Rozdział 10

5 0 0
                                    

Tak jak pierwszy dzień spędziliśmy na poznawaniu domu lub w basenie, tak drugi i trzeci w całości poświęciliśmy na stok narciarski i w większości przypadków, naukę jazdy. Wypożyczyliśmy sprzęt w pobliskiej wypożyczalni na cały tydzień, więc nie musieliśmy się obawiać o ten aspekt. Każdy praktycznie wybrał narty, jednakże ja zdecydowałam się na snowboard, gdyż od zawsze chciałam go spróbować. Ucieszyło to braci Miller, ponieważ oni także specjalizowali się w tej dziedzinie i dzięki temu miałam pomoc na wyciągnięcie ręki.

Z początku obaj próbowali mnie czegoś nauczyć, ale brak cierpliwości Kevina spowodował, że odpuścił bardzo szybko to zajęcie. Przez dwa dni Kai pomagał mi ogarnąć swoją deskę i wpajał mi podstawy jazdy. Szło mi nie najlepiej, ale nie zniechęcało go to, a wręcz przeciwnie. Motywował mnie, mimo że miałam już czasem chęci, żeby się poddać, szczególnie pierwszego dnia.

W drugim dniu dostałam jakiegoś olśnienia i zaczęłam łapać o co tak naprawdę biega. Udało mi się kilkukrotnie zjechać, bez większej kraksy i byłam z siebie naprawdę dumna. Zaczynało sprawiać mi to przyjemność i zaczęłam wyciągać z tego dużo energii. Często też mogłam się pośmiać, widząc swoich przyjaciół gdzieś obok i zaliczających kolejny wypadek. Nie było to miłe z mojej strony, ale robili mi tak samo i nikt się zbytnio tym nie przejmował. Jedynym ryzykiem było oberwanie śnieżką.

Robiło się już późno i ciemno, więc zaczęliśmy się pakować do auta, by wrócić na kolacje. Każdy w sumie nasz dzień tak wyglądał. Późna pobudka, a co za tym idzie, późne śniadanie. Potem wyjście na miasto, małe zwiedzanie i obiad, po czym jazda na stoku do samego wieczora.

- Dzisiaj bardzo ładnie ci poszło. - powiedział Kai, gdy podawałam mu swoją deskę.

- A dziękuję. Jakoś lepiej mi się jeździło.

- Mówiłem, że trzeba się z tym czasem przespać. Łapiesz szybciej niż Kevin.

- Może dlatego, że ja ucząc się miałem jakieś 6 lat? - odburknął jego brat, wyłaniając się zza naszych pleców.

- No popatrz, a ona jeździ już prawie tak dobrze jak i ty. A ile to już minęło? 11 lat? Słabe postępy robisz braciszku.

- Spieprzaj. - Szturchnął brata w żebra i wsiadł do auta. Widziałam, że nadal był poddenerwowany swoim wypadkiem. Choć wypadkiem tego raczej nazwać nie było można, po prostu wpadł dość mocno w zaspę i oburzył się przez to strasznie.

- Lepiej dać mu trochę czasu. Obrażona księżniczka potrzebuje chwili dla siebie najwidoczniej.

- Tak, typowe dla niego. Przestaniemy mu dawać atencję przez kilkanaście minut i mu przejdzie. - Zamknęliśmy bagażnik i ruszyliśmy na własne siedzenia rozbawieni. Dylan zdążył nam zatrąbić i już odjechać, więc ruszyliśmy za nimi.

Szczęśliwie nie mieliśmy daleko, do miejsca naszego pobytu. Droga zajmowała nam jakieś 10-15 minut. Po odstawieniu aut na podjeździe, wszyscy ruszyliśmy do domu i zmarnowani rzuciliśmy się na kanapę. Czułam ból w każdym mięśniu i nie miałam ochoty się ruszać. Widać było, że jedynie dwaj starsi i Malcolm pozostali przy siłach.

- Słabi z was sportowcy. - skomentował Dylan, przyglądając się wszystkim leżącym. - Chcecie coś do jedzenia? 

W odpowiedzi dostał jednoznaczny pomruk.

- Zamówmy pizzę, błagam. Potrzebuję kalorii... - zaczęła jęczeć Camilla.

- W sumie czemu nie. Jakieś życzenia?

- Wszystko, byleby było tego dużo. - dołączył się do jęków jej chłopak. W sumie nie widywałam go zbyt często, ani też nie miałam okazji do rozmowy z nim. Nawet wieczorami, gdy siadaliśmy wszyscy przy telewizorze albo relaksowaliśmy się w basenie, to był delikatnie wycofany. Nie przestraszony, ale nie skory do kontaktu.

Tugela naszych serc (Tom 2)Where stories live. Discover now