Tak jak pierwszy dzień spędziliśmy na poznawaniu domu lub w basenie, tak drugi i trzeci w całości poświęciliśmy na stok narciarski i w większości przypadków, naukę jazdy. Wypożyczyliśmy sprzęt w pobliskiej wypożyczalni na cały tydzień, więc nie musieliśmy się obawiać o ten aspekt. Każdy praktycznie wybrał narty, jednakże ja zdecydowałam się na snowboard, gdyż od zawsze chciałam go spróbować. Ucieszyło to braci Miller, ponieważ oni także specjalizowali się w tej dziedzinie i dzięki temu miałam pomoc na wyciągnięcie ręki.
Z początku obaj próbowali mnie czegoś nauczyć, ale brak cierpliwości Kevina spowodował, że odpuścił bardzo szybko to zajęcie. Przez dwa dni Kai pomagał mi ogarnąć swoją deskę i wpajał mi podstawy jazdy. Szło mi nie najlepiej, ale nie zniechęcało go to, a wręcz przeciwnie. Motywował mnie, mimo że miałam już czasem chęci, żeby się poddać, szczególnie pierwszego dnia.
W drugim dniu dostałam jakiegoś olśnienia i zaczęłam łapać o co tak naprawdę biega. Udało mi się kilkukrotnie zjechać, bez większej kraksy i byłam z siebie naprawdę dumna. Zaczynało sprawiać mi to przyjemność i zaczęłam wyciągać z tego dużo energii. Często też mogłam się pośmiać, widząc swoich przyjaciół gdzieś obok i zaliczających kolejny wypadek. Nie było to miłe z mojej strony, ale robili mi tak samo i nikt się zbytnio tym nie przejmował. Jedynym ryzykiem było oberwanie śnieżką.
Robiło się już późno i ciemno, więc zaczęliśmy się pakować do auta, by wrócić na kolacje. Każdy w sumie nasz dzień tak wyglądał. Późna pobudka, a co za tym idzie, późne śniadanie. Potem wyjście na miasto, małe zwiedzanie i obiad, po czym jazda na stoku do samego wieczora.
- Dzisiaj bardzo ładnie ci poszło. - powiedział Kai, gdy podawałam mu swoją deskę.
- A dziękuję. Jakoś lepiej mi się jeździło.
- Mówiłem, że trzeba się z tym czasem przespać. Łapiesz szybciej niż Kevin.
- Może dlatego, że ja ucząc się miałem jakieś 6 lat? - odburknął jego brat, wyłaniając się zza naszych pleców.
- No popatrz, a ona jeździ już prawie tak dobrze jak i ty. A ile to już minęło? 11 lat? Słabe postępy robisz braciszku.
- Spieprzaj. - Szturchnął brata w żebra i wsiadł do auta. Widziałam, że nadal był poddenerwowany swoim wypadkiem. Choć wypadkiem tego raczej nazwać nie było można, po prostu wpadł dość mocno w zaspę i oburzył się przez to strasznie.
- Lepiej dać mu trochę czasu. Obrażona księżniczka potrzebuje chwili dla siebie najwidoczniej.
- Tak, typowe dla niego. Przestaniemy mu dawać atencję przez kilkanaście minut i mu przejdzie. - Zamknęliśmy bagażnik i ruszyliśmy na własne siedzenia rozbawieni. Dylan zdążył nam zatrąbić i już odjechać, więc ruszyliśmy za nimi.
Szczęśliwie nie mieliśmy daleko, do miejsca naszego pobytu. Droga zajmowała nam jakieś 10-15 minut. Po odstawieniu aut na podjeździe, wszyscy ruszyliśmy do domu i zmarnowani rzuciliśmy się na kanapę. Czułam ból w każdym mięśniu i nie miałam ochoty się ruszać. Widać było, że jedynie dwaj starsi i Malcolm pozostali przy siłach.
- Słabi z was sportowcy. - skomentował Dylan, przyglądając się wszystkim leżącym. - Chcecie coś do jedzenia?
W odpowiedzi dostał jednoznaczny pomruk.
- Zamówmy pizzę, błagam. Potrzebuję kalorii... - zaczęła jęczeć Camilla.
- W sumie czemu nie. Jakieś życzenia?
- Wszystko, byleby było tego dużo. - dołączył się do jęków jej chłopak. W sumie nie widywałam go zbyt często, ani też nie miałam okazji do rozmowy z nim. Nawet wieczorami, gdy siadaliśmy wszyscy przy telewizorze albo relaksowaliśmy się w basenie, to był delikatnie wycofany. Nie przestraszony, ale nie skory do kontaktu.
YOU ARE READING
Tugela naszych serc (Tom 2)
Ficção AdolescenteVeronica próbuje poskładać swoje serce na nowo, odnajdując się pośród fal mórz i oceanów. Czeka ją wiele nowych doświadczeń, w których będzie musiała odnaleźć samą siebie. Czy uda jej się zapomnieć o przeszłości? Gdzie poprowadzą ją zranione uczucia...