Rozdział 3

357 28 25
                                    

W kolejnych dniach JK wręcz obsesyjnie robił wszystko, byle by tylko nie spotkać na korytarzu Tae-hyunga. Wychodził z mieszkania z Bamem na palcach i brał dodatkowe zlecenia w pracy. Nawet stosował się do wszystkich wcześniejszych wytycznych, by nie dawać im powodów do rozmowy. Niepotrzebnie, bo sąsiad nie szukał interakcji. O serniku najwyraźniej też zapomniał. JK pierwszy raz od tygodni się z tego cieszył. 

Zbliżała się wigilia, więc cały swój potencjał myślowy i twórczy władował w przygotowywania. Kupił małą choinkę, wieszał ozdoby i lampki, oraz szykował prezenty. Jego mieszkanie zamieniło się w krainę Świętego Mikołaja. Szykował też listę zakupów. Był zaproszony do Jimina i Yoongiego, z corocznym zadaniem przyniesienia sławnego sernika. Zawsze uważał, że drobne upominki, na jakie się umawiali, i zwykłe ciasto, nigdy nie będą wystarczającym podziękowaniem za tę możliwość. Przyjaciele sprawili, że ten czas stał się dla niego wyjątkowy i ciepły. Wyczekiwał go, a nie smucił, jak kilka lat wcześniej. Święta zawsze boleśnie przypominały mu, że nikt mu już nie pozostał. Teraz przestały takie być.

Niestety przez to, że znał to uczucie jak nikt inny, pewna myśl nie dawała mu spokoju. Zatruwała ten przyjemny czas. Powracała za każdym razem, gdy mijał drzwi sąsiada, albo zerkał mu w okna. Dni mijały, a światło paliło się co wieczór tak samo ponuro, jak dzień wcześniej. Nie widział w mieszkaniu żadnych przyozdobień i nie słyszał rozmów, czy spraszania gości. Dwudziestego czwartego grudnia, gdy wrócił z ostatniego spaceru z Bamem, również się paliły.

Czy Tae-hyung nigdzie nie wyjeżdżał i nikogo nie zaprosił? Będzie w Wigilię sam?

Pochylał się właśnie nad blatem kuchennym, z zamiarem rozpoczęcia pieczenia, ale nie mógł dojść z sobą do ładu. Czemu się tym tak przejmował? Miał swoje plany. Celowo się unikali, więc czemu teraz wpadał na jakieś głupie pomysły?  

Jakaś siła przyciągnęła jego wzrok w kierunku sypialni. Nieprzyjemny uczucie przepłynęło mu pod skórą na myśl o tym, co ma schowane w najgłębszej części szuflady jego szafy. Miał wrażenie, że jego tajemnica puchnie i zaraz ją rozsadzi. Uciekał od tego mówiąc sobie, że to tylko jego wyobraźnia. 

Był to powód, dla którego przede wszystkim nie chciał rozmawiać z Tae-hyungiem. Tylko że chyba wcale nie musiał, prawda? Jeśli nic nie powie, to przecież mężczyzna nie miał prawa się dowiedzieć. Nawet jeśli jego teoria była prawdziwa, to chyba to nic nie zmieniało? Ponadto minęło już kilka lat i może wcale nie było to tak istotne, jak mu się wydawało?

Po prostu nie potrafił przejść dzisiaj koło tych drugich drzwi obojętnie. Jeszcze się upewnił przez balkon i faktycznie, facet siedział sam, a do siedemnastej zostało raptem cztery godziny.

Westchnął, czując egzystencjalny ból. Co by pomyślała mama i pani Kim? Czy patrzyły teraz na niego z zaświatów? Cholera, naprawdę gryzły go wyrzuty sumienia, a przecież niczemu nie był winny. Nawet Bam jakoś dziwnie zaskomlał, a nie miał prawa wiedzieć, o czym myśli.

Po walce z sobą, wyciągnął telefon i wybrał numer do Jimina. Aż go serce zakuło. Po chwili usłyszał w słuchawce jego wesoły głos.

- No co tam? Tylko nie mów, że wysiadł ci piekarnik! U nas piecze się ryba, więc odpada!

- Słuchaj... Mam dylemat i może spróbujesz mnie odwieść od tego pomysłu.

Jimin przeszedł z telefonem do jakiegoś cichszego pomieszczenia.

- Co się stało?

- Chyba będzie sam. Tae-hyung. Mój sąsiad. Po prostu powiedz mi, że mam go olać. 

Przez chwilę myślał, że Jimin zezłości się na niego za wygadywanie bzdur, ale usłyszał tylko westchnienie, a potem wesoły śmiech.

- Jungkookie, masz za dobre serce, wiesz?

Serc naszych wina [Taekook, Yoonmin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz