Katrina
-Kochanie, my jedziemy do galerii. Chcesz coś? - zapytała mnie moja mama. Kobieta po czterdziestce, w blond włosach, długiej sukience w kwiaty i wysokich szpilkach.
-Monsterka bym poprosiła. - odpowiedziałam zachrypnięty głosem oraz robiłam oczka kota ze Shreka.
-No dobrze. - powiedziała zrezygnowana matka. - Tylko jednego. Co prawda po wakacjach będziesz miała 15, ale to nie zmienia faktu, że może ci zaszkodzić. - pogroziła mi palcem, a ja przewróciłam oczami.
Powtarzała mi to za każdym razem, kiedy o to prosiłam. Nie wiedziała jednak, że to było moje lekarstwo, na złamane serce, spowodowane przez ojca. Nie wiem w sumie, czy w ogóle mogę go tak nazywać. To miano stracił rok temu, w moje czternaste urodziny, kiedy to zaczął się do mnie dobierać.
Mama, podobnie jak moja starsza siostra, Olivia, nic o tym nie wiedzą. Zbyt boje się im o tym powiedzieć, biorąc pod uwagę, jak mój ojciec grozi mi za każdym razem, kiedy skończy mnie krzywdzić.
Był początek wakacji, a ja, jak to ja, musiałam dostać małego kaszlu, który i tak mi już przechodził. To była kwestia kilku godzin, a przynajmniej taką miałam nadzieję.
Moja matka wychodzi, posyłając mi ostatniego buziaka w powietrzu. Już zamierzam odpalić telefon, gdy ktoś nagle wchodzi mi do pokoju, a ja mam ogromną ochotę tego kogoś wyprosić. Kiedy jednak odwracam głowę w tą stronę i widzę mojego ojca, niemal od razu siadam po turecku i prostuje plecy.
Ma brązowe, lekko siwiejące włosy, przy oczach ma kurze łapki, od cwanego uśmiechu, który widnieje na jego twarzy za każdym razem, kiedy jesteśmy sam na sam. Momentalnie spinam ciało, a oddech mi przyśpiesza. Dzieje się tak zawsze, jak nasze oczy się spotykają.
- Jak się czujesz, słoneczko? - pyta, podchodząc do mnie, siadając obok i kładąc swoją dłoń, na moim udzie.
Spoglądam w to miejsce, gdzie moja skóra, styka się z jego. Przeszywa mną dreszcz obrzydzenia i strach jednocześnie.
- Dobrze - mówię, przełykając ogromną gulę śliny w gardle.
- Bardzo mnie to cieszy. Nie chciałbym, abyś zaczęła kaszleć, kiedy będziesz miała w ustach mo... - nie kończy, bo w tym momencie do pokoju wchodzi mama.
- Raphael. Chodź. Wiesz, że jeżeli tego dziś nie ogarniemy, będzie kiepsko - karci go mama, posyłając w jego stronę surowe spojrzenie, mówiące, aby się pośpieszył.
Nie wiem czemu moja mama wyszła za takiego potwora. Ona jest wspaniałą kobietą z ambicjami, a mój ojciec... nie jest taki. On żyje chwilą, nie przejmuje się jutrem. Nie tylko bagatelizuje większość problemów, ale także policję, za każdym razem, kiedy mu nią grożę. Mówi, że nie mam dość dowodów, a jeżeli już to zrobię, to pożałuję.
- Idę. Do zobaczenia, słoneczko - puszcza mi oczko, klepie lekko moje udo, a potem odchodzi, zamykając drzwi.
Oddycham z ulgą, kiedy słyszę odjeżdżający samochód. Dopiero w tamtej chwili odczułam spokój, a jednocześnie przerażenie tym, co by się stało, gdyby mama nie zainterweniowała...
*******
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam przed telewizorem. Spojrzałam na godzinę. Była piętnasta czterdzieści siedem. Powolnym ruchem wstałam z kanapy i skierowałam się ku drzwiom wejściowym. Otworzyłam je, a moim oczom ukazali się dwaj policjanci. Jeden młody, o brązowych oczach i czarnych włosach około 20-stki. A drugi, grubszy, z siwym, krótkimi włosami około 50-tki.
-Dzień dobry panom. - przywitałam się pierwsza. Mężczyźni spojrzeli po sobie ze zdziwieniem. Nie wiem kogo się spodziewali, ale mnie to nie interesowało.
-Panna Katrina Wood? - zapytał ten przystojniejszy.
-Tak. Coś się stało? - dopytałam zdziwiona. Powiedziałam to, jakbym miała z co najmniej 18 lat.
-Nie będę owijał w bawełnę. Twoi rodzice, wraz z siostrą zostali zamordowani. - odpowiedział ten starszy bez wzruszenia.
W tym momencie mój świat się zapadł, ciągnąc mnie na samo dno.
Zostali zamordowani.
Przed oczami mi pociemniało, a dodatkowo zaczęły mi się pojawiać mroczki. Oddech lekko przyśpieszył, a potem nastała ciemność.
*******
Obudziło mnie szturchanie w ramię. Od razu złapałam oddech, jakby właśnie wyciągnięto mnie z wody.
-Przyniosę wodę - zaproponował ten starszy.
-Co się stało? - zapytałam niemrawo.
-Zemdlałaś. Już jedzie karetka.-poinformował mnie 20-latek.
-Co teraz ze mną będzie? - pytam.
-Jeśli nie będziesz miała innej rodziny, pójdziesz do domu dziecka. - odpowiedział policjant. Jak się można był spodziewać, nie miałam innej rodziny. Mój tata nie miał rodzeństwa, natomiast mama miała siostrę, ale nie utrzymywali ze sobą kontaktu.
Historia moich rodziców jest całkiem urocza. Moją matkę porzucili rodzice w wieku dziesięciu lat. Mój ojciec, wraz ze swoimi rodzicami postanowili ją przygarnąć. Teoretycznie byli rodzeństwem, a praktycznie nikt nigdy tego tak nie postrzegał, dzięki czemu ich "miłość", przerodziła się w związek, potem w ślub i na końcu w dzieci.
Dziadków nigdy nie poznałam, bo zmarli, kiedy nie było mnie jeszcze na świecie. Teraz jednak, moim prawdziwym zmartwieniem było, czy przypadkiem nie jestem na celowniku morderców mojej rodziny.
Nigdy bym nie przypuszczała, że całe szczęście może tak łatwo prysnąć.
******
Kochani czytelnicy.
Nic nie dodałam do tego rozdziału, po prostu chciałam go lekko poprawić. I tak wogle nie wiem czy ktoś zauważył, ale pomyliłam imiona ojca Kat. Na początku napisałam John, a potem Raphael. ( każdy kto zauważył, gratulację).
Pisze kolejny rozdział, jestem ku końcowi, ale kiedy dokładnie się pojawi, to nie wiem.
Będę teraz troszkę poprawiać błędów. Raczej nie będę niczego zmieniać, a nawet gdyby, to nie zmieni nic w książce.
Widzimy się w kolejnym rozdziale. ♥
CZYTASZ
Zaadoptowana przez mafiozów
Teen FictionPierwsza część trylogii "zaadoptowana". Katrina Wood ma zaledwie czternaście lat gdy dowiaduje się, że jej starsza siostra, matka i ojciec potwór, zostali zamordowani. Biedna dziewczyna trafia do domu dziecka. Po pewnym czasie zostaje zaadoptowana...