Rozdział 9

701 60 4
                                    

Severus nienawidził zostawiać Harry'ego na cały dzień. Nawet jeśli nie był sam, tylko z Weasleyami, to nadal czuł się okropnie, zwłaszcza po wczorajszej klęsce i oczywistej obawie Harry'ego, że zostanie opuszczony. Nie mógł winić dziecka ze względu na to co przeszedł przez te sześć lat po tym, jak jego matka i James zginęli. Ale Severus mówił prawdę o tym, że musiał pracować w Hogwarcie lub gdzieś indziej. Tutaj przynajmniej - lub w Norze - Harry miał więcej rzeczy do robienia i inne dzieci do zabawy niż na Spinner's End.

Po tym, jak zjadł z Harrym śniadanie w ich komnatach i po przybyciu klanu Weasley'ów, Severus ruszył do swojej klasy, aby upewnić się, że był gotowy na swoje pierwsze spotkanie z piątorocznymi Krukonami i Puchonami. Właśnie skończył wystawiać maleńkie słoiczki smoczej krwi na dzisiejszą lekcję, gdy uczniowie pojawili się. W milczeniu zajęli swoje miejsca i umieścili swoje kotły na miejscu.

Dobrze. Najwyraźniej jego reputacja jako profesora, którego nie można lekceważyć szerzyła się szybko. Zrobił kilka kroków na przód klasy i zaczął obserwować jak klasa zdająca w tym roku SUM-y zaczyna się przygotowywać do zajęć. W ciągu ostatnich dni stwierdził, że radzenie sobie z klasą Krukonów i Puchonów było o wiele łatwiejsze niż prowadzenie innych, zwłaszcza z powodu tego, że Krukoni chcieli zrobić wszystko, co w ich mocy, przy każdym zadaniu, a Puchoni nigdy nawet nie śnili o tym, by sabotować jakąkolwiek pracę któregoś z swoich kolegów.

Połączona klasa Gryffonów i Ślizgonów... cóż. To był całkowicie inny kocioł szczuroszczeta. Byłby bardziej niż wdzięczny, gdyby udało mu się doprowadzić ich do zakończenia szkoły bez wysadzenia ich przez eksplozje kociołków. Musiał je oglądać niczym jastrząb.

Ta klasa była wystarczająco zaawansowana - i na tyle dobrze wyszkolona - że musiał tylko przechadzać się po sali, a nie być przy małych nicponiach przez cały czas. Od czasu do czasu mógł pomyśleć o innych rzeczach, takich jak ostatnie etapy przegotowania eliksiru dla tego drania Filcha i o tym, jak zdobyć aprobatę Albusa, jeśli ten okropny człowiek zaprotestowałby przeciwko wzięciu go lub o swoim synu i o tym, jak przebiega mu dzień z otaczającym go tabunem Weasley'ów.

Przypuszczał, że dowie się po obiedzie.

OoO

Pani Weasley wyszła z dziećmi na zewnątrz i ruszyła zboczem wzgórza znajdującego się tuż za schodami prowadzącymi do frontowego wejścia. Harry postawił Melasę na ziemię, gdy tylko dotarli do schodów. Kotka zeszła ze wzgórza, ale trzymała się blisko Harry'ego. Patrzył, jak się bawiła, turlając się po trawie i skacząc na zbłąkane liście, podczas gdy Ron wciąż mówił do niego, przeważnie o quidditchu. Harry tak naprawdę nic nie wiedział o tym sporcie, poza tym, co usłyszał z rozmów innych albo z tego, co ojciec mu przeczytał, więc nie mógł brać aktywnego udziału w dyskusji. Ale to było w porządku. Nie miał nic przeciwko temu by być cicho. Był do tego przyzwyczajony. Naprawdę.

To, do czego nie był przyzwyczajony - i prawdopodobnie nigdy nie będzie - to ludzie skradający się za nim, chwytający i podrzucający go w powietrze.

Zdarzyło się to, gdy byli w połowie wzgórza. Oddech Harry'ego uwiązł mu w klatce piersiowej. Zwinął swoje ciało w kulkę, z głową schowaną między ramionami, nawet jeśli wzniósł się jedynie na kilkadziesiąt centymetrów, a następnie opadał. Spodziewał się, że uderzy mocno w ziemię, tak jak miałoby to miejsce gdyby to Dziudziaczek go podrzucił, ale Harry został zaskoczony złapaniem przez silne, chude ramiona i rozbrzmiewającym chłopięcym śmiechem. Wypuścił gwałtownie oddech, gdy go puszczono, na oślep próbując odejść dalej, wykonując gwałtowne ruchy, wymachując nogami i rękami, aż ukrył się za małą skałą.

- Oi, Harry! Co jest?

-George, jesteś palantem! - krzyknął Ron.

-Nie musiałeś go podrzucać!

Whelp II - Gniew Snape'a (Severitus)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz