2

116 5 5
                                    

Opuścili bar nad ranem w tej magicznej porze, gdy noc spotykała się z dniem, a z ciemności powoli zaczynały wyłaniać się zarysy budynków. Przed północą zjawił się Warrington ze swoją panną, a jakiś kwadrans później wreszcie wtoczyli się Bletchley, Zabini i Vaisey, z którymi to Draco i siostry Greengrass się umówili. Po drugiej po Daphne wpadł Chambers. Bletchley i Vaisey zmyli się chwilę później. Zabini przyzgonił przy barze i trzeba go było posłać do domu specjalnym świstoklikiem, który chłopak miał zawsze ze sobą właśnie na takie okazje. Z kolei Montague i Warrington ze swoją laską wrócili do domu kominkiem parę minut temu. Draco miał podobne do nich plany, ale Astoria nalegała na spacer. Łatwo ustąpił pod jej proszącym spojrzeniem.

Nie był fanem pieszych wędrówek, zawsze wydawały mu się obrzydliwie ślamazarne w porównaniu do miotły czy aetonana. Ale patrząc teraz na ulicę tonącą w blasku latarni (te śmieszne mugolskie żarówki dawno temu zostały zastąpione czarodziejskimi ognikami), zaczynał rozumieć, czemu Astoria wolała się przejść. Miasto o tej porze wyglądało magicznie. Nad większością domów majestatycznie obracało się w powietrzu złociste godło Imperium. Od czasu do czasu z murów wyłaniała się perłowo biała postać ducha, by za chwilę zniknąć w ścianie sąsiedniego budynku. A gdy ciało odrobinę zboczyło z chodnika, obijało się o bariery ochronne poszczególnych posesji. Londyn spał, a pod każdą cegłą, każdą płytą i każdym pustakiem drzemała magia.

A mimo to człowiekowi dech zapierało w piersi na widok czegoś tak codziennego jak rdzawe pęknięcie nieba na wschodzie.

Astoria włożyła dłoń w jego dłoń, przylgnęła do jego ramienia, drżąc, i pociągnęła go lekko w dół uliczki.

— Zimno ci?

Pokręciła głową, a miedziany poblask światła przesunął się po jej włosach, nadając im kasztanowy odcień.

— Zdążyłam wytrzeźwieć i trzęsie mnie kac. Czego chciał Montague?

Draco wzruszył ramionami.

— Nic. Chyba mu się nudziło. Dlatego się przysiadł.

— Nie lubię go.

Draco nie mógł się powstrzymać od protekcjonalnego uśmiechu.

— Nie musisz kogoś lubić, by wypić z nim w piątek wieczorem drinka.

— Nie rozumiem, po co tracisz czas na kogoś, kogo masz dosyć.

— Więc może potrzeba ci tęższej głowy.

Astoria szarpnęła ręką, jej policzki nabrały rumieńców, ale Draco ścisnął mocniej jej dłoń i przyciągnął do ust w pojednawczym geście. Mocno zaciskała pięść, gdy musnął wargami jej kciuk, ale zmiękła, kiedy dotarł do środkowego paliczka jej małego palca. Przysunął głowę do jej twarzy z zamiarem sprawdzenia, czy na jej ustach pozostał słodki smak truskawkowego daiquiri, ale zanim zdążył musnąć jej wargi, wyrzuciła znienacka słabym głosem:

— Daphne znowu poroniła.

To nieco zabiło atmosferę.

— Dlatego tyle czasu spędziłyście w kiblu?

Astoria kiwnęła głową.

— To trzecie poronienie. Musi znowu poddać się testom. Myślisz, że mógłbyś...?

Draco parsknął.

— Nie. Nie sądzę. Śmierciożercy nie zajmują się takimi głupotami.

— Chambers się z nią rozwiedzie, jeśli wyjdą negatywnie.

— I tak się z nią rozwiedzie. Stempelek na dokumentach nie sprawi, że cudownym sposobem donosi wreszcie którąś ciążę. Jeśli nie mogą mieć razem dziecka, lepiej, żeby się rozstali i spróbowali szczęścia z kimś innym.

Nieswój (Dramione)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz