⊱ DZIEWIĘTNASTY ⊰

858 90 41
                                    

     Adrian wstał z tak bajecznym nastrojem, jakiego nie uraczył od bardzo, bardzo dawna. Podszedł do okna i otworzył je na oścież, sam lokując się tuż przed nim. Otulił go przyjemny, ciepły podmuch wiatru, a twarz musnęły promienie wstającego słońca. Mocno zaciągnął się powietrzem. Pachniało cudownie.

     Przymknął oczy i wyobraził sobie śpiew ptaków. Długo nie trwało, by doszczętnie się wczuł i w pewnym momencie odnosił wrażenie, jakby faktycznie słyszał wesołe trele.

      Wczorajsze wyznanie Nancy niezwykle osiadło mu na duszy. W końcu posiadał namacalny dowód osoby podobnej do niego, a nie tylko pocieszające ktoś tam, coś tam i suche będzie lepiej. To oczywiście istniało, wielu ludzi cierpiało, lecz zdawało mu się to odległe, nie dotykało go.

     Póki miał siłę, póki uczucia nadal tętniły świeżością, pragnął to wykorzystać.

     Nadmierne myślenie często przynosi odwrotne skutki do tego, co byśmy chcieli, jak powiedziała kiedyś Nancy Harrell. A on, nie ukrywając, na takowe myślenie posiadał aż nadto czasu i być może to właśnie go zgubiło. Zbytnio analizował, co doprowadzało do niestworzonych rzeczy i wpakowywało w głębokie bagno. Im więcej się miotał, tym mocniej wciągało. Coraz bardziej zapętlał się w niesprawiedliwości, a w parze szły żal i niewyobrażalna złość. Zafiksował się całkowicie na tym punkcie.

     Zdawał sobie sprawę, że to jeszcze nie to, że zanim podniesie się na dobre z kolan, czekała daleka droga. Musiał jednak najpierw stanąć na starcie, a im wcześniej wykona krok, tym lepiej, tym bliżej sukcesu.

     Start, powiedział sobie w myślach, a delikatny uśmiech zagościł na ustach. Tym razem szczery, niepodszyty żadnym smutkiem.

     Zszedł do kuchni z zamiarem zabrania się za codziennie przygotowywanie śniadania. Anna siedziała już przy stole. Włosy niedbale spięła spinką, a na nos wsunęła zgrabne okulary w czarnej oprawce. Raz po raz wystukiwała coś na klawiaturze laptopa lub zapisywała w notesie obok. Jak zgadywał Adrian, przygotowywała się na korepetycje z jednym z uczniów, które odbywały się online na kamerce. Kiedyś, przed wypadkiem, uczyła w szkole matematyki. Po fatalnym w skutkach zdarzeniu zrezygnowała, chcąc być cały czas w domu. Zajęła się więc domowym prowadzeniem zajęć, czy to dla bardziej zdolny, czy też mniej.

     Przywitał się skinieniem głowy i na tym poprzestał, by nie przeszkadzać w pracy. Mama była naprawdę zdolnym nauczycielem, który potrafił w zrozumiały sposób wytłumaczyć temat, a także gładko poprowadzić przez dodatkowe zagadnienia ambitniejszych. To właśnie dzięki niej nigdy nie miał problemu z tymże przedmiotem, gdyż przyciskała go i pilnowała zawzięcie, jakby od tego zależało jej życie i honor. Cóż, z obroną honoru był skłonny się zgodzić.

     Przygotowywanie posiłku szło mu jakoś inaczej. Zbyt łatwo, gładko. I nie dlatego, że postawił na coś banalnie prostego jak spaghetti. Od momentu obudzenia się, starał przerzucić się na optymizm. Myślał i powtarzał sobie miłe rzeczy, nie dopuszczał, by zbaczał na negatywne strefy. Całkiem nieźle mu to wychodziło, chociaż trzeba było przyznać, że nie lada się przy tym napocił.

     W międzyczasie nadal rozespany Sean przysiadł przy stole. Nie trudził się, by zwrócić uwagę Adriana i się przywitać. Przypuszczał, że brat w odpowiedzi zmierzy go tylko spojrzeniem, więc chciał sobie tego oszczędzić.

     — Seanie — Anna nawet na sekundę nie oderwała oczu od ekranu laptopa — powiedz Adrianowi, że zaraz przypali się sos.

     Sean najpierw ziewnął przeciągle. Zerknął na kuchenkę. Faktycznie, sos intensywnie bulgotał, chlapiąc przy tym w każdą stronę.

CiszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz