14. Już na ciebie czekam, Roszpunko.

270 22 19
                                    

#youdeservewatt

Po zajściu dzisiejszego poranka, od razu po odprowadzeniu dwójki rodzeństwa do drzwi, napisałam Mii, że dzisiaj nie pojawię się w kawiarni. Teoretycznie mogłabym znaleźć czas, szkołę kończyłam o czternastej, na imprezę miałam zamiar wybrać się około dwudziestej. Niemniej chciałam dzisiaj poświęcić znacznie więcej czasu na przygotowania.Postanowiłam wyglądać, nie tyle co ładnie, bo przecież zawsze wyglądam zajebiście, ale inaczej. Miałam zamiar go zaskoczyć. Sprawić, żeby nie tylko słyszał mój głos przed zaśnięciem, a także widział moją osobę. Ares Handerson tego wieczoru będzie widział tylko mnie.

Z zakątków garderoby wynalazłam sukienkę, dostałam ją od Liv na siedemnaste urodziny. Odziałam ją przed makijażem, przypominając sobie, jak ostatnio niemal pobrudziłam biały materiał. Tym razem również postawiłam na biel, w niej czuje się najlepiej. Dzisiaj moja kreacja jest odważniejsza, jest dosyć krótka z wycięciem na udo, moje ramiona zdobią cienkie ramiączka, w oczy rzuca się skromny dekolt, wyszyty kryształkami, materiał po całej długości połyskuje, tworząc efekt syrenki. Góra sukienki imituje gorset, co jeszcze bardziej wyszczupla moją, i tak naturalnie wąską talie. Kurwa, gdybym była mężczyzną, nie oderwałabym od siebie wzroku. Wyglądam gorąco. Ciało posmarowałam balsamem z połyskującym brokatem, popsikałam się perfumami, których mogłabym być twarzą, z kwestii mojej miłości do nich. Wiśnia z nutą wanilii. Makijaż nie był przesadny, powiedziałabym że codzienny, tylko na oczach dodałam parę kryształków, pasujących do tych na dekolcie. Przyjemnym przełamaniem delikatności stanowi czerwona pomadka. Włosy pozostawiłam w nienaruszonym stanie, a na tył głowy nałożyłam białą, połyskującą kokardę.

– Jak wyglądam? – zwróciłam się do Lillian, siedzącej na fotelu w rogu pomieszczenia.

– Jak przyszła zdobycz Handersona. – Zmierzyła mnie od góry do dołu, tak samo jak ja ją. – Wyglądasz pięknie, Claire. Cholernie gorąco, błyszczysz jak najbardziej lśniący diament – komplementowała mnie i naprawdę czułam szczerość. – Załóż jeszcze szpilki.

Zaśmiałam się z politowaniem.

– Nie przesadzajmy. Ares jeszcze nie jest wart cierpienia moich stóp. – Nikt nie jest w stanie zmusić mnie do butów na obcasie. Nawet on. – Idę w białych conversach.

– Też może być. – Wzruszyła ramionami.

Świadomość zostawienia jej samej wciąż doprowadza mnie do przygnębienia. Nie lubię być szczęśliwa, nie widząc jej szczęścia.

– Na pewno zostaniesz sama? – zapytałam z troską.

– Nie będę sama. – Chyba się przesłyszałam. – Będzie Lotty, może wpadnie Liam i Phoenix, no wiesz posiedzimy, coś pooglądamy. Zero używek, żadnych zbliżeń, obiecuję. Bóg mi świadkiem. – Krzywię się.

– Przestań. Poważnie, nie rób głupot, będę pisać, a ty będziesz mi odpisywać, zrozumiano?

– Pytasz, a wiesz. Zawsze jestem czujna i na baczność wyczekuje twoich wiadomości. – Posyła mi sarkastyczny uśmiech.

Wyszła na korytarz. Poprawiam się ostatni raz, pozuje do zdjęcia w lustrze i wysyłam je do przyjaciółki z zapytaniem, jak wyglądam. Nie otrzymuje odpowiedzi, ciągle zapominam o różnicy czasu. Tą samą fotkę wysyłam Cassie, odpowiedź przyszła szybciej, niż zdążyłam mrugnąć.

cassie.roberts: Dla ciebie mogłabym przesunąć Aidena :)

Kolejny powód mojej wielkiej miłości do tej dziewczyny.

Dodałam zdjęcie na relacje, niech podziwiają. Od razu wyświetla ją kilka osób, sprawdzam dokładną listę, a jako pierwszy wyświetla się Ares. Duma z samej siebie, rozpiera mnie od środka. Przychodzi kolejna wiadomość, tym razem nie na Instagramie, a na numer telefonu.

You DeserveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz