Rozdział 1

851 87 77
                                    

Raven

Dokładnie pamiętam dzień w którym dostrzegłam Jesse’ego Jonesa. A właściwie dzień w którym go usłyszałam, a później dostrzegłam. Pamiętam dokładnie falę uczuć, która mnie wtedy zalała, pamiętam wszystko. Pamiętam jego jasne włosy, nieco zbyt długie i zbyt potargane. Wchodziły mu do oczu, którymi patrzył w pustkę, zupełnie jakby był w swoim świecie, daleko od tego całego bagna, które nas otacza. To były naprawdę piękne oczy, powiedziałabym nawet, że najpiękniejsze jakie widziałam w życiu. Miały kształt migdałów i były zielono-bursztynowe z mnóstwem złocistych plamek. Kiedy spoglądał w kierunku okna, przez które wpadały promienie słoneczne, rozświetlające salę muzyczną, jego tęczówki wydawały się niemal złote, podobnie jak jego skóra i włosy. Pamiętam pełne usta i to jak przygryzał zębami dolną wargę, pamiętam jego długie, smukłe palce którymi wyprawiał dosłownie niesamowite rzeczy ze strunami gitary. Byłam oczarowana, jakby mnie zaczarował.

Zastanawiałam się kim jest ten chłopiec.

Nie zauważył, że mu się przyglądam, bez reszty zatracony w melodii i dźwięku. Chciałam do niego podejść, ale nie wiedziałam, czy powinnam…

Z letargu wyrwał mnie głos mojej koleżanki Isabelli.

- Co ci jest, Raven? – spytała zerkając ze dziwieniem to na mnie, to na chłopaka, który wciąż grał, nie dostrzegając naszej obecności. Westchnęłam poirytowana, że przerwała mi tę magiczną chwilę i ruszyłam na swoje zajęcia. Musiałam złapać go innym razem, bo przy Belli raczej nie mielibyśmy szans na spokojną rozmowę.

- Ten chłopak był świetny, słyszałaś jak on grał? – odpowiedziałam i spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Naprawdę tego nie zauważyła?

- A widziałaś jak był ubrany? I w ogóle widziałaś kto to był?

- A co mnie obchodzi to, jak był ubrany?

- Raven, błagam! To Patyczak zwany też Dziwolągiem. Kojarzysz? Ten kujon, który ma matkę striptizerkę, mieszka w domu publicznym i ma ataki padaczki zawsze na jakiś ważnych uroczystościach… Proszę cię nie mów mi, że nie wiedziałaś, że to on. Chociaż w sumie może i faktycznie, po co zawracać sobie kimś takim głowę…

Niemal się zapowietrzyłam. Że co, proszę?

- Nie mów tak, Bella, to podłe, nawet jak na ciebie! To nie wina tego chłopaka, że jest chory czy biedny, rany co jest z wami nie tak, ludzie? Z tych powodów wypadałoby mu pomagać i wspierać go, a nie gnoić... Poza tym wygadujesz bzdury. Słyszałam o tym, że jakiś chłopiec miał atak na rozpoczęciu roku, ale to było kilka lat temu i tylko raz, bodajże w pierwszej klasie…

- Ale było! O matko, Raven jesteś za miła. To zabawne, bo wszyscy mają cię za zołzę – zachichotała Bella, jakby to było takie zabawne.

Nie wiem, czy wszyscy mieli mnie za zołzę i szczerze mówiąc w ogóle o to nie dbałam. Nie robiłam nikomu krzywdy, ale też nie miałam zbyt wielu przyjaciół. Właściwie w ogóle nie miałam przyjaciół. Zawsze byłam wycofana, małomówna i obojętna na to, co dzieje się wokół mnie. Inni uważali, że się wywyższam, że uważam się za lepszą, ale prawda była taka, że moje życie było raczej do dupy i po prostu egzystowałam w ten właśnie sposób - próbując przetrwać. Chciałam tylko jak najszybciej skończyć szkołę i wyjechać stąd jak najdalej. Z daleka od mojego okropnego ojca i całego tego bałaganu. A póki co starałam się nie robić nic, czym mogłam narażać się na jego gniew, którym wybuchał w najmniej spodziewanych momentach i za najmniejsze drobiazgi.

Pokręciłam głową i zaczęłam analizować to co usłyszałam od Belli.

Ojciec jakiś czas temu kazał mi się zadawać z Rorym Davidsonem, który był synem najlepszego przyjaciela i partnera w interesach ojca. Dla dobra matki musiałam przestrzegać zasad. Problemem było tylko to, że Rory był potwornym dupkiem i szczerze go nie znosiłam. On i jego kumple dokuczali dużej liczbie osób, które wyróżniały się dosłownie czymkolwiek. Był na przykład Franki Grubas inaczej Klucha, czy też nijaki Travis, który miał problem z trądzikiem,  jakiś chłopak który gra w gry komputerowe, albo dziewczyna z lekką nadwagą. Tym ludziom było wszystko jedno kogo i za co atakują. Byleby kogoś zgnoić. Nienawidziłam tego i zawsze mówiłam im, jak żałośnie się zachowują i jak okropne jest to co robią, jednak oni zupełnie lekceważyli moje uwagi. Na ogół starałam się zachować spokój, aż do momentu, kiedy Rory zbeształ moją jedyną przyjaciółkę, przemiłą dziewczynę o imieniu Lola, za co ja zbeształam jego, a ojciec dał mi w twarz. Przy okazji oberwała też mama. Miałam się zachowywać, nie wolno było mi mówić w ten sposób do synusia Edmunda Davidsona, albo obie z matką miałyśmy tego pożałować.

Plan Jesse'ego JonesaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz