TW: ATAK ASTMY.
NWM JAK WYGLADA ATAK ASTMY, POCZYTALM COS TAM W WIKIPEDII WIEC NIE WIEM CZY JEST DOBRZE!!!
Pov:Will
Obudziłem się w jakimś białym i jasnym pomieszczeniu, bo zaraz gdy otworzyłem oczy znowu musiałem je zamknąć ponieważ nie byłem przyzwyczajony do takiej jasności.
Wokół mnie piszczały jakieś maszyny, do których byłem podłączony.Szpital.
Otworzyłem oczy i zaraz zaczęły do mnie napływać wspomnienia ze chyba wczorajszego wieczora.
Zaręczyłem się z Theo, a potem...
Zaczęły napływać mi łzy do oczu.
Otworzyłem te oczy i chciałem się podnieść, ale jakaś ręka mnie powstrzymała.
- musisz leżeć, bo inaczej nie wyzdrowiejesz.
Chciałem coś powiedzieć ale miałem maskę tlenową na twarzy.
- może tego nie pamiętasz, ale kiedy zabrali cię do szpitala kilka razy się budziłeś i kilka razy miałeś atak astmy.
Odwróciłem głowę w stronę zmartwionego Vincenta.Błyskawicznie ściągnąłem maskę tlenową i odpiąłem kroplówkę.
- Gdzie Theo?
- Zawołam pielęgniarkę.
- Theo żyje? - widziałem jak Vincent wychodzi. - Vincent!Theo żyje?Proszę powiedz mi.
Popatrzył się na mnie i a jego oczach błysnął cień bólu.
Wiedziałem co to znaczy, i zaraz potem zaniosłem się rozpaczliwym szlochem.
Zabrakło mi powietrza.Serio nie mogłem złapać powietrza.Nie mogłem oddychać.
Zacząłem przeraźliwie kaszleć, i wtedy do sali weszły dwie pielęgniarki, Vincent i...tata?
Dalej kaszlałem, gdy pielęgniarki wpinały mi kroplówkę.Bardzo nieprzyjemne doświadczenie.
- Astma...- szepnąłem przed tym jak została założona mi maska tlenowa na twarz.
Potem pielęgniarki coś omawiały z tatą i Vincentem, ale teraz mnie to nie obchodziło.Chciałem Theo z powrotem.Chciałem żeby tu wszedł, i powiedział że to wszystko to był jakiś nieśmieszny żart, a ja bym go klepnął w głowę i pocałował.
Ale tak się nie stało.
Gdy pielęgniarki wyszły, tata i Vincent siedli na krzesłach które były koło mnie porozstawiane.
Podniosłem się do pozycji siedzącej, i zerwałem maskę tlenową.
- Co tu się do cholery dzieje? - zapytałem a w moim głosie było słychać ból.
- Słuchaj Will...Za chwilę przyjdzie Hailie, bliźniaki i Dylan.Ale najpierw chcieliśmy ci oznajmić że nie złapali tych ludzi którzy was napadli.
- Chcę Theo z powrotem.Nawet się zaręczyliśmy.To wszystko żart, prawda? - szepnąłem i zaniosłem się płaczem.
Ojciec usiadł obok mnie i ostrożnie mnie przytulił, żeby nic mi nie zrobić.
Wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Vincentem, po czym szepnął mi do ucha.
- Chcesz żeby wszyscy tu przyszli?
Powoli pokiwałem głową.
Tata skinął na Vincenta, i Vincent wyszedł a my zostaliśmy sami.
Chwilę potem przyszli bliźniacy Hailie i Dylan, a ja na samą myśl o nich się uśmiechnąłem.Potrzebowałem ich.
Pierwsza wbiegła Hailie, która od razu do mnie przybiegła i ostrożnie przytuliła.Od razu oddałem uścisk.
- Hej... - powiedziała, po czym dodała. - tęskniłam za tobą...
- Jak wszyscy - mruknął Dylan. - Dobrze cię widzieć
- Was też - powiedziałem i momentalnie się uśmiechnąłem jeszcze bardziej.- Czekajcie...Ile byłem nieprzytomny?
- Dwa tygodnie - mruknął Tony znad telefonu.
Dwa tygodnie...czyli to nie wydarzyło się wczorajszego wieczora...
Chwilę jeszcze pogadaliśmy, ale kiedy przyszła pielęgniarka z tacą na której było jedzenie, wszystkich wygoniła tylko pozwoliła zostać Camowi.
Zostawiła tacę na stoliku i wyszła.
Chwyciłem tą tacę ale jak wziąłem gryza kanapki to aż mnie prawie cofnęło.
- Musisz jeść, żeby wyzdrowieć - powiedział z troską w oczach Tata.- Jak tylko Vincent zadzwonił do mnie że jedziesz do szpitala w stanie krytycznym to jechałem moim autem najszybciej jak mogłem.
- Nie musiałeś tego robić.
- Musiałem.Jesteś moim synem.Kocham was wszystkich tak samo.
- Byłem w stanie krytycznym?
- Tak, teraz nie czujesz bo nafaszerowali cię lekami przeciwbólowymi.Jak przyjechałeś do szpitala kilka razy się budziłeś, i majaczyłeś coś tam gdzie jest Theo, a jak już usłuszałeś odpowiedzi to zaczynałeś się dusić.- powiedział i przetarł oczy rękami - nie sądziłem, że twoja astma jest aż tak poważna.Nie wiesz jakie to było przerażające.
- Przez ostatnie lata sie po prostu tak nasiliła...A przez ostatnie kilka tygodni była naprawdę uciążliwa.
- Muszę częściej przyjeżdżać.Nie wiadomo co może się jeszcze stać, kiedy mnie nie będzie a te zbiry są na wolności.
- Tato...był już pogrzeb Theo? - zapytałem łamiącym się głosem.
- Tak był.Przepraszam że cię to ominęło ale nie mieliśmy na to wpływu.- powiedział po czym dodał - od razu mówię że nie ma dla mnie znaczenia że jesteś gejem, bi czy coś jeszcze innego.
- Dzięki - wyszeptałem.- Pójdę spać, dobrze?
- Dobrze.Nie będę ci przeszkadzał.Jak czegoś potrzebujesz to pisz albo dzwoń.Po lewej masz torbę z twoimi rzeczami.Albo wezwij pielęgniarki.
- Pa - szepnąłem gdy już wychodził.
Sięgnąłem po tą torbę i wyciagnąłem z niej telefon.Trudno było korzystać z telefonu jedną ręką.
Od razu wszedłem na konwersację z Theo.Nawet nie wiem dlaczego.
Przeglądałem nasze stare wiadomości.
Theo💞
Hej, chcesz wyjść dziś na kawę?Ja
OczywiścieTheo💞
Ok czekam :*Ja
:*Aż zachciało mi się płakać gdy pomyślałem o tamtym wyjściu.
Tak bardzo brakuję mi theo.
Znalazłem nożyk w torbie.Wszędzie go noszę, to prezent od Theo na naszą rocznicę.
Teraz się zrobi z niego użytek.
Na dworze było ciemno, a jako że byłem w prywatnym szpitalu okna były na całą wysokość, więc było widać panoramę całego miasta.
***
Heej, tak jak pisałm na poczatku, nie wiem czy tak wygląda atak astmy.
Do następnego!
807 słów
CZYTASZ
WILL MONET | It's okay
FanfictionRozdziały rzadko speak to me, my heart is free my love has gone away Gdy skończę ją pisać, będzie miała korektę, przysięgam.I przy okazji, kilka wątków będzie zmienionych Są rzeczy do poprawienia Żeby nie było niedogodności to tak: - Możliwe spojler...