Aportował się w holu Malfoy Manor. Dwór — tak jak większość czarodziejskich posiadłości — był otoczony barierą antyteleportacyjną, która nie obejmowała domowników. Niemal natychmiast w ślad za nim pojawił się skrzat. Matki, bo prezentował się schludnie i miał czyste ubranie. Skrzaty ojca okazjonalnie cuchnęły i nosiły od lat te same szmaty, które dostały w dniu, gdy dorosły do służby. Ze względu na swoją prezencję miały całkowity zakaz pokazywania się gościom i matce, ale ojciec chyba czerpał satysfakcję z ich upokarzającego wyglądu, bo gdy byli sami zawsze chciał, by obsługiwał ich któryś z nich. Draco musiał przyznać, że po wydaniu im komendy „Niech twój smród będzie wyczuwalny tylko dla ciebie" patrzenie, jak sprzątają pokoje czy krzątają się przy kominku było o wiele przyjemniejsze niż śledzenie zadbanych skrzatów matki wykonujących te same czynności. Niemniej, obrzydzała go myśl, że któryś z nich miałby go dotknąć, więc zawsze przyzywał swojego skrzata lub któregoś ze służby matki, gdy chciał, by przygotowano mu kąpiel czy jedzenie.

— Pana rodzice czekają na pana z obiadem, sir — oznajmił skrzat, zamiatając uszami podłogę w głębokim ukłonie. — Czy Oczko ma przekazać, że pan do nich dołączy?

— To nie będzie konieczne — odparł Draco, ściągając z siebie płaszcz i podając go skrzatowi. — Pójdę do nich od razu. Zanieś to do mojej garderoby. I uważaj, w kieszeni są eliksiry, nie rozbij ich.

Pstryknął palcami, a ze ściany po lewej stronie od wejścia na złotych nóżkach wyjechała marmurowa umywalka. Wsunął do niej dłonie i pozwolił czarom wyczyścić je i wysuszyć. Gdy tylko zabrał ręce, mebel na powrót wtopił się w ozdobną tapiserię. Draco pokonał długi korytarz obwieszony portretami jego przodków (i kilkorgiem wyjątkowo urodziwych czarownic i czarodziejów, którzy mieli za nich uchodzić w oczach gości) i skierował się do jadalni. Podwójne drzwi otworzyły się przed nim samoistnie, z chwilą kiedy posłał w ich kierunku intencję, że chce przez nie przejść.

Na środku obitego fioletową tkaniną pokoju stał długi, ciemny stół na ozdobnych nogach oplecionych przez drewniane węże. W jednym z jego końców, tuż przy masywnym kominku z lustrem, siedzieli ojciec i matka. Na blacie przed nimi spoczywały nakrycia dla trzech osób, jednak poza owocami i suchymi przekąskami Draco nie dostrzegł żadnych półmisków z jedzeniem. Po ilości pestek na talerzu ojca mógł się zorientować, że czekali z obiadem już jakiś czas. Zerknął w stronę stojącego w roku zegara z kukułką. Spóźnił się prawie pół godziny, co tłumaczyło niezadowolony wzrok ojca. Oboje z matką uważali, że o ile śniadanie i kolację każdy może zjadać o takiej porze, o jakiej mu pasuje, tak na obiedzie powinni się stawiać wszyscy domownicy. Nie zrezygnowali z tej zasady nawet wtedy, gdy Draco osiągnął pełnoletność i po siedmiu latach spędzonych w szkole z internatem zaczął przejawiać awersyjny stosunek do harmonogramów wszelkiej maści.

— Nie jestem dzieckiem, by dłużej w tym uczestniczyć — powiedział im pewnego razu, kiedy zabalował u Astorii. Wrócił do domu dopiero wieczorem następnego dnia i ojciec od wejścia zaczął go opieprzać, zarzucając mu między innymi, że ma zero szacunku do matki, a dwór traktuje jak hotel. — A jako głowa rodziny mogę robić, co mi się podoba.

— Dla świata możesz być i cesarzem chińskim — wysyczał ojciec — ale w tym domu...

Matka machnęła różdżką szybciej niż Draco widywał na mistrzostwach pojedynków. Jęknął i wygiął plecy bardziej z zaskoczenia niż z bólu, gdy jej zaklęcie smagnęło go lekko po tyłku jak małego niesfornego chłopca. Obaj na nią popatrzyli: Lucius z uznaniem, a Draco z oburzeniem.

— Draconie, powiedz skrzatom, by rozstawiły talerze — powiedziała spokojnie. — Zjemy razem kolację, skoro nie zjawiłeś się na obiedzie. I umyj ręce. Najwidoczniej Hogwart przyzwyczaił cię do innej rutyny, ale my jemy zawsze o trzynastej. Będziesz pamiętał czy mam skrobnąć do Astorii? Albo do Proroka, żeby wszyscy twoi koledzy zostali poinformowani?

Nieswój (Dramione)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz