Epilog

805 83 53
                                    

Jesse

Dziesięć lat później

Nasze mamy właśnie wyszły z wielkiego suva, zaparkowanego pod naszym domem. Kto by pomyślał, że Kim Jones i Tessa Cavendish zostaną najlepszymi przyjaciółkami? Chichotały i plotkowały, a każda z nich uzbrojona była w wielkie torby z zakupami. Wiedziałem co jest w środku. Odkąd dowiedziały się, że zostaną babciami totalnie im odbiło.

- Co tam znowu nakupowałyście?  - spytałem unosząc brwi.

- Tylko najpotrzebniejsze rzeczy! – powiedziała mama po czym zerknęły na siebie z Tessą i wybuchły śmiechem.  

- Nie mamo, setna para śpiochów i uroczy zimowy kombinezon przy pond trzydziestu stopniach to nie są najpotrzebniejsza rzeczy.

- A jak będziecie chcieli jechać z maleństwem do Montany? Tam zimy są naprawdę mroźne! – Tessa pokazała na mnie palcem, a mama pokiwała głową.

Tak, kupiliśmy swój wymarzony domek letniskowy  w Montanie. Udało nam się znaleźć taki który znajdował się tuż przy górach, koło szemrzącego strumyka. Spędziliśmy tam trzy cudowne, upalne lata - wakacje, których pewnie nigdy nie zapomnimy. Tylko my dwoje, góry i dzika przyroda. Było wspaniale, ale teraz czekał nas kolejny etap naszego związku. I niesamowicie się z tego cieszyliśmy

- Mamo, nie wiem, czy będziemy jechali z dzieckiem do Montany, możliwe że weźmiemy je tam dopiero jak podrośnie. Nawet my jeździmy tam tylko latem.

- Nie dramatyzuj, synu – mama machnęła na mnie ręką, a ja wywróciłem oczami. Nie było sensu wchodzić z nimi w takie dyskusje.

- Gdzie nasza słodka córeczka i dzidziuś? – zaświegotała Tessa, a ja się uśmiechnąłem.

- Wejdźcie, a ja po nią pójdę. Spaceruje po plaży.

Mamy ruszyły w kierunku naszego domu. Domu który był spełnieniem naszych marzeń. Kupiliśmy go zaraz po studiach, był niewielki, parterowy, ale dzięki temu bardzo przytulny i klimatyczny. Mieliśmy wspaniałe patio i ganek na których uwielbialiśmy przesiadywać wieczorami, rozmawiać, czytać lub tworzyć muzykę, a za naszymi plecami szumiały fale oceanu, ponieważ dom znajdował się tuż przy plaży.

Raven założyła też szkołę muzyczną, która okazała się strzałem w dziesiątkę. Mnóstwo dzieciaków chciało się w niej uczyć, a Raven poświęcała im dużo uwagi i zatrudniła świetnych nauczycieli. W tym … Uwaga, uwaga – mnie.

W czasie studiów i po nich bardzo dużo pracowałem, byłem programistą i świetnie zarabiałem. Dzięki temu czym się zajmowałem, mogłem pracować w dowolnym miejscu na świecie, ale niemal dziesięć lat przed komputerem, w plątaninie cyferek i kodów nie było spełnieniem moich marzeń, mimo że praca dawała mi satysfakcję finansową.

Tak czy inaczej kiedy przechodziłem kryzys, niemal rozwalając mój komputer o biurko, Raven stała cierpliwie, po czym powiedziała, że szuka nauczyciela muzyki w swojej szkole. Dzieciaków chcących grać na gitarze było jeszcze więcej niż tych, które marzyły o pianinie, czy skrzypcach. W tym momencie postanowiłem po raz kolejny pójść za głosem serca i wybrałem muzykę. I to był naprawdę genialny wybór.

Byliśmy małżeństwem od wielu lat, wszystko co należało do któregoś z nas już od dawna uznawaliśmy za wspólne. Raven odziedziczyła prawdziwy majątek po dziadkach i szczerze mówiąc nie musielibyśmy pracować, ale praca była czymś co uznawaliśmy za oczywiste i konieczne bez względu na nasze finanse.  Była też naszą pasją, dla Raven od zawsze, a dla mnie odkąd zacząłem pracować w naszej szkole, czyli od ponad dwóch lat.

Uwielbiałem swoją pracę. Kolejna rzecz, którą zawdzięczałem mojej wspaniałej żonie.

Znalazłem ją spacerującą brzegiem oceanu. Wyglądała pięknie i niezmiennie od tylu lat jej widok zapierał mi dech w piersi. Miała zwiewną szarą sukienkę, a jej włosy szarpał wiatr. Uśmiechała się szeroko to promieni słońca, koło niej biegał nasz pies – Bary. Kiedy mnie zobaczyła, jej uśmiech się poszerzył. Podbiegłem do niej, bo po prostu musiałem ją pocałować.

- Jak się czujesz, kochanie? – spytałem, odsuwając od niej swoje usta, po czym dotknąłem z czułością jej mocno zaokrąglonego brzucha.

- Jak zwykle głodna – odparła przygryzając moją wargę, a ja się zaśmiałem.

Za dwa miesiące mieliśmy termin porodu. Trochę się stresowaliśmy, ale zdecydowanie bardziej cieszyliśmy. Dziecko było zdrowe, a ciąża przebiegała bez żadnych komplikacji, co było absolutnym błogosławieństwem. Nie chcieliśmy znać płci, bo najważniejsze było dla nas zdrowie dziecka, ale lekarz zasugerował nam, że to będzie chłopczyk.

Będę miał syna…

- Nasze mamy mnie wykończą. Są u nas zasypując cały dom nowymi śpioszkami, skarpetkami, bucikami, bodziakami i Bóg wie czym jeszcze. Niestety chcą żebyś w tym uczestniczyła.

Tak jak wspomniałem nasze mamy bardzo się zaprzyjaźniły. Myślę, że mogłem być pewien, że moja mama była naprawdę szczęśliwa, tak jak zawsze chciałem. Tessa zatrudniła ją w swojej firmie jako asystentkę, ponieważ od pierwszego spotkania przypadły sobie do gustu. Obie mieszkały niedaleko nas, i mieliśmy dobry, choć niezbyt częsty kontakt.

Raven pokiwała głową z szerokim uśmiechem.

- Z przyjemnością troszkę nabałaganię – powiedziała i zarzuciła mi ręce na ramiona.

Znowu się pocałowaliśmy się, najpierw delikatnie, ale po chwili pogłębiliśmy nasz pocałunek, a kiedy mnie całowała znów poczułem się jak zakochany nastolatek. Kochałem ją do szaleństwa i wiedziałem, że to nigdy się nie zmieni.

Spojrzeliśmy sobie w oczy i spletliśmy  place naszych dłoni ruszając brzegiem plaży do domu.

 

Plan Jesse'ego JonesaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz