⊱ CZWARTY ⊰

1.3K 132 35
                                    

     Miasteczko, mimo wczesnej pory, oddychało dusznym od upałów powietrzem z ledwo wyczuwalną domieszką rześkości nocy, zbyt szybko odchodzącej w zapomnienie. Gorąco słońca królującego na bezchmurnym niebie nie pozwalało mu się ostudzić, zaczerpnąć zbawiennego wytchnienia, swym ciepłem męcząc zarówno ludzkość, jak i inne żyjące stworzenia. A błękitny, przejrzysty nieboskłon z kilkoma śnieżnobiałymi obłokami nie zwiastował zmiany pogody, jakby robiąc wszystkim na złość, nie dając tego, czego wyczekują.

     Wolnym krokiem weszła na teren parku. Przywitał ją plac zabaw, teraz opuszczony, jednak za kilka godzin miał zapełnić się bawiącymi się dzieciakami, krzyczącymi i śmiejącymi się w najlepsze, a nieopodal swych pociech doglądaliby opiekunowie, zatracaliby się w żywych dyskusjach, niejednokrotnie wychwalając podopiecznych tymi samymi cudownymi zaletami, lecz nadal wzbudzającymi zachwyt, dumę i zazdrość u innych.

     Leila cieszyła się, że była sama. Nikt jej nie przeszkadzał, żaden szmer niepochodzący od natury i niechciane spojrzenia. W samotności mogła delektować się pięknem przyrody oraz pogodnym dniem, oddając się w ramiona myśli.

     Usiadła na ławeczce, pod nieszczelnym parasolem drzew przepuszczającym smugi światła, tworząc na trawie, poprzecinanej ścieżkami, różnorakie wzory wesoło przemieszczające się wraz z poruszającymi się, rozłożystymi koronami. Ptaki świergotały kojąco, przelatując z gałęzi na gałąź, niby w zabawie kryjąc się wśród zieleni. A ich trelowi akompaniował szelest wiatru, zaczepnie wlatującego między liście, zmuszając je do tańcu podyktowanego własnym rytmem.

     Odchyliła głowę. Odezwały się zastane kości karku. Przeciągnęła ramiona, kolejny chrzęst. Zbyt długo leżała bez większego ruchu.

     Otoczona uspokajającą symfonią natury, wbrew oczekiwaniu, nie czuła ukojenia. Nieproszone myśli o zranionej miłości znów zapukały, napłynęły równomierną falą, wypełniając ją całkowicie. A tuż za rogiem skryły się następne — cierpliwie czekając na swoją kolej.

     — Nie chcę ponownie słyszeć tych słów — wyszeptała łamiącym się od błąkającego się płaczu głosem. Wypowiedzenie pragnienia na głos nie pomogło. Życzenie nie zostało spełnione.

     Nie tak wyobrażała sobie spacer — chwilę relaksu i wytchnienia od codzienności. Chciała oddać się zapomnieniu, pooddychać świeżym powietrzem, ale umysł zażądał inaczej. Myśli wbrew woli uciekały do nieprzyjemnego zajścia, a im bardziej się opierała, tym silniej ją pochłaniały, ale gdy przestanie walczyć, pożrą ją całą, nie pozostawiając okruszków.

     Wiedziała, co robić. Musiała znaleźć sobie zajęcie, które zupełnie by ją zaabsorbowało, temat, którego rozważaniu by się oddała. Ale czy w obecnej chwili istniało coś na tyle zajmującego? Wątpiła, ale nie zamierzała odrzucić pomysłu.

     Wzrok spoczął na dłoni ozdobionej gojącą się raną. Strupek powoli odchodził od skóry, a ona pomogła mu, doszczętnie go zdrapując. Gdzieniegdzie wypłynęły szkarłatne krople. Skaleczenie na nowo się zasklepiało.

     Kiedy i gdzie się zraniła?

     Coś powoli wyciągało do niej ręce, palce odległych zakamarków umysłu delikatnie ją muskały, wprowadzały na drogę przypomnienia. Zupełnie zapomniała, cierpienie wyparło to, co obecnie wydało jej się niezwykle pomocne. Nie, przecież sama starała się wyprzeć niepożądane przeżycie. Doskonale pamiętała, ale ilekroć zbliżała się do nieprzyjemnego wydarzenia, uciekała, odwracała się, kierując w inną stronę.

     Błądziła, nigdzie nie mogąc znaleźć zaczepienia.

     Zaatakował ją obraz zbliżającego się samochodu i chłopaka stojącego na krawędzi chodnika, gotowego, by wkroczyć na jezdnię. Serce zabiło szybciej, dokładnie jak w tamtym momencie. Tym razem nie odeszła, pozostała, pozwalając zagłębić się bardziej.

CiszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz