Rozdział 2

965 20 20
                                    

TW: ATAK ASTMY.

NWM JAK WYGLADA ATAK ASTMY, POCZYTALM COS TAM W WIKIPEDII WIEC NIE WIEM CZY JEST DOBRZE!!!

Pov:Will

Obudziłem się w jakimś białym i jasnym pomieszczeniu, bo zaraz gdy otworzyłem oczy znowu musiałem je zamknąć ponieważ nie byłem przyzwyczajony do takiej jasności.

Wokół mnie piszczały jakieś maszyny, do których byłem podłączony.Szpital.

Otworzyłem oczy i zaraz zaczęły do mnie napływać wspomnienia ze chyba wczorajszego wieczora.

Zaręczyłem się z Theo, a potem...

Zaczęły napływać mi łzy do oczu.

Otworzyłem te oczy i chciałem się podnieść, ale jakaś ręka mnie powstrzymała.

- musisz leżeć, bo inaczej nie wyzdrowiejesz.

Chciałem coś powiedzieć ale miałem maskę tlenową na twarzy.

- może tego nie pamiętasz, ale kiedy zabrali cię do szpitala kilka razy się budziłeś i kilka razy miałeś atak astmy.

Odwróciłem głowę w stronę zmartwionego Vincenta.Błyskawicznie ściągnąłem maskę tlenową i odpiąłem kroplówkę.

- Gdzie Theo?

- Zawołam pielęgniarkę.

- Theo żyje? - widziałem jak Vincent wychodzi. - Vincent!Theo żyje?Proszę powiedz mi.

Popatrzył się na mnie i a jego oczach błysnął cień bólu.

Wiedziałem co to znaczy, i zaraz potem zaniosłem się rozpaczliwym szlochem.

Zabrakło mi powietrza.Serio nie mogłem złapać powietrza.Nie mogłem oddychać.

Zacząłem przeraźliwie kaszleć, i wtedy do sali weszły dwie pielęgniarki, Vincent i...tata?

Dalej kaszlałem, gdy pielęgniarki wpinały mi kroplówkę.Bardzo nieprzyjemne doświadczenie.

- Astma...- szepnąłem przed tym jak została założona mi maska tlenowa na twarz.

Potem pielęgniarki coś omawiały z tatą i Vincentem, ale teraz mnie to nie obchodziło.Chciałem Theo z powrotem.Chciałem żeby tu wszedł, i powiedział że to wszystko to był jakiś nieśmieszny żart, a ja bym go klepnął w głowę i pocałował.

Ale tak się nie stało.

Gdy pielęgniarki wyszły, tata i Vincent siedli na krzesłach które były koło mnie porozstawiane.

Podniosłem się do pozycji siedzącej, i zerwałem maskę tlenową.

- Co tu się do cholery dzieje? - zapytałem a w moim głosie było słychać ból.

- Słuchaj Will...Za chwilę przyjdzie Hailie, bliźniaki i Dylan.Ale najpierw chcieliśmy ci oznajmić że nie złapali tych ludzi którzy was napadli.

- Chcę Theo z powrotem.Nawet się zaręczyliśmy.To wszystko żart, prawda? - szepnąłem i zaniosłem się płaczem.

Ojciec usiadł obok mnie i ostrożnie mnie przytulił, żeby nic mi nie zrobić.

Wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Vincentem, po czym szepnął mi do ucha.

- Chcesz żeby wszyscy tu przyszli?

Powoli pokiwałem głową.

Tata skinął na Vincenta, i Vincent wyszedł a my zostaliśmy sami.

Chwilę potem przyszli bliźniacy Hailie i Dylan, a ja na samą myśl o nich się uśmiechnąłem.Potrzebowałem ich.

Pierwsza wbiegła Hailie, która od razu do mnie przybiegła i ostrożnie przytuliła.Od razu oddałem uścisk.

- Hej... - powiedziała, po czym dodała. - tęskniłam za tobą...

- Jak wszyscy - mruknął Dylan. - Dobrze cię widzieć

- Was też - powiedziałem i momentalnie się uśmiechnąłem jeszcze bardziej.- Czekajcie...Ile byłem nieprzytomny?

- Dwa tygodnie - mruknął Tony znad telefonu.

Dwa tygodnie...czyli to nie wydarzyło się wczorajszego wieczora...

Chwilę jeszcze pogadaliśmy, ale kiedy przyszła pielęgniarka z tacą na której było jedzenie, wszystkich wygoniła tylko pozwoliła zostać Camowi.

Zostawiła tacę na stoliku i wyszła.

Chwyciłem tą tacę ale jak wziąłem gryza kanapki to aż mnie prawie cofnęło.

- Musisz jeść, żeby wyzdrowieć - powiedział z troską w oczach Tata.- Jak tylko Vincent zadzwonił do mnie że jedziesz do szpitala w stanie krytycznym to jechałem moim autem najszybciej jak mogłem.

- Nie musiałeś tego robić.

- Musiałem.Jesteś moim synem.Kocham was wszystkich tak samo.

- Byłem w stanie krytycznym?

- Tak, teraz nie czujesz bo nafaszerowali cię lekami przeciwbólowymi.Jak przyjechałeś do szpitala kilka razy się budziłeś, i majaczyłeś coś tam gdzie jest Theo, a jak już usłuszałeś odpowiedzi to zaczynałeś się dusić.- powiedział i przetarł oczy rękami - nie sądziłem, że twoja astma jest aż tak poważna.Nie wiesz jakie to było przerażające.

- Przez ostatnie lata sie po prostu tak nasiliła...A przez ostatnie kilka tygodni była naprawdę uciążliwa.

- Muszę częściej przyjeżdżać.Nie wiadomo co może się jeszcze stać, kiedy mnie nie będzie a te zbiry są na wolności.

- Tato...był już pogrzeb Theo? - zapytałem łamiącym się głosem.

- Tak był.Przepraszam że cię to ominęło ale nie mieliśmy na to wpływu.- powiedział po czym dodał - od razu mówię że nie ma dla mnie znaczenia że jesteś gejem, bi czy coś jeszcze innego.

- Dzięki - wyszeptałem.- Pójdę spać, dobrze?

- Dobrze.Nie będę ci przeszkadzał.Jak czegoś potrzebujesz to pisz albo dzwoń.Po lewej masz torbę z twoimi rzeczami.Albo wezwij pielęgniarki.

- Pa - szepnąłem gdy już wychodził.

Sięgnąłem po tą torbę i wyciagnąłem z niej telefon.Trudno było korzystać z telefonu jedną ręką.

Od razu wszedłem na konwersację z Theo.Nawet nie wiem dlaczego.

Przeglądałem nasze stare wiadomości.

Theo💞
Hej, chcesz wyjść dziś na kawę?

Ja
Oczywiście

Theo💞
Ok czekam :*

Ja
:*

Aż zachciało mi się płakać gdy pomyślałem o tamtym wyjściu.

Tak bardzo brakuję mi theo.

Znalazłem nożyk w torbie.Wszędzie go noszę, to prezent od Theo na naszą rocznicę.

Teraz się zrobi z niego użytek.

Na dworze było ciemno, a jako że byłem w prywatnym szpitalu okna były na całą wysokość, więc było widać panoramę całego miasta.

***

Heej, tak jak pisałm na poczatku, nie wiem czy tak wygląda atak astmy.

Do następnego!

807 słów

WILL MONET | It's okay Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz