherinu, przez co miała idealny wgląd na rodzący się konflikt.

- Widzieliście to! - odezwał się blondwłosy chłopak, trzymając w ręku nie dużą szklaną piłeczkę - Może gdyby tłuścioch tego nie zapomniał, wiedziałby jak się ląduje, albo chociaż wiedziałby jak spadać - kpiący z niezdarnego Gryfona głos Ślizgona, został zagłuszony przez śmiech innych uczniów tego domu.

- Oddaj to, Malfoy! - warknął chłopak w czerwonych barwach. Isabelle kojarzyła go. Jedenastolatek z blizną na czole, tak jak ona, wywołał w zamku wielką sensację. Nie trudno było zauważyć, że uwaga mieszkańców Hogwartu skakała z niej na niego i z niego na nią.

- Chcesz ją, Potter? - spytał chłopak unosząc się na miotle, co sprawiło, że patrzył na bruneta z góry - To sobie ją weź. Chyba, że tchórzysz - zakpił, a jego twarz przyozdobił cwaniacki uśmiech.

Harry Potter bez chwili zastanowienia wsiadł na szkolną Zamiataczkę i natychmiast oderwał się od ziemi. Nie było to rozsądne biorąc pod uwagę fakt, że nigdy tego nie robił. Zignorował całkowicie dziewczynę z puchem włosów, która usilnie starała mu się to uświadomić.

Następne wydarzenia działy się zaskakująco szybko. Nim się spostrzegła jej owinięta bandażem ręka była uniesiona w górę, a na ziemi na przeciwko niej siedział wcześniej wspomniany blondyn. Jego szare, zdezorientowane tęczówki wpatrywały się w jej chudą postać. Isabelle podniosła wzrok ze Ślizgona i rozejrzała się wokół. Masa par oczu wpatrywała się w nią, a uczniowie nie kryli szoku malującego się na ich twarzach.

Ona nie była już w stanie tego dostrzec. Widziała tylko te oczy. Otaczające ją z każdej strony tępe gały obejmujący każdy skrawek jej ciała. Skrępowana cofnęła rękę, która do tej pory wciąż była wyciągnięta. Pod wpływem przeszywających spojrzeń zrobiła krok w tył, co jak się okazało parę sekund później - niepotrzebnie.

Słynny Harry Potter trzymał w dłoni niezapominajkę zwracając tym samym na siebie uwagę uczniów. Chłopakowi udało się tego dokonać tuż przed jednym z Hogwardzkich okien, zanim piłeczka roztrzaskałaby się o jego powierzchnię. Triumf jedenastolatka nie trwał jednak długo, bo kiedy na błonia jak burza wpadła opiekunka jego domu, zdecydowanie nie miał powodu do szczęścia. Z miną skazańca ruszył za profesorką w akompaniamencie tłumaczeń znajomych chłopaka.

- Jestem Malfoy, Draco Malfoy - przedstawił się dziewczynie blondyn, który jeszcze przed całym zamieszaniem siedział na ziemi, tuż po tym jak okularnik zrzucił go przez nieuwagę z miotły. Teraz stał już dumnie wyprostowany z wyciągniętą ręką. Isabelle nie pewnie spojrzała na nią, po czym chwyciła ją w geście przywitania.

- ..P-prisoner. Isabelle Prisoner - odparła, a w jej głosie słyszalna była chrypka. To wydarzenie jak za dotknięciem różdżki sprawiło, że znowu stała w centrum uwagi. Nie była jednak w tym sama, a jej towarzyszem niedoli został nowo poznany chłopak. Na ogół domagał się on nadmiernej  atencji, jednak w tamtym momencie czuł się upokorzony do granic możliwości. Przez tego przeklętego Pottera.

_Hejka!_

Rozdział nie jest sprawdzony, ale jestem na wyjeździe i zwyczajnie nie mam takiej możliwość. Przepraszam za kolejne opóźnienia i krótki rozdział. Na prawdę mi jest za to wstyd.

_Dobranoc!_

Córka Azkabanu | impotensOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz