⊱ DWUDZIESTY SIÓDMY ⊰

424 51 49
                                    

     Przetarł przedramieniem czoło, na które wkradły się kropelki potu. Kuchnia pod wpływem ciągłego pichcenia nabrała dodatkowego ciepła, a i nieustanny ruch robił swoje. Przebywanie w podkoszulku i spodenkach na nic się zdało. Należało również wspomnieć, że w tym wszystkim stres też miał swój udział. Na myśl o zaproszonych gościach — na jego polecenie! — serce kołatało, a dłonie uciążliwie drżały.

     Zerknął na zegarek. Szesnasta trzydzieści siedem. Idealny czas. Zdąży jeszcze posprzątać i się przyszykować.

     Ogarnął wzrokiem pomieszczenie. Dwa indyki, trzy ciasta, dwa rodzaje babeczek, mnóstwo ciasteczek, zupa dyniowa... Sos! Rozejrzał się spanikowany. Zlokalizowany! Odetchnął z ulgą.

     Wszystko było gotowe. Dopięte na ostatni guzik. A co najważniejsze — obyło się bez potknięć. Uśmiechnął się zadowolony z siebie. A duma wręcz go rozpierała.

     — Gotowe! — Napisał na grupowym czacie.

     Nie musiał długo czekać. Już po chwili kuchnia wypełniła się domownikami, którym uprzednio zabronił nawet krążyć w pobliżu. Co jak co, ale gdy nikt nie plątał się pod nogami sprzyjało bezbłędnej pracy.

     — Jestem pod wrażeniem. Przeszedłeś samego siebie! — Pokazał w języku migowym Sean uraczony przepięknymi widokami. Na sam zapach zaburczało mu w brzuchu.

     Szybko złapał za ciasteczko, za co oberwał po łapach od Adriana, ale i tak zdążył je skonsumować.

     — Pyszne! — wykrzyknął z pełnymi ustami Sean, jednocześnie pokazując. — Test smaku zaliczony.

     Adrian pokręcił głową, jednak nijak nie skomentował.

     — To zostało mi tylko posprzątać. — Wykonał odpowiednie gesty.

     Już przymierzał się przystąpić do wspomnianej czynności, gdy zatrzymała go mama.

     — Dzisiaj wystarczająco się narobiłeś, odpocznij, a my zajmiemy się z sprzątaniem. — Posłała Adrianowi uśmiech.

     — Ale...

     — Bez wymówek. — Wymierzyła synowi nieznoszące sprzeciwu spojrzenie. — Z Seanem z przyjemnością posprzątamy. W końcu ma w tym wprawę.

     Anna zaśmiała się, a Sean skwitował słowa grymasem. Owszem, często sprzątał, lecz niekoniecznie z własnej woli i niekoniecznie dlatego, że lubił. Wręcz na samą wzmiankę o porządkach robiło mu się niedobrze. Co do wprawy — miała rację. Adrian przygotował tyle pyszności, że ten kolejny raz mógł się poświęcić.

     — Idź się umyć, przepocony śmierdzielu. Nie zapominaj, że o wpół do osiemnastej zbiera się rodzinka. Wypadałoby się godnie reprezentować. — Powachlował dłonią, krzywiąc się, jakby odór faktycznie był dość wyczuwalny.

     Zmarszczył brwi i pociągnął parę razy nosem. Może i się spocił, ale nie śmierdział. Na pewno nie aż tak bardzo. Spostrzeżenie zachował jednak dla siebie. Nie zamierzał reagować na jawną zaczepkę brata, co mogłoby wywołać słowną przepychankę. Myśli i tak znacznie zajmowała mająca przybyć rodzina.

     — Dzięki — powiedział tylko i czym prędzej opuścił kuchnię, za swój przystanek obierając łazienkę.

     Nie należał do osób, które uwielbiały długie kąpiele. Preferował szybki prysznic. Jednak tym razem, w drodze małego wyjątku, nalał wody do wanny. Wśród specyfików mamy znalazł coś, co wyglądało jak płyn do kąpieli. Otworzył buteleczkę, powąchał. Kwiatowy zapach. Peonia, jak głosił napis. Niewiele myśląc, wlał lekko różowy, gęsty płyn. Już po chwili na powierzchni utworzyła się piana.

CiszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz