Nawet nie wiem kiedy te parę miesięcy zleciało. Właśnie siadałam na siedzeniu w samolocie, który miał przetransportować mnie do Korei. Spojrzałam przez okno dostrzegając moich rodziców, którzy widząc, że wyglądam na nich pomachali mi wzruszeni, a ja zrobiłam to samo subtelnie się uśmiechając. Stewardessa weszła na pokład i pokazała nam jak poprawnie zapinać i odpinać pasy, przekazała co robić gdy zdarzą się turbulencje i inne przydatne rzeczy podczas lotu, za chwilę zniknęła, a z głośników rozbrzmiał głos pilota przypominający o zapięciu pasów.Kiedy wszyscy zrobiliśmy to o co nas poprosił, zakomunikował, że startujemy. Minęło najgorsze uczucie startowania, a ja się rozluźniłam klikając na mały ekranik, który miałam przed sobą. Weszłam w mapkę przebiegu lotu, miałam przed sobą czternaście bitych godzin w latającym gównie, które w każdej chwili może dostać trubulencji i możemy rozbić się o ziemię. Na samo wspomienie o tych wszystkich katastrofach przebiegł mnie dreszcz. Potrząsnęłam głowa, chcąc wybić sobie te myśli z głowy.
Stwierdziłam, że nie ma co się męczyć do ostatniej chwili i pójdę już teraz spać. Wzięłam mojego ulubionego pluszaka pod głowę, zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć co udało mi się stosunkowo łatwo.
Obudził mnie mój własny pęcherz, który nie wytrzymywał już, więc podniosłam się i poszłam do toalety. W trakcie mycia rąk złapała mnie rozkmina co się dzieje z tym wszytskim co wydalamy siebie na kiblu w samolocie, wypada to z samolotu na ziemię?
Zaśmiałam się pod nosem stwierdzając, że przelotna mrzawka w trakcie, której świeci słońce to siki. Spojrzałam na siebie w lustrze, przeczesałam dłonią włosy i wyszłam. Usiadłam spowrotem na przydzielone mi miejsce. Odrazu stewardessa podeszła do mnie podając mi odgrzany, samolotowy posiłek. Podziękowałam skinięciem głowy i zabrałam się za otwieranie wieczka, zajrzałam do środka i jednogłośnie stwierdziłam, że nie wyglądało to tak źle, makaron polany sosem pomidorowym i jakieś warzywka, nie było najgorzej.Znów otworzyłam mapkę i spojrzałam ile godzin zostało nam na dolecenie. Otworzyłam szerzej oczy widząc, że zostały nam tylko cztery godziny do dotarcia na miejsce. Spałam dziesięc godzin? Cholernie dużo... Przetarłam twarz ręką, dokańczajac jedzenie.
Trzy godziny później dostaliśmy komunikat o tym, że za pół godziny lądujemy. Uśmiechnęłam się na myśl, że już niedługo będę na miejscu. Moje wnętrzności robiły sobie imprezę, a ja szczerzyłam się jak głupi do sera. Państwo Yang, byłam okropnie ciekawa jak wygląda ich syn, co prawda rodzice mówli mi, że jest przystojny, jego linia szczęki jest mocno zarysowana, a oczy wydają się koloru czarnego, włosy natomiast ma proste, przefarbowane na kolor prawie biały.
- Drodzy pasażerowie, zaraz lądujemy, proszę o zapięcie pasów. - wzdrygnęłam się na głos starszego mężczyzny z głośników. Zapięłam pośpiesznie pasy i czekałam, aż nieprzyjemne uczucie lądowania zniknie i każdy zacznie wychodzić.
Poczekałam, aż każdy wyjdzie i dopiero ja wstałam i wyszłam za ostatnią panią żegnając się z kobietą stojącą przy wyjściu. Wciągnęłam powietrze schodząc po wielkich schodach na ziemię. Uśmiechając się od ucha do ucha, szłam lotniskiem szukając Pani Yang, która miała odebrać mnie z tąd odebrać. Kobieta nie była jakoś bardzo stara ale też nie za młoda, miała bladą cerę i prawie czarne włosy. Stanęłam na środku szukając jej wzrokiem, aż wreszcie ją dostrzegłam uśmiechając się do niej przyjaźnie co odwzajemniła. Podeszłam do niej razem z bagażem odebranym wcześniej.
- Dzień dobry. - przytuliłam ją delikatnie, na co objęła mnie przesuwając ręką po moich plecach. Było to okropnie miłe i pocieszające. Rozczulała mnie.
- Dzień dobry Tori. - odusnęła się ode mnie trzymając obiema dłońmi moje ramiona i dokładnie przyglądając się mojej twarzy. - Jak podoba Ci się w naszym kraju. - dodała, zdejmując ręce i odwracając się.
- Właściwie to nie miałam okazji jeszcze niczego tu zwiedzić więc nie mam jak ocenić. - odpowiedziałam, zerkając za jej ramię żeby zobaczyć co robi. Szperała coś w swojej torbie, jakby szukając czegoś. Wzdrygnęłam się kiedy odwróciła się do mnie napięcie przekazując mi sreberko. Spojrzałam na nią pytająco.
- To kanapki, które dla ciebie zrobiłam. - powiedziała, uśmiechając się miło. - Pomyślałam, że lot może być męczący. - dodała szybko. Podziękowałam cicho odrazu rozpakowywując jedzenie. Kobieta przyglądała mi się jeszcze chwilę z uśmiechem, odwróciła wzrok wzdychając i zabrała swoją torebkę z krzesła, przekazując mi ruchem ręki, że mam iść za nią.
Przechodząc przez wielkie drzwi lotniska z kanapką w ręce rozejrzałam się po całej całej ulicy, która nie była jakoś wybitnie szeroka, ale za to ilość ludzi tu była ogromna. Uśmiechnęłam się do jednej z dziewczyn przechodzącej koło mnie na co skinęła głową również się uśmiechając. Podążałam dalej za Panią Yang, rozglądając się po ludziach. Dotarłyśmy do samochodu. Kobieta pomogła mi zapakować moją walizkę do bagażnika i obie wsiadłyśmy na miejsca. Niedługo po tym ruszyłyśmy, wyjeżdżając na już dużo większą ulice. Oglądałam wszytskie billboardy widniejące na budynkach. Jeden przestawiał ośmiu całkiem przystojnych mężczyzn. Przyjrzałam mu się dokładniej gdy stanęłyśmy w korku.
- Stray kids. - przeczytałam na głos marszcząc brwi. - To ktoś ważny? - zapytałam odwracając wzrok na kobietę. A ta zniżyła głowę by zobaczyć reklamę. Uśmiechnęła się szeroko.
- Właściwie to nie. - zaśmiała się. - Jest to grupa kpopowa, do której należy mój syn. - wskazała palcem jednego. - Ma na imię Jeongin. - moja buzia mimowolnie otwarła się, mój wzrok wodził to z pani Yang na billboard. Wspominała mi również, że ich zespół należy do pierwszej dziesiątki najpopularniejszych grup na całym świecie w dziedzinie tej muzyki.
Spodziewałam się wszytskiego, ale nie tego, że będę mieszkać pod jedym dachem z gwiazdą koreańskiego popu.
CZYTASZ
Wymiana? | stray kids
Action- Mamo, czy ja śnie? - złapałam się za buzię, widząc przed sobą osiem par oczu, które uważnie mi się przyglądały. - Nie przypominam sobie żebym miał dziecko. - odparł ten taki umięśniony obok Chana. - A i tak dla twojej wiadomości obudziłaś się parę...